Pobawmy się w burdel
W Amazonii sezon rolniczy odbywa się trzy razy w roku. U nas to aż trudne do wyobrażenia. Trzy razy żniwa, sześć razy sianokosy, trzy razy papierówki lecą z drzew. Marchew trzy razy, i pietruszkę można zbierać. A jaka nać! Można byłoby na przykład z takiej zieleniny ubrania szyć. Zasłonić się tu i tam nie tracąc jednocześnie nic z użytkowości. Rękawki z babki lancetowatej podwinąć jak u Levisa. Koprem przystroić włosy na wesele. Tam natura ma wszystko pod kontrolą, a człowiek bez natury żyć nie chce. Są jednak wyjątki. Jak przekonuje Wojciech Cejrowski (jego przekonania podróżnicze są na pewno wiele więcej warte niż wszystkich internetowych podróżników włącznie ze mną) za dostarczenie tam majtek odpowiadają „misjonarze” kilku, głównie amerykańskich „sekt”.
Do tej pory Indianie z amazońskiego dorzecza ubierali się w liście. Wszystko czego potrzeba do życia znajdowali w dżungli, aż znaleźli ich biali ludzie. Galoty mogą okazać się początkiem nowego otwarcia, powrotu do dawnej świetności plemion, (to już jest moja teoria) które żyły biednie od czasów zakończenia konkwisty. Biednie i bez jakiejkolwiek świadomości, że gdzieś tam w Europie, żyje się lepiej. Ludzie wykarczowali lasy, osuszyli jeziora, jeżdżą samochodami i jest osom. Teraz Indian też czeka taka przyszłość Polaka. Wyobraźcie sobie jak oni robili te rzeczy?! Każdy z każdą, każda z każdym, bez zbędnych ceregieli. Szybko na temat. Zdrowie psychiczne w najlepszym porządku, profilaktyka kwitnie, mózg dotleniony, sercowy mięsień wzmocniony, pojemność płuc dwieście procent normy. Nie ma miejsca na ból głowy, nie ma miejsca na stres w pracy. Jak nie z jedną to z drugą, jak nie pierwszy, to któryś zawsze będzie w stanie. I co z tego! Dzieci kwiaty zakichane, co z tego że uprawiali te swoje ogródki w tempie przekraczającym jakiekolwiek europejskie normy, kiedy robili to za darmo! I przez to są biedni, nic w świecie nie znaczą i nie są glam. My mamy tę przewagę, że w naszych warunkach klimatycznych robimy to rzadziej, ale za to w sposób światowy. Są takie specjalne mieszkania, domy, albo lasy przy drogach krajowych. Trwa to o wiele dłużej niż u tych dzikusów, bo człowiek musi się rozebrać z galotów, które są dziś wyznacznikiem statusu społecznego. Im bardziej opięty ciuch tym bardziej sexy, ale i tym trudniej ściągnąć to z siebie. Ale nie tylko w galotach nasza przewaga. Przede wszystkim, u nas się za to płaci jak Bóg przykazał! Transakcja gotówkowa, z rączki do rączki. Chyba, że Pan (to niemal w 100 proc. my, panie sobie radzą po indiańsku – za darmo) chce fakturę. Kwestia dotarcia do firmy, która zorganizuje ewent. Dzięki temu, państwo się rozwija. Już niebawem szacunkowe dane z Produktu Kurewskiego Brutto, zasilą wyliczenia naszego ogólnopolskiego PKB. Dokładnie nie wiadomo ile, bo dostarczyciele kas fiskalnych przepadli gdzieś bez wieści. Budżet jest więc uratowany, a branża przyczynia się walnie do rozwoju innych.
Pozwolę sobie nie zgodzić z prof. Krystyną Pawłowicz, która przekonuje na lewo i prawo, że państwu polskiemu zależy na związkach kobiety i mężczyzny, bo to nie jest „jałowe społecznie”. Społecznie to może i nie jest, ale budżet już dłużej tego nie wytrzyma. Co innego po rozwodzie. Zamiast jednego dwa gospodarstwa domowe. Nie ma ulg w podatkach, są podwójne zakupy. Dwie pralki, dwa telewizory, samochody, meble, jest podwójny vat. Robotę mają wszyscy. Od budowlańca po adwokata korzystają bez ograniczeń. Rynek rozwija się sam, wystarczy tylko lekko wspomagać kulturę opartą na chuci i konsumpcji nie tylko rzeczy ale też ludzi. Strategicznie trzeba tylko zadać o antykoncepcję (nie ma różnicy czy „przed” czy „po”), w trosce o fundusz alimentacyjny.
Pierwszy raz powiedzenie, że się ludziom „w dupach poprzewracało” nabrało tak jednoznacznego sensu. Z głowami zamieniły się miejscami.
Mariusz Rytel