Dzieci i ich „gówniarze”
Sześciolatki znów pójdą do szkoły. Obok „matek 1. kwartału”, staną „dzieci 2. półrocza”. Matki wygrały, dzieciakom się chyba nie uda, choć te z drugiego półrocza 2008 r. będą miały wolność wyboru. To ciekawe, z tą wolnością. Nie pytaj, jaką zupę zrobić na obiad. Zapytaj, czy do rosołu dodać natki, czy posiekać marchewkę? W samym pytaniu czasami zawiera się odpowiedź. Samym pytaniem można czasami wykrzyczeć swoje zdanie. Ciekawe, czy swoje zdanie będą mogli potwierdzić w referendum Rodzice?
Chciałoby się powiedzieć rodzice przez duże „R”, ale tak naprawdę rodzice przez normalne „r”. Normalni ludzie w środku zdania. Wielcy na początku, i jak występuje nazwa własna. Kiedy trzeba coś ważnego przekazać. Poza tym normalna normalność. Lekko zabiegani, uczciwi, niewadzący nikomu. Taka szara masa, której cząsteczki nie zwracają uwagę na siebie, nawet nie widząc, ile ich jest, i nie zdając sobie sprawy, jak ważni są w życiu społeczeństw. Są zdecydowaną większością, a nawet jeżeli ktoś w to wątpi to na pewno są najważniejsi. Utrzymują ten kraj. Ale nie jest pewne, że ktoś przyzna im rację. Do tej pory potrzebni byli tylko do płacenia rachunków i należnych państwu podatków. Taka samonapędzająca się maszyna na biodegradowalne paliwo. Nikt nie był przyzwyczajony, że to coś może mieć swoje zdanie. Skromni ludzie pracujący na własny rachunek, drobni rzemieślnicy naszych czasów, księgowi, doktoranci na uniwersytetach, przedsiębiorcy średniego szczebla biznesu, młodzi rolnicy do tej pory nie mieli prawa wypowiadać się publicznie. W ogóle, czy oni mają coś do powiedzenia?! Nie popierają „gejostwa”, ale też nie mają zamiaru nikogo za to wieszać. Nie tłumaczą politycznego chamstwa głodnymi wymówkami adwokatów podwórkowych diabłów. Rzeczywistość nazywają tak, jak na to zasługuje, a w pochwałach są szczerzy, choć może niebyt wylewni. Na głośne wypowiadanie swoich racji nie mają szans, a może czasem im się nie chce. Zbyt dużo wysiłku kosztuje przekrzykiwanie się przez hałaśliwe teściowe. Zawsze jest ktoś obok, kto ma rację, i traktuje innych jak gówniarzy. Mądrzejszy jest zawsze starszy. Taki człowiek stara się więc słuchać starszych. Należy się im przecież szacunek i rezon za lata wychowania. Mądrzejszy jest na urzędzie. Ta zasada akurat nie jest mierzalna. Tylko co ty, człowieku, możesz zrobić, jak on/ona mądrzejszy/a nie jest. Niepotrzebne skreślić. I tak trzeba się zachowywać, jakby był najmądrzejszy na świecie. Dowód podstempluje, zaświadczenie wystawi, dokumenty uzupełnić każe. Taki nasz powiatowy Dalajlama z miną Kim Dzong Una. Patrzysz, człowieku, i jesteś niemal pewien, że jakby miał do dyspozycji czerwony guzik, to świat wysadzałby dwa razy dziennie.
Wracasz do domu i przynajmniej w dzieciach widzisz nadzieję. Nadzieję dla nich, na lepszy los. Chcesz, żeby się wykształciły i były szczęśliwe. Prowadzisz je do szkoły i widzisz, że to nie zawsze idzie ze sobą w parze. Kolejni „najmądrzejsi” traktują cię jak intruza, jeżeli tylko wyjdziesz ze swojej roli dostarczyciela uczniów i składkodawcy.
Tymczasem rząd wpadł na genialny pomysł, by dzieci posłać do szkoły rok wcześniej. Do szkoły nieprzygotowanej logistycznie i programowo. Nikt nie liczy się ze zdaniem rodziców, popartym nawet prawie milionem podpisów. Zdaniem popartym obserwacją i racją, która leży po stronie obrońców maluchów. Z ostatnich badań (Rzeczpospolita) wynika, że połowa rodziców, która zdecydowała się posłać sześciolatka do szkoły, drugi raz nie popełniłaby tego błędu. Premierowi wydaje się natomiast, że mu słupki poparcia skoczą, jeżeli wprowadzi 25-osobowe klasy i będzie trzeba zatrudnić kilka nauczycielek. To błąd. Bo niezależnie, kto ma rację w sporze, czy to chodzi o poparcie polityczne w szkole czy w ZUSie, to wszyscy mają rację, bo na pewno nie chodzi o dobro dzieci. A wszystko to przy totalnym ignorowaniu rodziców.
Człowiek może przejść wiele upokorzeń. Mogą go z roboty wywalić. Tłumaczyć, że ciepła woda w kranie to prawdziwy luksus i szczyt możliwości. Kłamać, że wprowadzane coraz to nowe podatki i opłaty to racja wyższej budżetowej konieczności. Gdy mu się jednak „fika” do dzieci, to nie wróży nic dobrego „fikającemu”.
Mariusz Rytel