Przepis na sukces
Podobno powodzenie w życiu to mieszanka talentu, szczęścia i wytrwałej pracy. Każdy to ma. Jest w stanie po to sięgnąć. Brak szczęścia można nadrobić pracą. Brak talentu uzupełnić nadmiarem szczęścia. Choć trochę podgonić marzenia. Tylko dlaczego na szczyt wspinają się nieliczni? I czy to tylko kwestia szczęścia właśnie i układów? Zupełnie jak z dobrą kucharką. Niby każdy potrafi coś upichcić, choćby przysłowiową wodę na twardo. Niestety, nie każdemu mieszanie prostych składników wychodzi tak samo. Jajka, cukier, mąka i woda do zlepienia składników w całość.
Tak jak z ludzkim losem. I podobnie w jego przypadku liczą się jednak proporcje i sposób przyrządzania. Wodę trzeba zastąpić szlachetniejszą oliwą. Białko oddzielić od żółtka i ubić na pianę. Wszystko w ściśle wyliczonym czasie, żeby nie podeszło wodą. Tak oto obok zwykłego naleśnika pojawi się szlachetny biszkopt. Można zająć się masą. Ucierać i kręcić, kręcić i ucierać. Uważać, żeby się nie zwarzyła. Jak się już przydarzy, lekko podgrzać. Cukiernicy mają swoje sposoby. Podgrzanie atmosfery zwykle lepiej działa. Wyrośnięci w kulturze „studzenia zapału” wyrastamy z wrodzonym chyba zakalcem. Życie toczy się gdzieś obok, a nas to obok nie interesuje. Byleby tylko nie zmieniał się nasz świat. Świat, niestety, nie ogląda się na niedopieczone pierniki.
W triumwiracie miejskich aglomeracji regionu mamy Białystok, Suwałki i Łomżę. Stolica województwa to w opinii światowej prasy, chcąc nie chcąc, również opinii publicznej, miasto „ksenofobów, nietolerancyjnych kiboli i łysych jegomości podpalających drzwi muzułmanów”. Suwalszczyzna ma swoich „malarzy”, którzy swoją twórczość prezentują głównie na znakach drogowych z litewskimi nazwami miejscowości. To niewątpliwie margines, który jednak przebija się do świadomości ogółu. Kształtuje spojrzenie i wpływa na powodzenie. Zarówno jedno, jak i drugie, miasto pojawia się z burzowym hukiem czerwca na lamach prasy, w radiu i telewizji, na miejscach zarezerwowanych do niedawna dla wojennych relacji, przygód zwyrodnialców i pedofili, czyli tam gdzie dość często jest Łomża. „Powyginani ludzie”, nieszczęśliwe życie. Na tyle duże miasto, że daje względną anonimowość, na tyle mała wieś, że prędzej czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw. Do niedawna dla znacznej części medialnych konsumentów Łomża leżała nieopodal Hipolitowa. Teraz już leży w samym centrum, dzięki rodzinie ukrywającej przed światem swoje własne dzieci. Miasto i mieszkańcy spod znaku skrzywdzonych bliźniaków. Takie dramaty mogłyby i zdarzają się wszędzie. Wychodzą na jaw właśnie tutaj. Do tego dodamy „Pana Zięcia” i mamy przepis na doskonały przykład, jak spieprzyć sobie dobre imię. Oczywiście, przy założeniu, że świat się nie zmienia, a nawet jeżeli, to nikogo to nie obchodzi.
W całym tym galimatiasie walki o pozytywne spojrzenie innych Białystok ma dość dobrą medycynę, kilka prosperujących firm na tym rynku i łazik marsjański, z którym podbijają nie tylko kosmos. W Suwałkach działa twórca pierwszego polskiego satelity. To się nazywa start Parku Naukowo – Technologicznego wspierającego przedsiębiorców! Ktoś o to wszystko dba, ktoś to promuje, ktoś przekonuje, że obok „jing” jest też „jang” i na odwrót. W Łomży nikogo to nie interesuje.
Mariusz Rytel