Oderwani
Pamiętacie jak zbieraliśmy kiedyś znaczki? Trzeba było wykazać się nieprawdopodobną precyzją, hartem ducha popartym chirurgiczną wręcz ostrożnością. Każdy, po chamsku oderwany egzemplarz był bezwartościowy. W cenie były i są oryginalne egzemplarze. Trzeba było uważać na fałszywki. Pojawiały się już przed wojną, ale wtedy jakoś łatwiej było je wyplenić. Sankcja spełniała swoją rolę. Kara była dotkliwa, i nie obowiązywała znikoma szkodliwość społeczna czynu. Jeżeli już ktoś popełnił gafę, to wszyscy się z tego śmiali, czasem śmieli. Nie było prawnego pozerstwa. Takie były czasy. Chyba bardziej czarno-białe, choć głowy nie dam. Z daleka nie widać szczegółów.
Dziś znaczki z tamtych czasów są sporo warte. Tak jak wspomnienia. Sentyment do sprawiedliwości rozrasta się w zastraszającym tempie. Chociażby do mówienia prawdy. Diamentem jest profesjonalizm. Jak się zbierało znaczki, trzeba było pamiętać o odpowiednim klaserze, metodzie mocowania okazów. Najlepiej jeżeli miały wyraźny i prawdziwy stempel. Musiały być również w idealnym stanie. Filatelistyka dzisiejszych czasów wygląda zgoła inaczej. Zaczęło się już u schyłku komunizmu. Śmiech mną targa, kiedy przypomnę sobie jak zbierałem aluminiowe puszki. Po napojach z alkoholem i bez. Bez różnicy z jakiego kraju. Byle było kolorowo na półce. Dziś wydaje się, że ta pstrokacizna to był szczyt kiczu i tandety. Niekoniecznie. Dziś możemy kolekcjonować ważne i trafione ustawy, sprawiedliwe decyzje rządzących i wspaniałe wizje przeszłości. Kategorii sporo. Argumentów niewiele. Ustawy, rozporządzenia, decyzje, które będą kiedyś prawdziwymi znakami czasu można zacząć zbierać już teraz. Kiedyś będą warte sporo pieniędzy. Szczególnie te, które w rzeczywistości były w stanie uprzyjemnić i usprawnić nam życie. Są na wagę złota. Wszystkich innych jest dużo więcej. Nowych ustaw i rozporządzeń wprowadzających obowiązek trzeciej łazienki w świetlicach dla dzieci, ustalających wysokość mandatów na poziomie połowy najniższej krajowej. Tych które pozwalają na przeładowane Tiry i niedożywione dzieci. Takie, które przeciągają budowy dróg do czasu, w którym starożytni Chińczycy wybudowaliby piętnaście wielkich chińskich murów.
Ostatnio pojawił się pomysł ministra transportu, który w efekcie może doprowadzić do likwidacji kolejowych spółek. Zapewne pojawią się prywatni przewoźnicy, którzy lukę zapełnią. Oczywiście wszędzie tam, gdzie będzie się to im najbardziej opłacać. Nikt nie mówi o planach zagospodarowania pracowników, z których część zostanie zwolniona o sprzęcie i pasażerach. Pardon. O pasażerów dba Unia Europejska. Właśnie pozwała Polskę, w związku z zaniedbaniami bezpieczeństwa na kolei. Tak, w wielki skrócie. Musi być sprawiedliwie, zgodnie z prawem i bezstronnie. Niezależnie kto w tym starciu unijnych z polskimi urzędnikami wygra, i tak zapłacą wszyscy obywatele. Oczywiście wiele na to wskazuje, że w ramach polityki spójności Eurolandu wygra Unia. Jeżeli będą jakieś wątpliwości co do wyroku, na sędziego poprosi się Władimira Putina.
Takie to jakieś oderwane od rzeczywistości i zdrowego rozsądku.
Mariusz Rytel