Renesans renesansu
Coraz ich mniej. Ludzi renesansu. Nie chodzi tu o takich, co wracają do kultury i sztuki drogą prostą, człowieka stawiając na szczycie piramidy. „Od przedmiotu do podmiotu”. Bardziej o renesansowych rzemieślników. Tacy, to potrafią odwrotnie. Takie czasy. Jest sporo do zrobienia na niwie edukacji.
Odchodzą pokolenia współczesnych ludzi renesansu. Nasi rodzice, dziadkowie, a czasem i my sami, emerytowane złote rączki, musieliśmy umieć zrobić wszystko. Fizyk jądrowy, którego apogeum działalności zawodowej przypadało na lata sześćdziesiąte, był też doskonałym masarzem. Pisarz powieści beletrystycznych doskonale radził sobie z prądem, a murarz doskonale orientował się w mechanice pojazdowej. Po godzinach, kierowca ciężarówki zmieniał się w lotnego matematyka. Trzeba jakoś było dzieciom pomóc w lekcjach. Dziś te dzieci są jakby we mgle. Pod wpływem humanistycznych haseł promujących każdego w poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, niewielu wykładowców uniwersyteckich, nawet najniższego szczebla, potrafi cyklinować podłogi. Spawacz nie przejmuje się metafizyką, a filozof nie potrafi wymyślić nawet czy w domu powinien mieć lewo czy prawoskrętne drzwi. Staliśmy się społeczeństwem sprofilowanym. Pojawiły się korporacje zawodowe, nastąpił znaczący rozrost struktur związkowych. Każdy pilnuje własnego podwórka. Wszystkim innym zajmuje się biurokratyczno-etatystyczny wymiar państwowy. Państwo organizuje nam logistykę życia w całej masie społecznych wymiarów. Państwo wie lepiej? Trudno powiedzieć. Na pewno, wie co robi. Cała masa sprofilowanych społeczności w zestawieniu, ze sprawnie działającym na korzyść państwa aparatem karno-skarbowym niesie ze sobą całą masę korzyści. Dla kogo? Trudno powiedzieć, na pewno dla państwa. Nie wszystko niestety za każdym razem wychodzi dobrze. Zgodnie z założeniami i po, tak zwanej, myśli. Jeszcze niedawno słyszeliśmy zapewnienia o tym, że będziemy drugą Irlandią, później, że nie będziemy drugą Grecją, a w Polsce będzie tanio jak w sklepie, w którym wszystko dostępne jest za pięć złotych. Nie wyszło. Paliwo już dawno przekroczyło magiczną kwotę.
Ostatnio mamy przykład niemej dyskusji o wyższości kpt. Wrony nad kpt. Protasiukiem. Nikt wprawdzie oficjalnie nie zająknął się porównaniem, ale atmosfera jest tak gęsta, że siekierę można wieszać. Niestety wydaje się, że to również zasługa państwa. Nawet mniej lub bardziej państwowa firma lepiej jest zorganizowana niż ono samo. Czas chyba wrócić do przyzwyczajeń ludzi renesansu, bo niebawem może nas cofnąć do średniowiecza.
Mariusz Rytel