Świąteczna epokalipsa
W 1973. r, słynny dziś białostoczanin Edward Redliński, pisze chyba swoją najsłynniejszą powieść “Konopielka”. Książka o Taplarach ma swoją wymowę dzięki brakom w jej treści poprawnej wymowy mieszkańców, a głównie jednego, który wciela się w rolę narratora. Tam są modni dziś, “my” i “oni” w doskonale zobrazowanym tych słów znaczeniu. Do wsi, gdzie o zdolnościach pisania tylko słyszano a czytać nigdy nie było czego, przyjeżdża nauczycielka i zaczyna rewolucję społeczno – obyczajową. Wypisz wymaluj dzisiejsza Polska w konfrontacji z Europą, z jednym wszakże “ale”. Nauka czytania i pisania chociaż dla wioskowych wydaje się tragedią, taką nie jest.
Fala tragicznej bezmyślności jaka przechodzi przez “starą Europę”, przyprawia o wtórny analfabetyzm. U nas połowa grudnia to czas kiedy z radiowych i telewizyjnych anten oraz gazetowego papieru znikają powoli politycy, muzycy, cynicy, lunatycy, gawędziarze i krawaciarze, a pojawia się św. Mikołaj, choinka, szopka, bezpłatne dodatki w postaci płyt z kolędami i kuchenne porady. Mówiąc krótko, rodzinna sielanka. Myli się jednak ten kto sądzi, że tak będzie wiecznie. “Cywilizowany” świat przeżywa swoich społeczno-polityczno-gospodarczo-seksualnych bohaterów. Z perspektywy Europy mogłoby się wydawać, że Polacy żyją w Taplarach. Tam “zimy so zimne, a lata gorące” - jak mawiał Kaziuk synowi. On mówił prosto nawet prostacko, ale prawdę. Dziś prawda nie jest trendy. W “Konopielce” po prostu stare ściera się z nowym, i tu jest być może klucz do rozwikłania różnic, chociaż niektórym wyda się zbyt banalny. Ale u nas są kolędy, siano pod obrusem, dodatkowa zastawa, mimo że rzadko do dwunastu potraw. W tym roku trzeba będzie więcej waty na choinkę położyć, bo oryginalnego śniegu nie wystarczy pewnie nawet na poprawę samopoczucia. Zawsze przychodzi Święty z podarkami, mimo że portfel ma chudszy. Ale świętość nie jest trendy.
Ostatnie doniesienia o świątecznych przygoto-waniach w całej Europie przyprawiają o dreszcze. David Beckham z żoną wcielają się jako figury woskowe w szopce eksponowanej przez londyńskie muzeum. W innych krajach zabrania się w ogóle wystawiania szopek, a z kolęd wykonywanych publicznie usuwa się imię Jezus, zastępując je określeniem “cnota”. Wszystko po to, by być politycznie i społecznie poprawnym i nie drażnić zwolenników innych wyznań. To jest trendy. Na tym tle Polska wypada jak bagno, wiocha, dziura zabita dechami, w najlepszym razie zaścianek. Polska postrzegana jest ciągle jako kraj z zabobonami, słomą w butach, a dzieci mają tu żółtaczkę zaraz po urodzeniu.
Nowe idzie. Wychodząc naprzód “autorytetom” Europy, umordowanym wymyślaniem nowych życiowych zasad proponujemy co następuje: wszystkie szopki przerobić na wiaty, zrezygnować z i tak niewykorzystanych projektów budowy autostrad i wprowadzić Ogólnonarodowy Plan Budowy Ścieżek Rowerowych. Wiadomo bowiem w co wyposażone są rowery, a wolność seksualna to priorytet. W podobnym duchu należy spalić na rynkach miast wojewódzkich wszystkie słowniki języka polskiego, w których znajdują się bardziej dosadne określenia siostry swojej matki. Strój Mikołaja powinien mieć fabrycznie wszyte na nogawki czerwone skarpety. I wreszcie, zakazać prezentacji i reklam piwa, w których zapomniane są ogromne zasługi, jakie w procesie produkcyjnym odgrywają szybko rozwijające się kolonie drożdży. Świat ewoluuje, a biologiczne zmiany w ludzkim organizmie rzucają się niektórym na mózg.
Mariusz Rytel