Przed świętami...
- Półtorej tony karpia rozchodzi się k... w trzy godziny – relacjonuje „na radiu” kierowca TIRa, który przez ostatni miesiąc, nie robi nic innego tylko wozi ryby do warszawskich hipermarketów. Chwali się, że przez ostatnie trzy dni spał dwie godziny. Jest ciemno. Pada śnieg. Wieje wiatr. Sunąc w kolumnie samochodów przed ciężarówką, wiedząc że kierowca jest na rezerwie, czuję się o niebo bezpieczniej. Niebo proszę, żeby jeszcze nie teraz. Nie z powodu śpiącego faceta i ryb.
- Dla mnie nie starczyło już nawet choinek – skarży się leśnik spod Białegostoku. Zapomniał, nie zdążył. Niczym Trąbalski. Nie udało się chłopu wybrać zgrabnego drzewka, mimo że przez cały rok dogląda paru tysięcy iglaków. Zawiódł dzieci, i przede wszystkim żonę. - Największy kłopot przed świętami jest właśnie z żonami - do rozmowy włącza się przedstawiciel handlowy. Jego zdaniem kobiety ogarnia jakaś dziwna „mania sprzątania i gotowania”. Nic się poza tym nie liczy, a świat się zmienia nie do poznania. Świat kobiet oczywiście. Wieczne pretensje i docinki. Człowiek we własnym domu miejsca sobie znaleźć nie może. Pięć minut dłużej w łazience urasta do rangi afgańskiego konfliktu. - Gdyby nie twoja kobieta to byś przy wigilijnym stole siedział nad parówką na ciepło i jajkiem na twardo – odzywa się „koleżanka”, która do domu ma jeszcze jakieś pół tysiąca kilometrów. Rezolutną Ślązaczkę poznać można było dzięki popularnemu w tamtych stronach określeniu „ciulu jeden”. Wojna płci, to już bożonarodzeniowa tradycja. Elektryk zapomina o sprawdzeniu choinkowych świecidełek. Sprawdza je, oczywiście już wtedy kiedy wieczorem zamknięte są wszystkie sklepy. A, ile się przy tym nasłucha?! Hydraulikowi przypomina się o cieknącym zlewie na dwadzieścia minut przed wieczerzą. Murarz dowiaduje się, że już trzeci rok z rzędu o niewielkim remoncie, który go przerasta. Swoje o sobie usłyszy stolarz, piekarz a nawet dentysta. To domowe zamieszani oczywiście przekłada się na ogólnospołeczną życzliwość inaczej. Zauważamy się w kolejkach. Instytucja zorganizowanego oczekiwania bez gwarancji sukcesu, szczególnie starszym przypomina „stare dobre czasy”. Dzieciaki śledziły przedświąteczne transmisje telewizyjne z postępów cumowania kontenerowców z pomarańczami, który już za chwileczkę, już za momencik miały trafić na wigilijne stoły. Dzisiaj gwarancja otrzymania pożądanego towaru nieco większa. Oczekiwania też jednak znacznie wzrosły. W efekcie poziom frustracji – zbliżony.
Nie zmieniła się za to sytuacja wśród kierowców. Kiedyś brak zakorkowanych ulic powodował frustracje u tych co na talon czekali latami, dzisiaj niemal każdy może mieć samochód dzięki czemu czas dodarcia do celu znacznie się wydłużył. Kiedyś w telewizji nie było co oglądać, teraz nie wiadomo co wybrać. Efekt ten sam. Święta to trudny czas dla nas wszystkich.
Irytacja, bezradność, nawet trochę żal to przedświąteczna codzienność. Świąteczny odpoczynek wymaga co najmniej zdwojonego zaangażowania w pracę. Z kolei zaangażowanie w pracę osłabia i tak nadwyrężoną czujność. Na chwilę wyłączamy gdzieś zdrowy rozsądek. Każdy w biegu zajęty sobą. Chyba nie bez przyczyny wprowadza się nowe stawki VAT, czy nowiuśkie, nigdy nieużywane taryfy za energię elektryczną. Nikt nie protestuje. - Nie ma rady. Do świąt trzeba się przecież przygotować – wzdycha kierowca, któremu przypomniało się za ile dzisiaj tankował auto.
Mariusz Rytel