Równe połowy
Mówią, że jesteśmy pieniacze, że zawistnie patrzymy na sąsiadów. Mówią, że jesteśmy romantyczni. Oderwani od pragmatycznej rzeczywistości, patrzymy na świat przez łzy wywoływane smętną melodią historii. Twierdzą, że jesteśmy kłótliwi i udowadniamy, że niezgoda buduje. Coś w końcu budować musi skoro zgoda jest w stanie nas zrujnować. Niewielu zauważa, że jest jeszcze jedna, ostatnio chyba najbardziej widoczna nasza cecha narodowa – dzielenie. Dzielenie nie byle jakie, bo przez dwa. Cała Polska, Warszawa, Łomża, Bronowo, od największej do najmniejszej miejscowości lub grupy społecznej jest podzielona. Niezależnie gdzie mieszkamy, jakie akurat problem mamy do rozwiązania, jakie jest nasze spojrzenie na świat, nasz emocjonalny stosunek do zjawisk, wydarzeń, rzeczy, jest przeorany. Niemal na połowę.
Oczywiście zdarzają się sytuacje, co do których jesteśmy bardziej przekonani. Niezależnie czy na „tak”, czy na „nie” procentowa szala przesuwa się bardziej. Jednak w większości wypadków nawet jeżeli nierówne to są połowy, jesteśmy w połowie rozdarci. Dość wspomnieć czasy szkolne. Każdy normalny Polak, Łomżyniak przynajmniej połowę czasu przeznaczonego na naukę potrafił kompletnie przebimbać. Nawet ten, kto twierdził, że nie uczył się kompletnie coś tam liznął kartkując przynajmniej połowę materiału dzięki czemu na testach wyboru dostawał połowę punktów. Jak miał szczęście trafiał się jeszcze jeden mały punkcik i temat zaliczony. Dorośli, w połowie tygodnia mają kłopot z dogadaniem się z drugą połówką. Chodzi zazwyczaj o plany na weekend i przyjazd mamusi. Tak po połowie. W efekcie połowę wolnego czasu spędzamy przed telewizorem, resztę zajmuje obsługa komputera. Nie ma co dzielić włosa na czworo. Tym bardziej, że połowa mężczyzn przejawia tendencję do łysienia. I chociaż jest nas prawie połowa to jesteśmy w mniejszości. Cena świętego spokoju kosztuje. Mniej więcej o połowę drożej niż wszystkie inne. Na ukojenie chociaż w połowie skołatanych nerwów, niektórzy wybierają pół litra. To jednak dopiero po północy, jak już wszyscy śpią. Połowa determinuje również życie zawodowe. W instytucjach zorganizowanych za wyjście choćby na pół kroku przed szereg dostaje się w najlepszym razie połowę stawki. Przedstawiciele handlowi wiedzą, że jak przyjdzie złapać gumę to zawsze w połowie drogi, gdzieś w lesie.
Połowa największe znaczenie ma w skali globalnej. Dążymy do wzoru wyznaczonego przez amerykański model demokracji, gdzie władzą dzielą się dwie partie. Głosuje na nie zwykle połowa wyborców, którzy udali się do urn. Znalezienie języczka uwagi zajmuję przynajmniej połowę czasu trwania kampanii. Jest hucznie i kolorowo. U nas jest trochę inaczej, a nawet dużo bardziej. Bezbarwnych kampanii kandydatów nawet w połowie nie uzupełniają kolorowe plakaty i ulotki. Przy lekturze połowy wyborczych list dochodzimy do wniosków, że przynajmniej połowa kandydatów to słupy, zaproszone tylko po to, żeby można było wydać więcej pieniędzy na kampanię. Są przecież limity. No i rzecz najważniejsza. Frekwencja.
Połowa z nas nie chodzi na wybory. Ci co idą najczęściej głosują na półgłówków. Sami to zauważamy, ale dopiero gdzieś w połowie kadencji. Później wszystko wraca do normy.
Mariusz Rytel