Kosmonauta don Kichot
Jeden z rosyjskich kosmonautów zaproponował ostatnio tamtejszym politykom, że zabierze ich w kosmos. Doświadczenie zerknięcia na planetę z wysokości kilkunastu tysięcy kilometrów miało uświadomić wodzom, jak kruche jest życie na Ziemi. Jeszcze nie wiadomo czy, któryś z adresatów przyjmie zaproszenia a już pojawiły się komentarze z propozycją wysłania w kosmos polityków innych państw. Byłby to z pewnością „mały krok dla człowieka ale wielki dla ludzkości” - wtórują inni, parafrazą słów Amstronga, drugiego (po Twardowskim) obywatela Księżyca.
Swoją drogą, uwzględniając kalendarz, to dobry czas na refleksję. Z góry wszystko wygląda inaczej. Większość ludzi przypomina sobie to wrażenie pogłębiane hollywoodzkimi scenariuszami. Nie tylko psychologowie przekonują jednak, że wystarczy zmienić punkt siedzenia a zmieni się punkt widzenia.
W momencie bezpośredniego zagrożenia jesteśmy w stanie do góry nogami wywrócić dotychczasowy system wartości. Bez szemrania przyjmiemy kolejną podwyżkę „zusowskich” składek, nie drażni nas już Telekomunikacja a nawet możemy jeździć na „chrzczonym” paliwie, to wszystko i jeszcze wiele za cenę spokoju. Spokoju na ogół jednak pozornego. Gdzie wprawdzie spotykają się twarze ale zderzają się zdania i zwalczają ideologie. Problem w tym, żeby to zauważyć, nie trzeba wylatywać w kosmos. Wystarczy trochę obiektywnej obserwacji. Jakoś odpowiada nam ten system, że im bardziej jesteśmy anonimowi tym swobodniej możemy narzekać. W tym wypadku nie narażamy się na riposty. Człowiek nie lubi konwersacji. Kiedy dotyka go osobiście przechodzi to jak grypę żołądkową. Przysłowie: „im dalej w las, tym więcej drzew” - jest dla nas w tym przypadku nie ostrzeżeniem ale potrzebnym wytłumaczeniem. Wśród drzew mało widać. Tym bardziej powinny cieszyć jednostki wyróżniające się. Najlepiej jednak wszystko robić z głową – mawia nie mniej stare i nie mniej przydatne porzekadło. A propos wśród głów koronowanych demokracją (wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, radnych wojewodów, marszałków, posłów, senatorów) i pracą (naukowców), obecny na uroczystej inauguracji (pierwszego z szeregu przyszłych lat istnienia państwowej uczelni w Łomży), był poseł Andrzej Fedorowicz. Blisko godzinne powitanie gości nie zapowiadało odważnego wystąpienia jakie później miało dosięgnąć zebranych. Reprezentant narodu z wyboru, przemówił donośnie i z charyzmą a w niej dało się słyszeć szczęk oręża ciężkiej jazdy z pod Grunwaldu, Wiednia, i Chocimia, no... chyba, że to echo grało. Z twarzy przewodniczącego uroczystościom magnificencji można było wyczytać złość, że organizatorzy nie zadbali o makietę znaczka określającego programy „tylko dla dorosłych”. Wszak na trybunach zasiadła studencka młodzież.
Poseł Fedorowcz niczym niewinny wianek w noc sobótkową podarował uczelni kilka tomów zebranych własnoręcznie dzieł Macieja i Romana Giertychów. Podobnie jednak jak i dziewica puszcza wianuszek z myślą o zaznaniu uciech tak i poseł miał w tym swój ukryty plan. Mimo ripost magnificencji o uczelni wolnej od ideologii poseł wie, że czysty obiektywizm podobnie jak czysty spirytus, nigdy nie jest w stu procentach. Don Kichot apelował o udostępnienie podarowanych pozycji studentom. Podręczników ci u nas dostatek - zdawała się mówić niewzruszona mina magnificencji - ale i te kilka nagich książek przyjmiemy – odpowiadał. Ale oczywiście bez zobowiązań. Nasz bohater, niczym wyrwany żywcem z kart powieści Cervantesa, naraził się na niewybredne komentarze wypowiadane na przerwie, głównie przez reakcyjne siły liberalne, neo-siakie i post-owakie. Był to kolejny etap walki z wiatrakami, ale już nie drewnianymi z plant średniowiecznej la Manchy, a zbudowanymi ze zbrojonego betonu za pieniądze Unii Europejskiej. Walka trwa!
Podsumowując, znów można nawiązać do terminologii leśnej i przysłowia o rozbudowanym drzewostanie. Czasami trafiają się sztuki wyrastające ponad rzeczywistość. Konarami bujają w obłokach a z dołu widać tylko pień.