Koło historii
W czasie wielkich rocznic historycznych, w kilka minut po ostatnim rosyjskim artykule na temat tego jak Polska kolaborowała z Niemcami, kilka dni po zdobyciu przez siatkarzy mistrzostwa Europy, chwilę po wyruszeniu w drogę, albo w trakcie mycia zębów – w każdej chwili może nas dopaść myśl „Co by było gdyby wojna nie wybuchła?”. Coraz częściej zadajemy sobie to pytanie, bo na rosyjskie pytanie kto ją wywołał, kiedy i dlaczego, nie mamy już siły odpowiadać i ręce nam opadają.
Pytanie „Co by było gdyby...?” jest pytaniem z gatunku refleksyjnych. Jesteśmy już przegrzani natłokiem informacji więc potrzebujemy czegoś na uspokojenie. Czegoś co pozwoli nam wyrobić sobie własne zdanie i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku patriotyczno-obywatelskiego wrócić do codzienności i pytań „Gdzie do cholery podziały się nożyczki do paznokci?” Niech się nie obrusza ten, kto dopatruje się obrazoburstwa w tym czy podobnych porównaniach. Gdybyśmy byli społeczeństwem tylko i wyłącznie dwudziestoczterogodzinnych czcicieli wzniosłych idei, to kto piekłby chleb, szył ubrania czy obrabiał skrawaniem? Obiektywna, tak bardzo jak to jest możliwe, pamięć o historii jest nam potrzebna do budowania naszego kręgosłupa teraźniejszości i wizji przyszłości, ale bez zapominania o powszednim chlebie. To ma grać w nas razem, a nie zamiast. Tymczasem elity polityczne spierały się ostatnio w kwestiach historycznych i spierać się jeszcze zapewne będą. Zapominają, że robią to zamiast. Za dużo czasu spędzają na dyskusjach, zamiast zająć się naprawianiem tego co wymaga naprawy. Proszę sobie sprawdzić w internecie hasło „ludobójstwo” czy „zbrodnia wojenna”. W dyskusji o uchwale ku pamięci zbrodni Katyńskiej i uczczenia jej ofiar, posłowie też popełniali błąd w stylu „zamiast”. W dokumencie te dwa zwroty można było umieścić „razem”, i we wzajemnym szacunku i poszanowaniu historii przejść do następnego punktu obrad. A tak wyszło jak zwykle.
Co by było gdyby wojna nie wybuchła? Zastanawiamy się czasami i my. Zastanawiają się i oni, którzy są historykami, ekonomistami, politologami. W kilku słowach mówiąc, są ludźmi którym za to zastanawianie się płaci. Dzięki temu mogą zastanawiać się dłużej, a wyniki tych dłuższych chwil refleksji są bardziej zbliżone do prawdy niż nasze. Bez odwoływania się do nazwisk, bowiem opinie profesorów bardzo często się pokrywają, ogólnie przytoczę, iż twierdzi się, że gdyby wojna nie wybuchła to w Polsce narastałyby separatystyczne ruchy środowisk białoruskich, ukraińskich czy żydowskich. Byliśmy przecież przed II Wojną Światową tyglem narodowościowym, przy którym dzisiejsze Bałkany to osiedlowy plac zabaw. Gdyby nie wojna mielibyśmy inteligencję, która powoli dźwigałaby kraj do gospodarczego dobrobytu. Może Amerykanie nie przyjeżdżaliby do nas na saksy, ale moglibyśmy żyć na poziomie dzisiejszych Hiszpanów, Włochów, a może nawet Francuzów. Z tej inteligencji, którą haniebnie zamordowano, wyrósłby może nowy Marszałek, który autorytetem nie tyko twardej ręki, nie pozwoliłby na narodowościowe konflikty. Naukowcy twierdzą jednak, że wtedy wzrost gospodarczy doprowadziłby do pogłębiających się podziałów na tereny biedne i bogate, co mogło skutkować konfliktami na tle regionalnym, upadkiem autorytetów i powrotem do konfliktów narodowościowych.
A co w Świecie? Zdaniem naukowców Związek Radziecki nie byłby tak silnym związkiem jak po wojnie, i trudniej byłoby sowietom nieść rewolucję w różne zakątki świata. Stalin nie straciłby jednak władzy, a ZSRR byłby jedną ze światowych potęg. Mocne gospodarczo Niemcy i Wielka Brytania też byłyby ważnymi graczami na arenie międzynarodowej i oczywiście Stany Zjednoczone, którym wojna potwierdziła tylko potęgę, której nawet same nie były świadome. Tęgie głowy twierdzą też, że tak jak po wojnie tak i zamiast niej, doszłoby do konfliktów, stawiania żelaznych kurtyn. Pojawiałyby się wielkie podziały, granice i małe miedze. Mówiąc krótko – zarówno w Polsce jak i na całym świecie, gdyby nie doszło do II Wojny Światowej, to musiałoby dojść do jakiejś innej wojny światowej. I nawet, na te tezy patrząc z przymrużeniem oka, nie można pewnym stwierdzeniom odmówić logiki.
Wnioski z tego nie są wcale optymistyczne, nie tylko dla naszych rodziców i dziadków, ale i dla naszych dzieci i wnuków.
Mariusz Rytel