W poszukiwaniu zwycięzcy
Podobno osoby, które mieszkają w domach z numerem „3” częściej wygrywają w totka. Dzieje się tak nie tylko w Wielkiej Brytanii. Trudno stwierdzić, jak jest we Włoszech, bo zwycięzca największej w historii puli nie ujawnił się, przez to Ośrodek Badań Statystycznych „Cosa Nostra”, nie jest w stanie zweryfikować tej teorii.
Skoro trójka jest szczęśliwa, to może nieparzyste też? A co jak ktoś mieszka w bloku? Jeżeli blok jest pod parzystym numerem to może chociaż wystarczy numer mieszkania? Niezależnie od tego czy teoria jest prawdziwa, czy to tylko wymysł nieszczęśliwych frustratów, nie jest łatwo przyciągnąć do siebie szczęście. Mimo, że to termin z gatunku górnolotnych abstrakcji podlega zwykłym rynkowym regułom. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dlatego dziś tak trudno o łut szczęścia, bo coraz więcej ludzi jest nim zainteresowanych. Sam zauważyłeś niedawny turysto, że o wiele łatwiej jest znaleźć bursztynek na plaży o szóstej rano niż o szóstej po południu. Podobnie jak z czterolistną koniczyną. Zamiast szukać w parku, lepiej wybrać się na łąkę. Zupełnie jak w żeńskim akademiku. Konkurencji praktycznie żadnej.
Podobno człowiekowi raz w życiu trafia się ogromna szansa. Może z tego skorzystać albo nie. Jeżeli jest ciapa może nawet tego nie zauważyć. Jeżeli jest mądry, może nawet sobie darować. Wolna wola. A co z całym miastem? Jeżeli powodzenie obywateli żyjących w granicach administracyjnych jednego grodu mierzyć liczbą pojedynczą, szczęście łomżyniaków trzeba podzielić przez prawie sześćdziesiąt tysięcy. Biorąc pod uwagę, że zaledwie kilku, góra kilkunastu startuje w wyborach na prezydenta, a jeden ma szczęście wygrać to zabiera z tej puli lwią część szczęścia. Maluczkim zostają marne ułamki i muszą się cieszyć z tego, że im kanapka nie spadła masłem na podłogę.
Po ostatniej decyzji Rady Ministrów o planach budowy mitycznej Via Balica przez Łomżę, szef Platformy Obywatelskiej w województwie podlaskim obwieścił, że wygraliśmy „los na loterii”. Mówił też coś o malkontenctwie, czyli wiecznie niezadowolonych mediach, ale może wynikało to ze zbytniego przyzwyczajenia się posła do TVN 24. Pytanie jednak – co z tym losem? Czy nie jest to delikatnie mówiąc nadużycie znaczeniowe? Z tego stwierdzenia wynika bowiem, że historia Łomży, mało – historia tej części naszego kontynentu od okresu krzepnięcia lądów do czasu trzeźwienia zagorzałych, zmierzała właśnie w tym kierunku. W kierunku przebiegu Via Baltica przez Łomżę. Szczęściem więc jest dla miasta to, że na trasie przebiegu drogi przez Białystok od milionów lat wyrastały puszcze i bagna. Szczęściem, że od setek tysięcy lat nikt ich nie wyciął z tych miejsc, a od kilku lat są wpisane w specjalny program ochrony przyrody. Zaprawdę to niesamowite szczęście, że politykom wszystkich opcji i kolorów nie udało się tego zepsuć. To już jednak przeszłość. Przynajmniej mamy taką nadzieję. W Łomży ważniejsze od budowy drogi, będzie teraz rozstrzygnięcie kwestii, kto ma prawo do realizacji kuponu. Czy to prezydenci i członkowie wielu miejskich rad, z narodowymi włącznie, którzy przez dziesiątki lat od pojawienia się pomysłu drogi, starali się jak mogli, żeby nie przeszkadzać? Może posłowie wielu kadencji, którzy interpelacjami na temat Via Baltica wprawiali w osłupienie niejednego ministra? Być może sprawę wygrały inne związki, stowarzyszenia i bractwa mniej lub bardziej formalne? A może to media? Ojców sukcesu będzie wielu. Chodzi też o to, żeby walka o kupon nie pozwoliła zapomnieć nam słynnej historii o Tatarzynie, który za łeb trzyma. To nie jest malkontenctwo, to życie.
Mariusz Rytel