Tempo
Nie jest ważne, by posiać w czas warzywa. Zebrać zboże przed deszczem. Nie chodzi też o to, żeby zdążyć na autobus czy pociąg. Nieistotne czy wyrobimy się z remontem przed zimą. Nawet to czy uczeń skompletuje wszystkie podręczniki nim rozpocznie się rok szkolny. Szczególnych powodów do zadowolenia nie powinien mieć ten kto zdąży przed dwudziestą drugą do monopolowego. Wystarczy zwykłe.
Wcale nie chodzi o to, że zakupy może zrobić na stancji benzynowej. Na stacji też są przestoje. Tak gdzieś około północy przychodzi druga zmiana. Szczęśliwy ten kierowca, który zdąży zatankować bez przeszkód. Szczęście jednak niejedno ma imię. Spotyka gospodarza, który zdąży utuczyć trzodę przed świńskim dołkiem i emerytkę, która zrobi zapasy słoniny przed górką. Podobnie jak kierowca, który dojedzie na czas. Zrobi tak mimo, że podróżując po polskich drogach mógłby dojechać dwie godziny później lub trzydzieści lat za wcześnie. On jest na miejscu i jest zadowolony. Tak jak prezes, który sprzeda swoje akcje przed bessą i księgowa, której dane jest wykazać się kreatywnością. Prokurator też się cieszy, kiedy później będzie mógł w czas pozbierać wszystkie argumenty. Zadowolony jest rowerzysta, który zdąży tak się rozpędzić, że wjedzie na Giewont i polski piłkarz w zachodnim klubie, kiedy dotknie piłki przed końcem meczu. Podobnie jak rencista, który zdąży jeszcze trochę pożyć po pobycie w państwowej placówce opieki zdrowotnej. Niby to dalekie od siebie porównania, ale śmiem twierdzić, że chociaż w ciągu jednej małej milisekundy wszyscy odczuwamy podobnie. Kamień spada nam z serca. Tak jak gospodyni domowej, kiedy zdąży wyłączyć żelazko przed przyjazdem straży pożarnej. Niby nic, ale uskoczyć przed musztardą wyciśniętą niechcący z hot doga to też jest sztuka. A propos. Artysta czy rzemieślnik, w różnych okresach dnia, życia, kwartału czy dekady gonimy za czymś innym. Ale zawsze gonimy. Czas jaki spędzamy na gonitwach jest coraz większy. Nie licząc pędzenia w Puszczy Białowieskiej i pobliskich lasach, która to czynność wymaga zabezpieczenia z góry określonej ilości czasu. Niektórym i tak, aż ręce się trzęsą. Świat jest pełen wyjątków, które potwierdzają regułę. Najczęściej jednak walczymy z czasem, żeby zdążyć przed kimś lub czymś. Czas determinuje nasze życie i funkcjonowanie we współczesnym świecie. Sport jest tego przykładem. Chociaż niektórzy starają się, żeby wyżej i dalej, to i tak najwięcej emocji wywołuje ten, który szybciej. Bicie rekordów to nic innego jak kolejna pogoń za sławą czy pieniędzmi. Podręcznikowa kariera Nikodema Dyzmy pokazuje, że nie tylko bicie rekordów zapewnia ponadprzeciętny wikt i opierunek. Jak mawia Marcin Wójcik w jednym ze skeczów kabaretu Ani Mru Mru – „Dziwny jest nasz kraj. Trzeba kogoś naprawdę wielkiego w dupę kopnąć, żeby się los do ciebie uśmiechnął.”
Na tle tych wszystkich argumentów Łomża wydaje się oazą spokoju. Miasto w rankingach spada. Dość wspomnieć o ostatnim zestawieniu pomyślności miast na prawach powiatu publikowanego przez dziennik Rzeczpospolita. Ostatnio byliśmy na dwudziestej piątej pozycji, teraz już czterdziesta czwarta. Oczywiście i do tego miejsca jesteśmy w stanie dorobić teorię, ale po co. U nas nikomu się nie spieszy. Spokojnie, tak jak Narew, płyniemy do przodu. Problem w tym, że do przodu, w tym wypadku, to jest ostra jazda na wstecznym. W mieście przecież tyle się dzieje. Zakładamy Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, budujemy pływalnię, remontujemy drogi – nawet te niedawno wybudowane. Jest więc z czego się cieszyć. Tym bardziej, że większość z tych inwestycji zakończy się już w przyszłym roku. Spokojnie bez pośpiechu. Rok wyborczy ma przecież swoje prawa. Chociaż w takim tempie to i tak możemy nie zdążyć.
Mariusz Rytel