Akuszerka polityczna
Przyszły tatuś. Taki oczywiście statystyczny, tyje kilka kilogramów podczas ciąży. Nie ma tu mowy o hollywoodzkich rewelacjach filmowych. Tyjemy, kiedy w ciąży są nasze żony. Tak po prostu. A może nie do końca jest to proste? Niektórzy panowie, i do tego nie trzeba naukowy teorii, odczuwają porodowe bóle, a nawet regularne skurcze. Mamy ochotę na niecodzienne potrawy, często jesteśmy rozdrażnieni. Bekliwy przyszły ojciec nie powinien dziwić się porannym mdłościom. Ale, kiedy wzrośnie częstotliwość odczuwanych ruchów w okolicach żołądka niewątpliwie powinien udać się do lekarza. Tylko czy adres ginekologa jest w tym wypadku odpowiednim adresem?
Tego nie potwierdzono. Tak jak tego czy na Marsie istniało kiedyś życie. Życie przyszłego ojca nie jest więc proste. Śmiało można powiedzieć, że jest bardziej skomplikowane niż ciężarnej, przyszłej mamy. Ona ma przynajmniej rozsądne wytłumaczenie. Mężczyzna musi czekać do porodu. Nie ma co liczyć, że w przeciągu następujących po tym wydarzeniu dni objawy ustąpią. Można je jednak łatwiej wytłumaczyć. Kiedy kobieta jest w połogu i ciągle przebywa w szpitalu, radość z urodzenia potomka trzeba przecież z kimś dzielić. Dzielnie wspierani przez kolegów, przyzwyczajamy się do nadchodzących nieprzespanych nocy. Nie można też pozwolić, by nagle ustąpiły nudności, ścisk w żołądku i inne objawy ciąży, które towarzyszyły mam przez kilka ostatnich miesięcy. Organizm nie lubi gwałtownych zmian, a w utrzymaniu tego stanu pomagają nam spotkania z rzeczonymi przyjaciółmi. Ciągnące się godzinami spotkania, także im pozwalają przygotować się do tej sytuacji, z którą prędzej czy później przyjdzie się zmierzyć większości mężczyzn. Niektórzy, bardziej doświadczeni mogą sobie w tym czasie przypomnieć stan przeżyć, które sami przechodzili.
Cały ten wywód i związane z nim porównania, przyszły mi do głowy, kiedy usłyszałem jedną z wielu prezentowanych ostatnio debat politycznych. Po raz kolejny dowiedziałem się, podobnie jak wszyscy słuchacze i widzowie zarazem, że jest jak jest, bo „demokracja rodzi się bólach”. Ileż można się rodzić. Każdy zespół położniczy wie, że jak poród trwa dwadzieścia godzin, a i takie się zdarzają, to jest to już długo. Dwadzieścia lat to nawet jak na polityczne porody nieprawdopodobny wręcz kosmos. Człowiek w tym wieku, coraz częściej ma już swoje dzieci, a tu ciągle to samo. Ciągle rodzą się pomysły i rozwiązania w stylu ni pies ni wydra. W kraju coraz więcej kłótni, a coraz mniej konkretów. Niewielu patrzy na realne efekty chocholich tańców na górze.
Traktuje się nas jak stare wiejskie akuszerki, z którymi tak na prawdę nikt się nie liczy wybierając specjalistyczną opiekę ginekologiczno-położniczą. Tak demokracja, wyrażana przez kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego, dzisiaj funkcjonuje. Czy chcemy czy nie, niewiele mówi się o realnych możliwościach poszczególnych europosłów i co tak naprawdę taki europarlament może. Mówi się za to o nas, wmawia się nam dziwne potrzeby. Gdzieniegdzie piecze się kiełbasę wyborczą. Nie tak nachalnie jak ostatnio. Ludzie się zmieniają i dziś z większą rezerwą podchodzą do pustosłowia. Zmieniają się też zabiegi marketingowe poszczególnych osób i ugrupowań. Nie wszystkich oczywiście. W przypadku wielu, to ciągle są „markietingowe” zabiegi. Na poziomie krajowym trudno nie odnieść wrażenia, że mamy wybory do krajowego parlamentu, kiedy kandydat przyjeżdża to mniejszych miast, takich jak Łomża, mówi jakby startował w wyborach do rady miasta. Te wybory traktuje się jak darmowy sondaż. Darmowy dla partii nie dla obywateli. Rodzi się przez to stek kłamstw, które dorastają i krzepną w świadomości społecznej. Można się spodziewać, że w przyszłości przyniosą plon obfity. Taki sam, jak one same. Być może już teraz warto wylać to dziecko z kąpielą i nie iść do wyborów?!
Mariusz Rytel