Smaki
Jak to się stało, że rozpoznajemy smak? Najprościej można rzecz ująć zerkając w człowieczą biologię. Okazuje się, że rozpoznajemy tylko cztery smaki: słodki, gorzki, słony i kwaśny. Wydawałoby się więc, że jesteśmy niezwykle ograniczeni. Skąd więc biorą się odcienie smaku. Te słodko-kwaśne sosy w chińskich barach, czosnkowe w średnio wypieczonej polędwicy albo te lawendowe, po wypiciu szamponu przez pomyłkę na imprezie. Ale smak, w przeciwieństwie do miłości, to nie tylko chemia.
Kolekcjoner obrazów może mieć smak. Ktoś może ubierać się gustownie czyli ze smakiem. Można bardziej górnolotnie - życie ma smak! Smakujemy wrażenia, naturę, chwilę i całą rzeszę mniej lub bardziej abstrakcyjnych terminów.
Dużo soli z dodatkiem glutaminianu sodu sprawia, że nawet dwuletni kotlet wołowy może być jak bakaliowe lody z Zielonej Budki. Niebo w gębie. Nie zawsze jednak chodzi o jedzenie. Gęby niebiańskie mają wszyscy ci, którzy dzisiaj wyjeżdżają z Warszawy z niby to wykładami, dezyderatami i mowami do przedstawicieli społeczeństwa. Byleby tylko społeczeństwo zechciało pójść do wyborów.
W średniowieczu smak polityki czuł być może tylko Machiavelli. Niewielu chciało go słuchać, bo posłuch pięści był w społeczeństwie silniejszy. Przez lata rozwoju cywilizacji okazało się, że silniejszy to on może i był, ale kruchy. Nie miało to nic wspólnego z kruchą posypką na szarlotce, która dodaje ciastu charakteru i miło drażni podniebienie. Walenie pięścią w stół nie przynosi rezultatu. Nawet mistrz karate wie, że żeby przyniosło efekt deska, z której zrobiony jest stół musi być z wysuszonego lekkiego drewna. Inaczej nożyce się odezwą i diabli biorą nawet najstarszą dynastię władców. Rozwój cywilizacyjny społeczeństw doprowadził jednak do tego, że rozwijały się również elity. One widziały, że coraz trudniej jest panować nad tłumem. Trzeba więc było zrobić tak, żeby rozwój elit był szybszy niż społeczeństw. Tak narodziła się demokracja. Pierwsze wolne elekcje pokazały jaka siła drzemie w możliwości zrzucenia odpowiedzialności wyboru władcy nie na błękitną krew, a na blade twarze elektorów. To oni, czyli my, jesteśmy dziś odpowiedzialni za takie a nie inne wyniki wyborów. Mówi się nam prosto w oczy, że jeżeli nie pójdziemy do wyborów nie mamy prawa do krytyki wybranych. Jeżeli pójdziemy, powinno nam być głupio krytykować własny wybór. To jest po prostu niesmaczne. Pytanie – jak zauważyć, że ktoś nas robi na szaro? Trzeba się bardziej zaangażować. Niczym jest smak bez węchu. Nos sprawia, że jesteśmy w stanie odróżnić smak zwietrzałej kawy od nieświeżych pomarańczy. A co zrobić z ludźmi? Żeby poczuć właściwy smak trzeba trochę więcej wysiłku. Konieczna jest współpraca innych zmysłów. Czytajmy między wierszami, nie patrzmy przez palce, dotykajmy ostrożnie a wyczujemy pismo nosem.
Mariusz Rytel