Gazeta Bezcenna nr 213
Po co żyję? Dokąd zmierzam? - pytania takie od zarania dziejów człowiek stawia sobie i przed sobą. Pal licho „Skąd się wziąłem?”, bo teorii odpowiedzi jest do wyboru i koloru, w zależności od wyznawanego światopoglądu. Stawiając te pytania, robimy to jednak po cichu, tak, aby nikt postronny nie dowiedział się o naszych skłonnościach filozoficznych. Jeszcze się będziemy musieli z tego tłumaczyć! Wcale nie przed CBA, a przed zwykłym niezinstytucjonalizowanym (?) bliźnim, który w pewnym momencie może dojść do wniosku, że mu się coś nie podoba i zacznie nas wyśmiewać.
Tego się boimy. Wydaje się, że hasła pełne patosu są już przebrzmiałe, a dyskusja o prawdzie, ojczyźnie i honorze pozwoli na zaliczenie nas do grona osób, dla których jedyną nadzieją jest farmakologiczne leczenie psychiatryczne. Z drugiej jednak strony, rację mają ci, którzy twierdzą, że na wszystko jest czas i miejsce i tematy, jakie poruszamy w rozmowach, czy nawet własne przemyślenia, należy dostosować do sytuacji w jakiej się znajdujemy. Mówiąc krótko, trzeba wykazać się odrobiną taktu, a może i szacunku, o zdrowym rozsądku nie wspominając. To ostatnie dobro czy wartość, jak kto woli, okazuje się często bezcenne. Zdrowy rozsądek zapewnia nam możliwości komunikacyjne. To dzięki niemu możemy rozmawiać z innym człowiekiem dłużej niż przez kilka sekund. Tyle bowiem wystarczy nieraz, by zrobić z siebie kompletnego idiotę. Zdrowy rozsądek w połączeniu z prawdą, odrobiną dystansu do siebie i świata, z lekką nutką dobrego humoru daje obraz człowieczego stachanowca. Taki, jak się na nim świat pozna, ma szansę zajść daleko. Będą stawiać mu pomniki, śpiewać o nim pieśni, szukać jego teczki, najczęściej wtedy, kiedy jego już nie będzie lub nic nie będzie znaczył, ale zawsze to wnuki zobaczą, to ktoś ze starych znajomych sobie przypomni. Kłopot w tym, iż wydaje nam się, że takich ludzi dookoła jest niewielu. Bezwzględnie należy zaliczyć jednak do tej grupy nas samych. Tak oto marnujemy szansę na stanie się autentycznymi, a jest to być może najbardziej ostatnio poszukiwana cecha w człowieku. Skąd się wziął fenomen „Rejsu”? Stąd właśnie, że przedstawiony tam obraz i postacie, które na ów obraz wpływają, są autentyczne. Autentyczność jest luksusem - pisze Maciej Rybiński w jednym z niedawnych numerów Dziennika. Tak samo jak luksusem jest posiadanie swojego zdania. Nasze wyobrażenia o luksusie sprowadzają się do rzeczy materialnych, pokazują z kolei niedawne badania opinii publicznej. Być może nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy jak bardzo jesteśmy zmaterializowani. Na pierwszych dziesięciu miejscach nie ma żadnej idei. Chociażby zdrowie czy jakieś tam uczucie. Nie, nic z tych rzeczy! Są jachty, samochody, dwory i pomniejsze domostwa. Oczywiście można to zrzucić na karb podchwytliwie sformułowanego pytania, ale dlatego właśnie zostało zapewne postawione. Luksus posiadania własnej opinii, niepoddawania się wpływom czy po prostu autentyczność nie są więc dla nas ważnym elementem życia w społeczeństwie. Za to liczy się gra. Gra, w której do każdej sytuacji staramy się bezwzględnie dopasować własną gębę, byleby tylko zachować zdolność dryfowania w wybranym przez nas szambie. Taki obraz elektoratu jawi się po przeanalizowaniu ostatnich przejść, wejść i wyjść jego wybrańców. Wszystko związane oczywiście z otwartym oknem transferowym przed wyborami. Co z tego, że bez jakiejkolwiek dozy autentyczności i szacunku dla wypowiadanych wcześnie racji. Byleby wszystko zgodnie z prawem i przyjętymi zasadami – bułkę przez bibułkę, a interes gołą ręką.
Mariusz Rytel