Strajk trwa
Łomżyński szpital oblicza straty związane ze strajkiem lekarzy na kilka milionów złotych. Trwa czwarty tydzień strajku lekarzy z łomżyńskiego szpitala. W dziale kadr łomżyńskiego szpitala leży 92 lekarskie wypowiedzenia, których trzymiesięczny termin rozpoczyna swój bieg z początkiem lipca. Jeżeli ten czas nie przyniesie rozstrzygnięć, może spełnić się czarny scenariusz - z początkiem października z pracy w placówce odejdzie 54 proc. lekarzy co pod poważnym znakiem zapytania postawi dalszą jej działalność. Prawie codziennie rzesze pacjentów słyszą oficjalne komunikaty o tym, że nie pracują poradnie, odłożone są planowe zabiegi a do szpitali przyjmowani są jedynie pacjenci, których życiu lub zdrowiu zagraża poważne niebezpieczeństwo. Mimo strajku, sytuacja ma się zgoła inaczej, chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nie mogła się pogorszyć.
Z obawy przed negatywną opinią środowiska niektórzy lekarze tylko oficjalnie przystąpili do strajku, opiekę nad pacjentami sprawują jednak normalnie, mimo że nie jest ona odnotowywana w szpitalnych kartotekach.
Utrzymujący się od kilku tygodni strajk lekarzy prowadzi już do coraz większego zniecierpliwienia ze strony pacjentów. Głos w tej sprawie zabrał nawet biskup Stanisław Stefanek, który zarzucił medykom, iż traktują pacjentów jak zakładników. Lekarze nie pozostali dłużni i odpisali biskupowi w liście otwartym, że byli wykorzystywani przez lata i właśnie teraz skończyła się ich cierpliwość.
Obok skutków społecznych, protest prowadzi jednak do coraz większych kłopotów finansowych łomżyńskiej placówki. Lekarze nie wypełniają druków NFZ 11, na postawie których Narodowy Fundusz Zdrowia wypłaca szpitalowi kwoty za wykonane zabiegi.
- Robimy wszystko, żeby zabezpieczyć pieniądze – mówi Marian Jaszewski. Dyrektor łomżyńskiego szpitala wysłał już pismo do niektórych instytucji i firm z prośbą o odroczenie terminu spłaty należności. Prośba została skierowana między innymi do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Ma to zabezpieczyć wypłatę dla tej części załogi, która nie strajkuje. Nie wiadomo, jaka będzie sytuacja za kilka tygodni czy nawet miesięcy. - Mamy czas na negocjacje i mam nadzieję, że dojdzie do zmiany w zatrudnieniu. Myślę, że należy przejść na kontrakty.- mówi Jaszewski. Tego typu umowy cywilno-prawne sprawiają, że lekarze będą dostawać pieniądze bezpośrednio za wykonane zadania. Dyrektor szpitala twierdzi, że w ten sposób lekarze są w stanie zarobić takie kwoty, jakich żądają w postulatach strajkowych. Przypomnijmy, medycy obok postulatów dotyczących reformy służby zdrowia i zwiększenia nakładów na leczenie domagają się podwyżek płac. Chcą, by lekarze bez specjalizacji zarabiali 5 tys. zł brutto a ze specjalizacją nawet 7,5 tys. W tej chwili etat lekarza w łomżyńskim szpitalu to około 2200 złotych brutto.
Dodatkowo szpitale w województwie podlaskim dostają najmniej pieniędzy w kraju, co – wprawdzie w nieznacznym stopniu – ale również wpływa na wynagrodzenie w placówce. Wśród lekarskich postulatów znajdują się również i te, odnoszące się do prywatyzacji służby zdrowia. Zdaniem Mariana Jaszewskiego lepsze byłoby prawne umożliwienie placówkom publicznym korzystanie z pieniędzy zdobywanych z zewnątrz. Dodatkowym lekiem na problemy finansowe mogłoby stać się dobrowolne ubezpieczenie tych, którzy chcą sprawniej i bez kolejki dostać się na zabieg. - Politycy uważają, że społeczeństwo nie jest w stanie znieść ubezpieczeń alternatywnych, czyli dodatkowych.- mówi i podaje przykład w postaci wyników badań opinii publicznej wykonanych w 2000 roku, które pokazują, że ponad 20 proc. społeczeństwa było zdecydowanych w pierwszym roku przystąpić do takiego systemu. - Gdyby człowiek zarabiający średnią krajową czy nawet emeryt miał zapłacić dodatkową kwotę 40 złotych w ramach dobrowolnych ubezpieczeń w szpitalu i miał pewność, że zostanie szybko i pozytywnie obsłużony, to zapewne nie stanowiłoby dla tych ludzi wielkiego problemu – dodaje Jaszewski. Otwartym pozostaje jednak bardzo drażliwe społecznie pytanie: co zrobić z ogromnymi kwotami, jakie już teraz płacimy w ramach składek na ubezpieczenie zdrowotne? Obciążenie rodzinnych budżetów z tego tytułu jest niejednokrotnie określane już jako ogromne. Szybko spadające bezrobocie i mniej dynamiczny wzrost płac sprawia, że coraz więcej ludzi podejmuje legalną pracę w kilku miejscach, część prowadzi dodatkowo działalność gospodarczą itd. Składka, która dziś wynosi prawie 200 złotych, niezależnie od formy zatrudnienia i uzyskiwanych zarobków, sprawia, że nietrudno spotkać rodzinę, która co miesiąc prawie 800 złotych wpłaca do kasy NFZ. Pieniądze w ramach składki odprowadza pracodawca i wliczane są w całość kosztów pracy. Dzięki temu najczęściej nie odczuwamy jej braku. W sytuacji, kiedy otrzymalibyśmy płacę brutto i trzeba byłoby oddać te pieniądze osobiście, niełatwo byłoby przekazać tak dużą kwotę. Przypominają o tym strajkujący lekarze, którzy zirytowani sytuacją w służbie zdrowia często używają tego argumentu w rozmowach z adwersarzami. - Pani pójdzie do NFZ-u i pani powie – lekarz nie chciał mnie przyjąć, proszę o zwrot składki – mówił do dziennikarki na niedawnej konferencji prasowej Tomasz Underman, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Póki co strajk lekarzy trwa i nie ma widoków na jego zakończenie. Zgodnie z wieloma ostatnimi interpretacjami prawa, w okresie wypowiedzenia - czyli już od 2 lipca – lekarze muszą wrócić do pracy. Nawet jeżeli to zrobią, nie rozwiąże to problemu, który będzie narastał. Nie chodzi tylko o problemy finansowe. Średnia wieku tej grupy zawodowej w łomżyńskim szpitalu już dawno przekroczyła 40 lat. Lekarze są coraz starsi, a młodzi albo wyjeżdżają za granicę – czego nie ukrywa szef strajkujących medyków dr Leszek Kołakowski -, albo bardziej są zainteresowani specjalizacją, która później pozwoli im pracować jako lekarze rodzinni i zarabiać około 10 tys. zł miesięcznie – mówi Jaszewski.