Immunitet skubany
- Po co jest immunitet i dlaczego tak tanio? - nasuwa się takie oto spostrzeżenie po doniesieniach z ostatnich kilku dni. Dla kogo tanio, dla tego tanio. Jedynie ci, którzy go mają, a szczególnie ci, którzy kiedykolwiek walczyli o jego utrzymanie wiedzą jak drogi to interes. Interes został ustanowiony w myśl ojców założycieli po to, by nikt nie kneblował ust opozycjonistom, by dochodzący do władzy mieli świadomość, że wyciąganie bata na przeciwników politycznych nic nie da, etc.
Immunitet, oprócz najbardziej popularyzujących to pojęcie polityków, mają też prokuratorzy i sędziowie, a także kilka jeszcze grup zawodowych zaufania społecznego (nie mylić z dziennikarzami), które mogą swoją działalnością narazić się szumowinom i osobom poważanym powszechnie przez społeczeństwo. Jest po to, aby owo narażenie powszechne nie sprawiło, że i jedni i drudzy postarają się o zafundowanie przeżyć porównywalnych z jesienią średniowiecza dla wyżej wymienionych. Ma więc – mówiąc krótko – immunitet chronić ludzi prawych i pokornego serca. I pewnie tych też czasem chroni. Posłanka, niejaka Ostrowska miała ostatnio stosunki z mafią paliwową. Prokuratura (ta niedobra!) ponoć dowiodła tego niezbicie, ale niestety, okazała się to taka sobie twórczość do szuflady, bo nie można tego dowieść przed sądem, który póki co jest ostateczną instancją dowiedzenia racji w tym kraju. Stosunki nie świadczą tu o przynależności partyjnej, bowiem, wbrew nazwie, nie jest ona członkiem (sic!) Samoobrony, chociaż słychać głosy, że zewzględu na ostatnie doświadczenia ma ogromne szanse zaistnieć na niwie, nawet w przypadku, gdyby, idąc na rozmowę kwalifikacyjną, zapomniała świadectwa maturalnego. Posłowie chcieli wprawdzie na wniosek wspomnianej, niewdzięcznej prokuratury odebrać immunitet, ale był to odruch chwili. Tankowanie było w przypadku posłanki ponoć jedynie czynnością uboczną i z którejkolwiek strony na to nie spojrzymy, to i tak Pani jest niewinna. Posłowie wprawdzie nie wierzą w krystaliczność koleżanki, ale żaden z nich nie zaręczy, że kiedyś nie spotka go podobna przykrość. Taki oto poseł Oleksy. Nikt wprawdzie nie wymaga od niego bicia się w piersi immunitetem, ale dostał od kolegów zawieszeniem w prawach członka. Przykre to musi być dla doświadczonego mężczyzny. Pojawiły się nawet głosy, że po to, by ostrołęcko-siedlecki poseł mógł znów w pełni wykorzystywać swoje członkostwo, powinien wstąpić do Samoobrony. Partia ta niewątpliwie nabrzmiewa w walory, które niegdyś świeciły na firmamencie innych opcji. Niektórzy twierdzą nawet, że immunitet się dziedziczy, ewentualnie jest to dobro przechodnie na członków rodziny. Mamy ponoć nawet łomżyńskie przykłady w tej kwestii. O wszystkich, którzy tak sądzą już wcześniej powiedział jednak Bareja, który ustami Jarząbka wydeklamował, że – to nie ludzie, to wilcy. Ostatnie spotkanie posłów w sprawie immunitetu miało miejsce w przypadku rzeczonych perypetii posłanki Ostrowskiej. Sprawa jej immunitetu to był prawdziwy gwóźdź programu (sala sejmowa wypełniona po brzegi), ale przystawki też były niezgorsze. Każdy kto przebrnął przez obrady doczekawszy głosowania rzeczonej kwestii (niektórzy z braku innych wielkopostnych postanowień) mógł zobaczyć jak ci, którzy wiedzą co to jest immunitet i za jaką cenę przychodzi go bronić, nie wiedzą co to jest gnojówka i gnojowica. Dyskusje na temat wielkości pokrywy do rolniczego szamba, które trzeba uregulować mocą ustawy nie było może ani długie ani burzliwe. Były jednak wspaniałym supportem do tego co miało zdarzyć się później w porządku obrad. Obrady zakończyły się tak jak się miały zakończyć, ale zapach pozostał. Doświadczenie ostatnich kilku kadencji sprawia, że trudno wyrokować czy można to przewietrzyć, szczególnie bez użycia immunitetu.
Mariusz Rytel