Łomża ma Strategię
Mieć strategię to brzmi dumnie. Dzisiaj człowiek bez strategii jest jak imigrant z Syrii, który chce dostać się do Sri Lanki. - To nie tam. W drugą stronę! - krzyczą za nim ludzie i nikt nie traktuje go poważnie. Strategia jest jak smukła dwudziestolatka u boku statecznego biznesmena. Po prostu, w pewnych kręgach nie wypada jej nie mieć. Tak właśnie jest w tej chwili z samorządami. W urzędach trwa prawdziwy wyścig. Kto pierwszy będzie miał strategię, ten zwycięży. To tak, jakby w klasie z innymi wójtami, burmistrzami i radnymi jeden z nich z dnia na dzień stał się super gościem. Takim, co ma nowego skina w CSie, a w „Wota” jego klan jest najlepszy w regionie. Co za czad!
Nie trzeba jednak znać się na wirtualnych podnietach gimnazjalistów, żeby stwierdzić, że ma to bardzo podobną wartość, co czysta rozrywka. Strategie samorządowe bywają nawet jeszcze bardziej żenujące. Argumentem do tezy jest zainteresowanie społeczne prezentowaną niedawno strategią miasta stołecznego Ziemi Łomżyńskiej. Fotorelacje z premiery są porażające. Możemy oczywiście mieć pretensje do samych siebie, że nas tam nie było, ale po co mieliśmy być? Po pierwsze i najważniejsze: nie ma w tych dokumentach niczego, czego byśmy nie wiedzieli. To, że jesteśmy biedni, wiemy za darmo, i to już od dawna. Tego, że nie ma tu perspektyw, też się już zdążyliśmy domyślić. To, że się to wszystko zmieni, jak ktoś tu wybuduje drogi, firmy i kolej z prawdziwego zdarzenia, czyli da nam kupę kasy, też jakoś nie jest wielce odkrywcze. Jednak wiara w to, że jakiś rząd albo zarząd, albo unia zrobi to bezinteresownie, to są mrzonki. Dlaczego nie drze się banknotów na Wigilię, tylko łamie opłatkiem?! Kasą nikt by się nie podzielił!
Jest też drugi dowód na to, że strategie są grubymi nićmi szyte. Ten drugi powód nie jest może taki oczywisty, ale jest. Strategie mają nas samych rozkochać w sobie. Mają nam pokazać, że nie ma takiego szczytu na świecie, którego byśmy nie zdobyli. Dzięki samym tylko opowieściom człowiek dostaje gęsiej skórki. Jak to cudownie będzie już niebawem!
Poza tym, strategie wyraźnie pokazują, że winnym trudnej sytuacji ekonomicznej i odpowiedzialnym za jej poprawę jest ktoś inny. Broń Boże, nie my! A tym bardziej nasz samorząd. No, to to już jest genialny wynalazek strategopisarzy. Całkiem możliwe, że w tym przypadku zrzucanie odpowiedzialności to podstawowa funkcja strategii. Żadna spowiedź, a nawet to, że żona wybaczy lub mąż puści w niepamięć, nie daje takiej satysfakcji, jak przekonanie, że to nie my jesteśmy winni. Zresztą, kto płaci, ten wymaga. Nie ponosi odpowiedzialności, nie poczuwa się do winy. Po prostu jesteśmy najlepsi – tako rzecze autor. Wszyscy razem i każdy z osobna. Tylko chwilowo nam się nie wiedzie. Mamy dokument, który to potwierdza. Jest tam sporo urzędowych pieczęci. To musi być prawda. Będziemy w to wierzyć do momentu, kiedy ktoś nie przyjdzie i zawoła: Papieren bitte! Wtedy się okaże, ile warte są nasze dokumenty wystawione na nazwisko Robert Lewandowski i kupione na bazarze. Nie ma Lewandowski! Do kolejki!