Matriarchat 2.0
Opowiadała mi kiedyś dyrektorka pewnej szkoły, w której uczyła się większość czeczeńskich dzieci z miasta, o wizycie ojca jednego z dzieci owych. Dla rozluźnienia zwojów, które zastanawiają się, do której szkoły uczęszczały dzieciaki z dawnego łomżyńskiego ośrodka dla uchodźców, powiem – to nie było w Łomży. Tak więc, przybył pewnego dnia do tej bliżej nieokreślonej szkoły postawny mężczyzna w długim, ciemnym płaszczu. Wszedł bez pukania do gabinetu dyrektorki, i nawet nie zwrócił uwagi na wzrok urzędującej w pokoju filigranowej osóbki, który odprowadził go do pobliskiego krzesła. Mężczyzna usiadł, oparł łokcie na biurku i patrzył przed siebie. Siedział tak kilka godzin, a jego twarz nie wyrażała nawet najmniejszej oznaki zmęczenia.
Siedział, czerstwy jak niedzielne pieczywo z piątkowego wypieku. Siedział tak, zerkając tylko od czasu do czasu, znacząco, na zegarek i obracając wolno sygnet z szafirowym szkiełkiem na wskazującym palcu. -Ten pierścień musi być często ostatnią rzeczą, jaką widzą ludzie, z którymi facet nie chce wdawać się w konwersacje. – pomyślała dyrektorka, zdenerwowana zachowaniem egzotycznego gościa. Zbita lekko z pantałyku, szybko jednak wróciła do siebie i codziennych zajęć. Była bowiem filigranowa, ale tylko ciałem. Zahartowanym duchem, zamkniętym w tej niewielkiej postaci, można byłoby obdzielić niejednego Napoleona Bonaparte, a umiejętnością i szybkością wyrzucania z siebie potoku słów nie dorównałby jej żaden karabin maszynowy. Tym razem milczała. Milczała znacząco. Jej ruchy były opanowane, oddech miarowy. Oczy, po tym jak przez krótką chwilę po wejściu mężczyzny przybrały kształt pięciozłotowych monet rozjechanych przez lokomotywę, wracały do normalnych kształtów. Między dwojgiem była to swego rodzaju pokerowa rozgrywka, w której jeden z zawodników wydaje się mieć doskonały przegląd pola, a drugi też astronauta. Pani dyrektor sięgnęła do szuflady. Pod stosem papierów wyczuła świeżo zatemperowany ołówek. Zaczęła sobie przypominać... „12 sposobów na zadanie śmierci w warunkach biurowych”, co ten mój stary pierdoła czyta w tym internecie po nocach?! Powinien być teraz ze mną, pieprzony ninja! - pomyślała i zaczęła wykładać dokumenty. Później wstała, przejrzała segregatory. Z przezroczystych koszulek w jednym z nich wyjęła kilka zadrukowanych kartek. - Wydajesz się taki groźny, spróbuj się na Radzie, z tym całym skwierczącym po kątach gronem - burknęła pod nosem, po czym odwróciła się do gościa z rozbrajającym uśmiechem, na jaki stać tylko pedagoga z długoletnim stażem, i powiedziała: „Pan se poczeka tam u koleżanki w sekretariacie, ja muszę wyjść w tej chwili!”
Międzynarodowy skandal nie wybuchł chyba tylko dlatego, że jeden naród przyszedł do drugiego w roli petenta. To oni starają się o status uchodźcy, oni uciekają przed represjami zaborcy. Historyjka odbiła się jednak szerokim echem. Nawet ich kobiety kręciły głowami z niedowierzaniem. Mężczyzna był wprawdzie w gościach, ale był też wśród swoich niemałym kacykiem. Nieprzywykłym do tego, że jakaś obca baba zwraca się do niego bezpośrednio. To nic, że w obcym języku, ale jakim tonem!
Historia ta daje nam, wprawdzie niewielkie, ale jakieś pojęcie o tym, jak funkcjonuje prawdziwy patriarchat. W zderzeniu z neomatriarchatem, panującym w naszym kręgu kulturowym, jest to nawet czasem zabawne.
O tym, jak matriarchat radzi sobie z niedobitkami męskiej władzy w Łomży, dowiecie się po wizycie trzech pań przewodniczących miejskiej rady u nowego pana prezydenta w gabinecie. Zwyczajowo kilka dni później powinien pojawić się stenogram, ale i tak wcześniej będzie krzyczał.
Mariusz Rytel