Ładnie, ładniej… po łomżyńsku
Poczucie estetyki jest sprawą indywidualną. Postrzeganie piękna jeszcze bardziej nas wyróżnia. Każdy ma swoje wzorce, które czasem nie znajdują akceptacji u innych. – Jak ona go chciała?! – Gdzie on ma oczy?! – ciśnie się człowiekowi taka myśl, kiedy wiosną widzi obściskującą się parę. Nie ma w tym nic wyjątkowego. Każda potwora znajdzie swojego amatora. Mądrość ludowa, znajdująca ujście w krótkich, mniej lub bardziej rymowanych zdaniach, to przecież nic innego jak efekt wielowiekowej obserwacji otoczenia. Złośliwe, mniej lub bardziej zabawne, czasem ujmujące, ale zawsze prawdziwe. Przede wszystkim - subtelne, bo prawda jest prosta i często brutalna.
Tych dwoje tylko z pozoru do siebie nie pasuje. Trzeba pamiętać, że nie szata (czytaj: uroda) zdobi człowieka. Oboje znajdują w sobie coś, co im odpowiada. Ona ma łatwy kod dostępu, a on wie, że prosty PIN jest dziś w cenie. On potrafi być delikatny. Ona wie, że w dzisiejszym szorstkim świecie to rzadkość. Ukryte piękno to też kwestia gustów. O gustach się nie dyskutuje. To najczęściej monologi. Waldemar Łysiak przypomniał niedawno scenkę, kiedy jeden z cenionych malarzy wszedłszy do Kaplicy Sykstyńskiej pozwolił sobie na uwagę, że Michał Anioł to był jednak klawy gość, „tylko szkoda, że nie potrafił malować.”
Estetyka, piękno, gusta – to wszystko terminy, do których odnosimy się indywidualnie. Każdy sobie rzepkę skrobie. Nie byłoby jednak tego indywidualizmu bez ogólnego odniesienia do tych pojęć. Chcąc nie chcąc, jest gdzieś w świadomości ogółu jakiś wzorzec piękna, do którego możemy się z osobna odnosić. Pełny, perłowy uśmiech – ładnie. Dwie trzecie ubytków – brzydko. Butiki w galerii handlowej wzbudzają na ogół pozytywne skojarzenia estetyczne. Budy na straganie tylko wzbudzają.
Niestety, wzorca owego nie widać w Łomży. W ramach walki o odkupienie trawników i chodników w mieście pojawiły się kosze na psie odchody. Nie ma ich tam, gdzie zwykłem spacerować ze swoim zaczepno–obronnym czworonogiem rasy York, dlatego trudno powiedzieć, czy na pewno temu służą. Czemuż jednak, jeśli nie temu służy to szkaradzieństwo. Wyśmiewany przez wieki i w różnych szerokościach geograficznych germański krasnal ogrodowy to przy tym perła architektury ozdobnej. Oczywiście, spełnia swój walor wychowawczy. Zwraca uwagę na realny problem. Ale czy zwracać uwagę na problem nie można byłoby w sposób estetyczny, ze smakiem (sic!) i bez konieczności ośmieszania? Może ja się nie znam, ale subiektywne poczucie estetyki każe mi wątpić, że ktoś, kto to postawił, zna się bardziej. Żeby być konsekwentnym, trzeba pójść za ciosem. Przy pubach ustawić dobrze obdarzone przez naturę krasnale. Takie minikioski, z których młodzież mogłaby zaczerpnąć akcesoria zapobiegające międzypłciowym niespodziankom. Straż miejską przebrać w mundury cyrkowych siłaczy. Autobusy powinny jeździć z takim wielkim kluczem do nakręcania sprężyny. A za rogiem powinien czekać klaun z pajacem, bo przecież śmiech to zdrowie, a profilaktyka jest tańsza i skuteczniejsza niż leczenie. Dlaczego nie?! Skoro powiedzieliśmy „A”…
Mariusz Rytel