Wielka dziura w edukacji miasta
Kreatywna księgowość nie załatała edukacyjnej dziury w budżecie Łomży. Prezydent Mieczysław Czerniawski przyznał, że tylko na ten rok brakuje jakichś 5 milionów złotych. - To są te dodatkowe środki na oświatę, które gdzieś w budżecie trzeba znaleźć – mówił prezydent Czerniawski podczas spotkania z działaczami miejskiej „Solidarności”. Prezydent przyznał też, że obcięcie w tegorocznym budżecie miasta o 5% wydatków na wynagrodzenia osobowe pracowników szkół i przedszkoli było tylko zabiegiem technicznym, aby można było uchwalić budżet, bo w przeciwnym razie miasto nie spełniłoby prawnych wymogów dopuszczalnego zadłużenia. - Było to wypełnienie - jak ja to mówię - przeklętej reguły Rostowskiego – oświadczył Mieczysław Czerniawski.
Reguła Rostowskiego (ministra finansów) to dodatkowy, obok wcześniejszych ograniczeń zadłużania się samorządów (zadłużenie nie większe niż 60 proc. rocznych dochodów, i na spłatę długów więcej niż 15 proc. dochodów) wyliczany indywidualnie dla każdego z nich wskaźnik możliwych do przeznaczenia sum na spłatę zadłużenia. I Łomża o ile ze spełnieniem dwóch pierwszych wskaźników nie ma problemu, to z tym Rostowskiego już tak. Uwagę na to samorządowcom z miasta zwracała nawet Regionalna Izba Obrachunkowa. I właśnie – jak teraz szczerze przyznał prezydent - ze względu na ten wskaźnik pokuszono się o tzw. kreatywną księgowość w tegorocznym budżecie Łomży. Prezydent mówi o tym w kontekście ścięcia o 5% wydatków na pensje pracowników szkół, ale jak się wydaje to nie jedyny jej przejaw w budżecie. O ile takie zapisy pozwoliły na uchwalenie budżetu i przepchnięcie go przez RIO, które kontroluje gospodarkę finansową gmin, to samej dziury w budżecie załatać nie mogły. I pierwsza wychodzi już dziś w oświacie.
- 5 mln zł to dodatkowe środki na oświatę, które trzeba gdzieś w budżecie znaleźć – oznajmił nieoczekiwanie prezydent Mieczysław Czerniawski podczas spotkania z członkami Rady Łomżyńskiego Oddziału NSZZ „Solidarność”.
Prezydent tłumaczył, że to dlatego, iż w Łomży w ciągu dwóch lat w szkołach ubyło około tysiąca uczniów, a nauczycieli praktycznie wcale. Spadek liczby uczniów oznacza mniejsze subwencje z rządu, a ustawowe podwyżki dla nauczycieli windują wydatki samorządu. W tegorocznym budżecie miasta na oświatę zapisano ponad 113 mln zł. Z subwencji oświatowej ma być 90 mln zł, a z własnej kasy miasta ponad 23 mln zł. Teraz okazuje się, że jeszcze plus dodatkowe 5 mln zł.
Pokrętna reforma
Prezydent Czerniawski mówi, że nie będzie likwidował szkół. Oszczędności widzi natomiast w łączeniu klas. Ma o tym rozmawiać z dyrektorami łomżyńskich szkół podczas piątkowej narady.
W trakcie spotkania z działaczami „Solidarności” prezydent Czerniawski jako przykład klas do łączenia podał klasy 15 i 18-osobowe. Po połączeniu w jedną byłoby 33 uczniów i tylko jeden nauczyciel. Pytanie tylko po co są szkoły? Dla nauczycieli, administracji czy dla uczniów? Czy efektem ma być nauczanie, czy nauczenie? Jeśli nauczenie, to nie osiągniemy tego w klasie do której na 45 minut wtłoczy się ponad trzydziestkę dzieci czy nastolatków i jednego nauczyciela.
Informacja o zmniejszającej się liczbie uczniów w Łomży nie jest zaskoczeniem. Spadek wpływów z subwencji i wzrost wydatków na wynagrodzenia też nie. Pomysł reformowania miejskiego szkolnictwa kosztem faktycznego pogorszenia warunków ,w których nauczane mają być (bo na pewno nie zostaną nauczone) dzieci jest - delikatnie mówiąc – chory. Taka reforma, podobnie jak zastosowana kilka miesięcy temu przy uchwalaniu budżetu kreatywna księgowość, odbije się nam – mieszkańcom Łomży – czkawką i to zapewne szybciej niż prezentujące je władze by oczekiwały.