Piąta pora roku, czyli „Mantra Trans”
- Nasz spektakl mógłby równie dobrze nosić tytuł "Piąta pora roku", bo śpiewamy o umieraniu, śmierci, odchodzeniu - opowiadał dziennikarzom założyciel i lider Teatru Wielkie Koło, który wczoraj wystąpił w MDK DŚT. Sala świeciła pustkami, że aż żal się robiło na myśl o samopoczuciu artystów z Będzina. Jednak jakieś 20 czy 30 osób, wśród których były i kilkuletnie dzieci, spędziło czas radośnie, jakby poza główną ideą Jacka Łabacza...
W myśli o "paskudnie wielkim kole" jest sporo racji, jeśli tylko pomyśleć o tych wszystkich, którzy odeszli... Ważni, cenieni, dostrzegani, póki poruszają się między - dosłownie - żywymi... Jacek Łabacz, którego korzenie są mazurskie ze strony ojca, a śląsko-kieleckie ze strony matki, o swoim życiu za 20 lat mówi krótko: "Zostanę pasterzem. Skrawek ziemi na wyludnionych Mazurach. Spokój, fujarka i kozy...".
Na scenie królował blues, reggae i folkowe ballady w stylu Boba Dylana. Guru lidera jest Tom Waits (muzyka), inspiracje muzyczne to silesian sound (brzmienie) i Walt Whitman (poezja). W nazwie grupa ma wprawdzie "teatr", jednak jej występy balansują na granicy koncertowego performance'u czy interaktywnej zabawy z publicznością, zachęcaną do wspólnego muzykowania na różnego typu grzechotkach i "przeszkadzajkach". Łabacz wysoko ceni teatr uliczny i lalkowy. Słyszał o międzynarodowym festiwalu Walizka, organizowanym w Łomży, na który starał się zakwalifikować, do tej pory bezskutecznie. Absolwent filologii polskiej zawiesił doktorat nt. tekstów bluesowych.
- Mamy ogromną energię od 2000 roku, kiedy Wielkie Koło powstało - mówi lider. - W tym roku dokończymy dwie płyty: "Mantra Trans" w wersji koncertowej i płytę studyjną "Magiczna trupa Robinsona Bluesa".
Dodajmy, że Teatr Wielkie Koło wprowadza w ambitniejsze muzycznie projekty najmłodszych. Bluesowe "Sznurkowe skrzaty" i "Bajki Jacka Placka" są dziś rarytasem na półce dzieci małych i dużych.
MRD