Agnieszka Osiecka, Jerzy Satanowski i artyści z dawnych lat
Kamień spadł mi z serca, gdy z aktorką naszego teatru Beatą Antoniuk wszedłem w andrzejkowy wieczór do sali widowiskowej ŁOK. "Uff! Prawie pełna, jakieś 400 osób" pomyślałem z radosną ulgą i przypomniał mi się nieśmiertelny Czesław Miłosz ze swoim "Jeszcze się umie podobać poezja...". Tytuł finałowego koncertu Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej nawiązywał do "Nie żałuję", jednej z piosenek Agnieszki Osieckiej z muzyką Jerzego Satanowskiego. Kompozytor był z nami, wśród publiczności, a duch Agnieszki był w nas...
Ewa Błaszczyk w prologu: skupiona, szorstko elektryzujący głos i przenikliwe spojrzenie. "Że nie dałeś mi dziecka, pierścionka ani psa - nie żałuję" - z początku osobiste, sytuacyjne wyznanie, typowe dla lirycznych bohaterek Osieckiej. Niby niezaskakujące, jednak z intymnej, skierowanej do bliskiej osoby wypowiedzi przeradzające się stopniowo w nieoczekiwaną apostrofę do ojczystego kraju, aż wreszcie - Boga. "Nie żałuję" - mimo wszystkich zawodów, jakich doznałam w życiu.
Potem Mirosław Czyżykiewicz: meloszept mroczny, jak z otchłani, niski, chropawy, piwniczny. "Jeszcze umierać mi nie pora, jeszcze w mej łodzi nie ma dziur" - i takie frazy rozjaśniały smutne konstatacje na temat ludzkiego losu, widzianego oczami Osieckiej.
Barbara Dziekan: elegancka jak Beata Tyszkiewicz, ekspresyjna jak Edyta Geppert. Zawadiacka jak ta pierwsza, melancholijna jak druga. "Dziękuję za świat. Przepraszam, że nie mogę go objąć" - poczucie dziecięcej bezradności przebijało się przez matnię dorosłych uczuć, zawiedzionych miłości, przegranych szans.
I Joanna Lewandowska: filuterna, a grymaśna, spłoszona, a demoniczna. Jako jedyna została wywołana oklaskami do powtórnego wyjścia po brawurowym wykonaniu "Tanga", w którym historia rozczarowanej związkiem kobiety utkana jest z epizodów: od romantycznych listów i uniesień po uprane skarpetki w poczuciu niespełnienia.
Wrażenie, że za krótki okazał się ten koncert, mieliśmy także dlatego, iż songi Osieckiej balansowały właśnie na granicy epizodu, zarysowanej anegdoty, z gwałtownym, nagłym cięciem tak śpiewu, jak i muzyki. Skomplikowana materia nastrojów i poważny w sumie ton tekstów, sprawiły, że publiczność też nie mogła się rozchachać jak na Dańcu czy rozkołysać jak na Krawczyku. To dobrze. Dobrze, że jest słowo misterniejsze w opisie ludzkiego losu i dobrze, że jest chcąca go słuchać publiczność.
Półtorej godziny, równolegle z wykonującymi aktorsko songi wokalistami, słuchaliśmy też pisanych piętnaście lat przez Jerzego Satanowskiego melodii do tekstów Osieckiej. Oprawa muzyczna godna Jej klasy literackiej. Nuta delikatnie jazzowa, przemieszana dyskretnie z kabaretową, czasem jarmarczną, wykwintnie podana przez wzmocniony gitarą Czyżykiewicza kwartet fortepianu, kontrabasu, perkusji i saksofonu. Było jesiennie, czule i egzystencjalnie. Jakbyśmy kartkowali "liryczny pamiętnik poetki od szalonego, młodzieńczego rozbuchania poprzez skupienie i wyciszenie dojrzałej kobiety aż do dramatycznego przeczucia własnej śmierci...". Wspólnie napisane przez Osiecką i Satanowskiego piosenki znalazły się na płycie "Dziękuję za świat".
Dziękował również dyr. Roman Borawski z MDK-DŚT w imieniu organizatora Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej, czyli właśnie MDK-DŚT, który obdarował nas imponującym cyklem imprez, o jakie trudno w naszym regionie o innej porze roku. Browarowi Łomża za mecenat, a Radiu Eska, TV Łomża, "Gazecie Bezcennej" i portalowi 4lomza.pl za popularyzację kultury. Ja też dziękuję, że "nie żałuję" czasu poświęconego na pisanie o sferze życia, która jest jego istotą. Priorytetem!
Mirosław R. Derewońko