Przejdź do treści Przejdź do menu
sobota, 21 grudnia 2024 napisz DONOS@

Reguła św. Benedykta - Stopnie pokory, Dzień skupienia 15 maja, o.Konrad Małys OSB

Tematem majowego spotkania oblatów było kontynuowanie rozważań o stopniach pokory z 7 rozdziału Reguły św. Benedykta. Trzy pierwsze stopnie pokory kształtują w człowieku pragnienie aby stać się posłusznym i dyspozycyjnym dla Boga. Czwarty stopień pokory, jak pisze w komentarzu do Reguły o. Rollin OSB: „opisuje nie tylko jakieś wyjątkowe okoliczności ale jest on bardzo praktyczny w codziennym życiu, (…) ukazuje bez ogródek realizm życia w zgromadzeniu składającym się przecież z ludzi i to ograniczonych”.

o.Konrad
o.Konrad

  

 W każdej wspólnocie - w rodzinie, w pracy czy w kościele, częściej niż się myśli, nasze poczucie sprawiedliwości bywa zranione, wystawione na próbę, ma się wrażenie bycia nie zrozumianym lub niesłusznie osądzonym, itd. Trzeba to umieć ponieść.  Jak czytamy w Regule : „w sprawach trudnych i w przeciwnościach, a nawet doznając jakiejś krzywdy, zachowujemy w posłuszeństwie milczącą i świadomą cierpliwość, a znosząc wszystko nie słabniemy i nie odchodzimy”.

Ale pokora nie oznacza pasywności. Ona nie godzi się na to co jest złe, jest aktywna, szuka lepszych rozwiązań.

Ogólnie rzecz biorąc słowo pokora źle nam się kojarzy, zbyt pasywnie, jej rozumienie jest niewłaściwe. Tymczasem prawdziwa pokora  to cecha samego Jezusa. To postawa, która zwycięża w samym swoim zarodku siły zła i destrukcji. To postawa mocna w której stajemy jako zwycięzca  i odbudowujemy siły wewnętrznego człowieka. Człowiek pokorny staje się człowiekiem miłującym bo przychodzi do niego Duch Święty. Prawdziwa drogę pokory ukazuje nam postawa Maryi.

35Czwarty stopień pokory: jeśli w sprawach trudnych i w przeciwnościach, a nawet doznając jakiejś krzywdy, zachowujemy w posłuszeństwie milczącą i świadomą cierpliwość, 36a znosząc wszystko nie słabniemy i nie odchodzimy, gdyż Pismo mówi: Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 24,13), 37a w innym miejscu: Niech się twe serce umocni i wyczekuj Pana (Ps 27[26],14). 38Aby zaś wskazać, że ten, kto jest wierny, powinien znieść dla Pana wszystko, nawet najgorsze przeciwności, Pismo mówi w imieniu cierpiących: Lecz to przez wzgląd na Ciebie ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone (Ps 44[43],23). 39A cierpiący, bezpieczni w swojej ufności w zapłatę Bożą, dodają, pełni wesela: Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8,37).

40Również w innym miejscu Pismo mówi: Albowiem Tyś nas doświadczył, Boże; badałeś nas ogniem, jak się bada srebro; wprowadziłeś nas w pułapkę; na grzbiet nasz włożyłeś ciężar (Ps 66[65],10—11). 41I aby pouczyć, że powinniśmy żyć pod władzą przełożonego, dodaje: Postawiłeś ludzi nad naszymi głowami (Ps 65,12 Wlg).

42*W przeciwnościach i w niesprawiedliwości przez cierpliwość wypełniają tacy ludzie przykazania Pana: uderzeni w policzek nadstawiają drugi, zabierającemu tunikę oddają płaszcz, ze zmuszającym iść tysiąc kroków idą dwa tysiące, 43z Apostołem Pawłem znoszą fałszywych braci i błogosławią tych, którzy ich przeklinają *.  http://www.benedyktyni.pl/regula/roz1_22.htm

W drugiej części spotkania rozważaliśmy „Refleksje o kobiecie”  Edyty Stein.

Jedną z różnic w naturze mężczyzny i kobiety jest fakt, że mężczyzna skupia się zwykle na przedmiocie swojego działania i zasadach jego funkcjonowania. Kobieta zaś koncentruje się  bardziej na relacjach osobowych. Mężczyzna jest bardziej zainteresowany światem rzeczy, a kobieta światem osób i to jest jej zaletą. Mężczyźni nie są tak zdolni do budowania relacji. Ich skupienie na przedmiocie swojego działania powoduje, że z jednej strony stają się specjalistami, ale też rozwijają się bardziej jednostronnie, mechanizują życie.

 Słabością kobiety jest powierzchowność przedmiotu działania, a powierzchowność nigdy nie będzie prawdziwym człowieczeństwem. Inną słabością kobiety jest żądza miłości i podziwu. Często jest niezdolna przyjąć nawet merytorycznej krytyki, traktuje ją jako atak na własną osobę, ubolewa że ktoś jej nie rozumie. Patrzy na krytykę w wymiarze relacyjnym. Kobieta ma też tendencję aby własnej osobie nadawać ważność – jej dzieci są najlepsze, mąż najzdolniejszy, etc. Musi uczyć się, że inni są lepsi, dojrzewać do wrażliwości  wewnętrznej na innych.

Słabością kobiety jest też nadmierne zainteresowanie drugim człowiekiem, wnikanie w relacje i osobiste życie innych ludzi. Jest to pozbawianie wolności drugiego człowieka.

Kobieta chce całą siebie zagubić w drugim człowieku. Prowadzi ją to także do nadopiekuńczości. 

Te słabości blokują rozwój kobiety. Potrzebuje ona wewnętrznej ascezy. Bardzo dobra dla kobiety jest rzeczowa, gruntowna praca. Chroni ją ona przed wynaturzonym skupieniem na sobie, zapobiega powierzchowności, uwalnia ją od niej samej.

Wartość własna kobiety polega w istocie na szczególnej wrażliwości na działanie Boga w duszy.

Powołaniem kobiety jest rozwijać pełne człowieczeństwo w sobie i w innych. Być uległym w rękach Boga, być Jego narzędziem. Nikt poza Bogiem nie ma prawa posiadać kobiety na własność.

                                                                                  Notatki nieautoryzowane,  sporządziła MR

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

 Dzień skupienia, Łomża  21.11.2010r. - Uroczystość Chrystusa Króla

Reguła św. Benedykta jest Chrystocentryczna. Na Chrystusie buduje nas samych i nasze relacje z innymi. Rozpoczyna się to już w pierwszych słowach Reguły.
Prolog 3
Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa.

Chrystus to Król, wódz. Wódz musi wydawać polecenia jasno. My mamy słuchać Chrystusa, słyszeć Go. Cała teologia św. Pawła mówi, że my nie jesteśmy dalej od Chrystusa niż ludzie którzy z nim żyli. My mamy prawo i możliwość odkryć Jego obecność, On jest z nami blisko. Poprzez obecność Ducha Świętego Bóg dał nam w pewnym sensie nawet większą bliskość z Chrystusem niż pierwszym apostołom.

Prolog, w.  28
A gdy diabeł mu coś doradza, odtrąca go razem z jego podszeptami daleko od swego serca i od razu wniwecz obraca, a rodzące się pokusy rozbija o Chrystusa [jak o skałę].
Zło ma swoją dynamikę. Wybór zła pociąga uwikłanie się w siłę zła. Diabeł jest jak wąż, wystarczy że wsunie łeb to i cały wpełźnie. I tak działa pokusa. Nie trzeba w nią wchodzić w relację. Odtrącać szatana, „rodzące się pokusy rozbijać o Chrystusa jak o skałę”.
Podobnie jest z dobrem. Ono także ma swoją dynamikę, wybrane też daje siłę. Ale wybór dobra wiąże się z duchowym zmaganiem. Wymaga zaufania, zawierzenia, to jest moment łaski.
Żeby wybrać Chrystusa trzeba się oczyścić.
Musimy mieć świadomość że różne rzeczywistości walczą o mój umysł. Musimy się wyrwać ze złych myśli. Jeśli się nauczymy rozbijać pokusy o Chrystusa, jeśli złapiemy ten moment to jest zwycięstwo.

Prolog w.50
Tak nie odstępując nigdy od nauki Pana, w Jego prawdzie wytrwajmy w klasztorze aż do śmierci, abyśmy przez cierpliwość stali się uczestnikami Męki Chrystusowej i zasłużyli na udział w Jego Królestwie.
Przez cierpliwość człowiek się staje uczestnikiem męki Chrystusa. Męka to cierpienie w którym dokonuje się wzrost duchowy, bliskość z Bogiem. Jesteśmy uczestnikami! Cierpliwość jest sytuacją kiedy człowiek walczy raczej wolą. Wysiłek wewnętrzny wystawiony jest na próbę. Abraham miał wielką szkołę cierpliwości. Wcale nie było widać co z tego co Bóg chce ma być. Ale dopiero w całości widać że całe jego życie wypełnione było obecnością Boga. Najtrudniejsze jest ocalić poczucie sensu. W trudnych sytuacjach człowiek rozwija się od  wewnątrz. Św. Paweł często pisał o radości w cierpieniu, miał świadomość, że jego życie jest jakimś uroczystym uczestnictwem.


Rozdz. 2 w.2
Wiara widzi w nim w klasztorze zastępcę Chrystusa, skoro nazywa go Jego imieniem. Mówi przecież Apostoł: Otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» (Rz 8, 15). Pierwszym po Chrystusie jest opat – abba, zastępca Chrystusa. To znaczy, że w relacji do opata jest zawarta prawda w mojej relacji z Chrystusem. Moje spotkanie z Chrystusem buduje się w tej relacji. Opata można porównać do ojca rodziny, jest ojcem wspólnoty. W rodzinie zakorzenione jest ojcostwo duchowe. Dzieci widzą w nas zastępców Chrystusa. Rodzina jest to szkoła kształtowania relacji. Chrystus pojawia się w Regule w kontekście relacji międzyludzkich. Ojcostwo duchowe zakorzenione jest w ojcostwie fizycznym wydaje swój owoc.

Rozdz. 2;20
Czy wolni bowiem, czy niewolnicy, wszyscy jesteśmy jednym w Chrystusie i pod rozkazami jednego Pana dźwigamy równy [dla wszystkich] ciężar Jego służby.Albowiem u Boga nie ma względu na osobę (Rz 2, 11).
Chrystus jest fundamentem każdej wspólnoty wobec Boga. W Rzymie podstawą był system niewolniczy i to niewolnicy często zasilali szeregi pierwszych chrześcijan, widać to też z relacji św. Pawła i historii ucieczki niewolnika Onezyna. W czasach wczesnego chrześcijaństwa obserwując taka zreczywistość na ludzką świadomość nie było żadnej sprawiedliwości ani nawet nadziei na nią. Dlatego ważną istotą chrześcijaństwa była łączność tego co realne i nadprzyrodzone. Św. Paweł w wielu miejscach podkreślał, że nasze życie już tu na ziemi zanurzone jest w misterium.

Rzodz. 4; 10
Wyrzekać się samego siebie, aby iść za Chrystusem.
W Ewangelii Chrystus mówił „ Jeśli kto chce iść za mną niech się zaprze samego siebie”. To zaparcie się jednak nie jest w próżni, ale w świadomej obecności Pana. Chrystus daje oparcie. Ważne jest przylgnięcie do osoby Jezusa. Św. Bernard mówił :” Niech ciało zawsze idzie za głową”. Musimy mieć świadomość cierpienia w Chrystusie, nie w próżni.

Rozdz. 4; 21
Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa.
Nie mieć nic cenniejszego co zajmuje serce. Mamy żyć w obecności Chrystusa.


Rozdz. 4;50
Złe myśli przychodzące do serca natychmiast rozbijać o Chrystusa i wyjawiać je ojcu duchownemu.
"Narzędzia dobrych uczynków" w Regule wprowadzają pośrednika- ojca duchowego. Czasem nie trzeba nawet dawać rad, wystarczy wysłuchać i samo to już pomaga, uwalnia od ciężaru emocji.


Rozdz. 4;72
W duchu miłości Chrystusowej modlić się za nieprzyjaciół.
Czasem mamy trudne relacje, których ni emożna tak łatwo zmienić, powinniśmy się za nie modlić.


Rozdz.5;1-2
Najprzedniejszym stopniem pokory jest bezzwłoczne posłuszeństwo. Osiągnęli go ci, dla których nie ma nic droższego od Chrystusa.

Notatki nieuatoryzowane: MR

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Wielki Post jako szkoła towarzyszenia Chrystusowi.Dzień skupienia 7.03.2010r. o.Konrad Małys

 Co św. Benedykt mówi o zachowaniu Postu w Regule? Mówi o tym rozdział 49 „O zachowaniu Wielkiego Postu” :

 „Dobrze byłoby wprawdzie, by mnich w każdym czasie żył tak, jak należy żyć w Wielkim Poście, lecz tylko nieliczni maja taki stopień cnoty. Dlatego też radzimy, żeby przynajmniej w dniach Wielkiego Postu bracia zachowywali nieustraszoną nieskazitelność swego życia, usiłując naprawić w tych świętych dniach wszelkie zaniedbania innych okresów. Uczynimy to wówczas w sposób godny, jeżeli będziemy się wystrzegać wszelkich błędów, oddamy się zaś modlitwie zmieszanej ze łzami, czytaniu, skrusze serca i wyrzeczeniu.
 Tak więc w tych dniach dorzućmy coś niecoś do zwykłych obowiązków naszej służby: dodatkowe modlitwy, ograniczenia w jedzeniu i piciu. Niechaj każdy ponad wyznaczoną sobie miarę z własnej woli ofiaruje coś Bogu w radości Ducha Świętego (1 Tes.1,6), to znaczy : niechaj odmówi swojemu ciału trochę z jedzenia, picia, snu, rozmów czy żartów i niech wygląda świętej Paschy pełen duchowej radości i tęsknoty. Każdy jednak powinien przedstawić swemu opatowi, co zamierza ofiarować, aby ofiara ta została objęta jego modlitwą i wolą. To bowiem co dzieje się bez zgody ojca duchownego, zostanie poczytane za zuchwalstwo i zarozumiałość, nie za zasługę. Wszystko zatem należy czynić za zgodą opata".

 Gdyby przejść do konkretnej praktyki w myśl Reguły, to proponowałbym Wam jako oblatom, wypisać swoje postne postanowienia i przekazać Matce Ksieni. Wtedy będziemy tu obecni w duchu Reguły benedyktyńskiej.

 Św. Benedykt, jak widzimy z zacytowanego rozdziału, dba o cztery rzeczy. Po pierwsze najpierw w okresie Wielkiego Postu robimy refleksję nad tymi sprawami, w których człowiek wyczuwa, że ma jakieś zaniedbania. Przy czym chodzi tu nie tylko o jakieś wielkie sprawy, ale także te drobniejsze, od których zależy rozwój naszego życia duchowego takie jak np. problemy z punktualnością czy wytrwałością na modlitwie. Kiedy jesteśmy we wspólnocie to jest łatwiej. Nam w klasztorze życie „organizuje” dzwonek. Łatwiej wtedy pamiętać o modlitwie i punktualnie na nią przyjść. Gorzej kiedy człowiek jedzie poza klasztor, wtedy musi organizować sobie czas sam i lepiej  nad nim panować. Kiedy jest się we wspólnocie to łatwiej jest też dotrzymywać różnych zobowiązań. Wspólnota się wspiera wzajemnie w podejmowanych wysiłkach. Jest wtedy łatwiej. Właśnie dlatego my w klasztorze przekazujemy swoje zobowiązania postne opatowi. Dzieje się tak dlatego, żeby sobie nie nawymyślać zbyt wielkich umartwień bo z umartwieniami wiąże się także pycha. W swojej gorliwości wiary mamy czasem pokusę, żeby jeszcze sobie coś dołożyć, trochę na zasadzie „będę lepszy, będę świętszy”. Jeżeli jest w człowieku jakaś zbytnia gorliwość to wtedy może też przychodzić szatan i używać tej gorliwości w swoją stronę. Diabeł kiedy zobaczy gorliwość w człowieku, to on nie będzie przeszkadzał. On się wtedy zamienia w „apostoła tej gorliwości” i podpowiada – "A zrób jeszcze to, tamtego się podejmij, itd". Zmusza człowieka do bicia piany. I nie ma zejścia w głąb. On tylko zmęczy człowieka swoją aktywnością, która skacze tylko cały czas po powierzchni, ale nie odpowiada na istotne problemy człowieka, one zostają gdzieś pominięte. Dlatego ważne jest aby w tych postanowieniach postnych była zgoda przełożonego, swoista „pieczęć” ojca duchowego.

 Pamiętam kiedy byłem jeszcze początkującym mnichem, nowicjuszem na początku podszedłem bardzo gorliwie do Postu. Nawyznaczałem sobie dużo różnych, trudnych obowiązków. Patrzyłem na starszych mnichów i dziwiłem się, że oni tak nie za wiele tych zobowiązań podjęli. Myślałem sobie „A oni tacy starsi już, pewnie słabeusze”. Ale miałem wtedy mądrego opiekuna, który na te wszystkie moje zobowiązania się zgodził. I wypełniałem je, ale do czasu. Mieliśmy publiczną adorację Najświętszego Sakramentu i każdy z nas miał wyznaczony czas na modlitwę. Kiedy przyszła moja kolej i zacząłem się modlić nagle zobaczyłem, że widzę kilka monstrancji. Zrobiło mi się słabo, tak że jak niepyszny musiałem poprosić innego brata o zastąpienie mnie. Właśnie wtedy kiedy trzeba było wypełnić swój obowiązek przed Panem Jezusem, ja nie byłem go w stanie wypełnić. I zrozumiałem ile było w tej mojej gorliwości pychy, zarozumiałości. Tam gdzie byłem naprawdę potrzebny zabrakło mi siły bo tkwiłem w swoim własnym świecie. A starsi ojcowie patrząc na mnie tylko się wyrozumiale uśmiechali.

Rozwój duchowy człowieka następuje z jednej strony przez ćwiczenia, człowiek ich potrzebuje. One muszą być, ale potem te ćwiczenia odsłaniają stopniowo to wszystko co w człowieku siedzi chorego, co jest do zmiany. Reguła życia wspólnego pozwala poznawać siebie głębiej, odkrywa różne błędy i problemy, które w człowieku są. Błędem jest nie tylko lenistwo, ale także błędy w motywacji. Człowiek deklaruje, że wszystko co robi jest dla Pana Boga, ale czasem się okazuje, że jest tam mieszanina różnych, ludzkich spraw i to się powolutku wszystko musi oczyszczać.

 Św. Benedykt pisze, że trzeba ofiarowywać swoje wysiłki „w radości Ducha Świętego”. Dlatego ofiara wielkopostna to nie może być cierpiętnictwo. W tym darze z siebie jest zawarty także dar łaski. Tu się spotyka nasz wysiłek ludzki i przyjęcie go przez Pana Boga. Jeżeli zastanowimy się chwilę nad pojęciem ofiary to widzimy, że dziś się ono zupełnie zdegenerowało. Może dlatego, że w XX wieku ludzie masami oddawali życie za sprawy nieważne, albo wręcz złe, za komunizm, za Hitlera, miała miejsce hekatomba całych społeczeństw. Stąd pojęcie ofiary też na tym ucierpiało. Nam się ono źle kojarzy, także w stosunku do Boga. A kojarzy nam się tak, że Bóg żąda ofiar od ludzi, żeby się w ogóle człowiekiem zająć. Ale to jest podejście pogańskie! To poganin tak myślał, że najpierw musi dać bóstwu wołu na ofiarę, a potem to bóstwo da mu deszcz, da mu urodzaj. A z Bogiem jest inaczej! Od samego początku widzimy, że to jest Boże dzieło. Bóg najpierw prowadzi człowieka tak, żeby mu się w ogóle chciało chcieć. W Księdze Wyjścia widzimy, że najpierw było doświadczenie niewoli, ludzie mieli jej dosyć, cierpieli i nie wiedzieli co z nią zrobić. Dopiero wtedy człowiek zaczyna szukać drogi wyjścia, dopiero wtedy łaska Boga staje się czytelna i Pan Bóg może człowieka skutecznie prowadzić i przemieniać.

 Pójdźmy teraz za współczesną myślą benedyktyńskich ojców, którzy podkreślają, że do istoty ofiary należy przyjęcie jej przez Boga. Ofiara, której Bóg nie przyjmuje nie jest ofiarą, tylko tragedią. Już w Starym Testamencie mamy ofiarę Kaina i Abla. Oni obydwaj starają się coś Bogu dać, ale dym z ofiary Kaina pełznie po ziemi, a dym z ofiary Abla idzie w górę. Jaka jest różnica? Abel się cieszy, w ślad za tym idzie jakieś życie. Kain też się napracował, ale Pan Bóg nie patrzy, jego ofiary nie przyjmuje. I co z tego, że on się napracował? Bóg nie przyjmuje jego ofiary bo tam jest jakaś interesowność, coś za coś, tam jest serce brudne? A jak Bóg nie przyjmuje ofiary, to nie ma życia, wszystko spada na ziemię. Do istoty ofiary należy jej przyjęcie przez Boga. Dlatego w każdej mszy świętej przed modlitwą Eucharystyczną są słowa: „Módlcie się aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący”. To jest bardzo ważne! Człowiek wtedy nie projektuje swojego życia i swojej świętości wg. własnego planu, tylko stara się zrozumieć o co Bogu chodzi, co ja mam dać? Ja mam dać z siebie to co mi Bóg wskazuje. Jeżeli dam to z siebie, to na ołtarzu dokonuje się przyjęcie. Kiedy jest  ofiara przyjęta przez Boga to nie jest tak, że ja daję coś z siebie i to jest jak kamień w wodę, który spada i nie ma go, koniec. Tylko tak, że jest wprawdzie jakaś śmierć mojego własnego ja, ale ona jest oddana w ręce Ojca. Ojciec ją bierze do góry i wtedy Eucharystia wydaje owoc.

 W życiu każdego z nas jest moment ofiarowania się. Gdzie on jest? Trzeba go rozpoznać. Ja muszę coś dać na ołtarz. I musi to być złączone z moją wewnętrzną przemianą, po to aby Bóg to przyjął. Jak Bóg przyjmie, to w ślad za tym darem jednocześnie spływa łaska. To jest nasza Pascha, wejście w nowe Życie, wtedy Duch Święty może nas napełnić. Ja z własnej woli ofiaruje coś Bogu w radości Ducha Świętego. I św. Benedykt idzie po tej linii myślenia – zobacz jeżeli coś ofiarujesz to tam od wewnątrz powinna być bezinteresowność, czystość, w radości Ducha Świętego. Nie trzeba wlec krzyża za sobą, tylko dźwigać go. Ale jak poznać co ma być naszą ofiarą? Po to właśnie jest przewodnictwo duchowe, ono ma nam pomóc rozeznać co ma być naszą ofiarą. Ono ma też nauczyć nas ofiarowywania siebie w taki sposób aby Bóg mógł tą ofiarę przyjmować. Człowiek potrafi dokonywać czynów i cierpieć także w imię spraw niesłusznych, niestety to straszna tragedia. Dlatego potrzebna jest zgoda ojca duchowego, żeby nasza ofiara została objęta jego modlitwą i wolą.

 My w klasztorze w Wielkim Poście dajemy opatowi 3 postanowienia : jakieś wyrzeczenie czyli to co sobie człowiek odmówi np. z jedzenia, dodatkowa duchowa lektura  i dodatkowa modlitwa. Właśnie tego rodzaju  postanowienia są zalecane w Regule przez św Benedykta.

 I ja bym proponował Państwu takie właśnie konkretne wielkopostne ćwiczenie. Wypisać sobie na karteczkach swoje własne postanowienia wg. tych wymienionych grup czyli jakieś wyrzeczenie, dodatkowa lektura duchowa i dodatkowa modlitwa i przekazać te karteczki Matce Ksieni, po to aby zostały objęte jej modlitwą i wolą. To jest bardzo konkretne ćwiczenie, które pomaga we wzroście. Roztropnie sobie trzeba coś wybrać  „ponad wyznaczoną sobie miarę”, a jednocześnie przekazać do objęcia wolą i modlitwą ojca duchowego by było tu błogosławieństwo z góry.

 Jak mówi św. Benedykt „w tych dniach : dodatkowe modlitwy, ograniczenia w jedzeniu i picidorzućmy coś niecoś do zwykłych obowiązków naszej służbyu. Niechaj każdy ponad wyznaczoną sobie miarę z własnej woli ofiaruje coś Bogu w radości Ducha Świętego”.Benedykt wychodzi z założenia że jeżeli człowiek nad sobą nie pracuje to ma „tendencję spadkową”, jego życie nie będzie na jednym poziomie, tylko będzie jak samolot, któremu zabraknie paliwa - będzie pikować w dół. Jeżeli chcemy dolecieć do celu, jeżeli chcemy wzrastać, to musimy dbać o paliwo. Ale jeżeli jesteśmy aktywistą i mówimy sobie – „Ja i tak mam tyle obowiązków, jestem tak zabiegany, że nie mam czasu, no ale zrobię jeszcze ten wysiłek” - to taka ofiara nie jest czyniona w radości Ducha Świętego.

 Człowiek sam z siebie ma tendencje spadkową (na zasadzie kto stoi w miejscu ten się cofa) i ciągle trzeba stawiać sobie poprzeczkę trochę wyżej. I często jest tak, że kiedy już ją sobie postawimy, to rzeczy które wcześniej wydawały nam się trudne, okazują się możliwe do zrobienia. Aktywizm to nie tyle fakt, że się dużo robi, ale postawa ucieczki w pracę. Natomiast człowiek pracy, ale który nie jest aktywistą, to człowiek który umie pracować w jedności z Bogiem i nie traci pokoju wewnętrznego. On jest zawsze u siebie, nawet jak jest bardzo  zapracowany, to w jego pracy wszystko jest na swoim miejscu.On wie po co to robi i dlaczego. Ta praca go nie niszczy. Wielość obowiązków jest dla niego jakimś krzyżem i  zadaniem, ale  przeżywanym w odniesieniu do Krzyża Chrystusa, jest elementem Krzyża Chrystusa. Wtedy się czerpie z tego duchowe korzyści, wtedy praca nie przytłacza, nie niszczy. To jest bardzo ważne.

 Istotą ofiary jest przyjęcie przez Boga. Na Krzyżu Bóg Ojciec przyjmuje ofiarę Syna „Ojcze w Twoje ręce oddaję ducha mego’. I to przyjęcie ofiary Syna jest Jego Zmartwychwstaniem. Dlatego nie świętuje się tylko samego cierpienia, samego Krzyża. W Wielki Piątek wszystkie symbole życia znikną z kościoła. Z ołtarza zniknie też obrus. Nie będzie nawet mszy świętej. Adoruje się tylko Krzyż. Dlaczego tak jest? Msza łączy Krzyż z owocem, ze zmartwychwstaniem. To jest wielkie misterium. My musimy się uczyć pedagogii Bożej, która jest w Liturgii zawarta. Wielki Piątek to dzień kiedy uczymy się adorować Krzyż, a poprzez adoracje Krzyża uczymy się oddawać razem z Jezusem nasze życie w ręce Boga. Uczymy się współofiarowywać, ale w nastawieniu radości Ducha Świętego z postawą - Ojcze przyjmij to!

 Dopiero kiedy zabrzmią dzwony ogłaszające Zmartwychwstanie, światło pójdzie na ołtarz, okaże się, że jest na nim obrus, który jest symbolem nowego życia i obecności Chrystusa w kościele. We mszy św jest Krzyż i jest jego owoc - zmartwychwstanie dlatego w Wielki Piątek nie ma mszy św., dopiero pierwsza msza w niedzielny poranek ogłosi Zmartwychwstanie.

 Podczas Postu, na 2 tygodnie przed Wielkim Piątkiem wszystkie krzyże w kościołach są zasłonięte. Jest tak dlatego, że my  swoimi ludzkimi oczami widzimy w Krzyżu przede wszystkim mękę, cierpienie. Dopiero przez adorację krzyża dojrzewamy, żeby zobaczyć spojrzenie Chrystusa na nas z tego Krzyża, że to jest spojrzenie kochającego Boga, najwyższy wyraz miłości. Tylko, że w spotkaniu z cierpieniem człowiekowi trudno jest zobaczyć miłość Boga. A zwłaszcza w spotkaniu z cierpieniem niezawinionym. Jest to bardzo trudne. Tymczasem tam gdzie jest cierpienie niezawinione, tam jest najwięcej łaski, najwięcej Światła, owoców które płyną jeżeli człowiek wejdzie w przestrzeń tego misterium. Dlatego na Krzyż nie jest łatwo patrzeć, on się wydaje jakimś absurdem w tym świecie, cierpieniem, nie na ludzką logikę. I stąd on jest najpierw symbolem, który trudno pojąć. Dopiero stopniowo poprzez adorację poprzez współoofiarowywanie się, człowiek na tym Krzyżu widzi zwrócone na siebie miłujące oczy Boga. On na nas patrzy z tego Krzyża, do końca miłującym wzrokiem. Jeżeli to dostrzegamy, to cierpienia stają się lekkie. Co więcej człowiek chce w nich głębiej uczestniczyć bo czuje, że płynie z nich siła, oczyszczenie, odrodzenie wewnętrzne. I stąd w Wieki Piątek liturgia pokaże stopniowe odsłanianie się Krzyża. To nie następuje od razu. Będzie trzykrotne wezwanie - ” Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata.”

 Mamy wypatrywać Paschy pełni duchowej radości i tęsknoty. Jeżeli ofiara jest dobrze składana, to ona już owocuje. Mimo rozmaitych trudów i cierpień przychodzi pogoda wewnętrzna. Po tym poznać można człowieka duchowego, że kiedy spadają przeciwności ten wewnętrzny człowiek jest pogodny, rozumie że Pan Bóg taką drogą go prowadzi, ale ta droga ma sens bo idziemy razem z Nim.

Wielki Post to jest szkoła towarzyszenia Jezusowi w Jego przeciwnościach. Nie jest to tylko sama pokuta za grzechy. Post jest w centrum roku kościelnego. Mamy już za sobą Boże Narodzenie, a więc zrodziła się już między nami a Panem Jezusem pewna zażyła więź. Bardzo dobrze było uczniom Jezusa chodzić z Nim kiedy robił cuda, uzdrawiał. Uczniowie cieszyli się, że Mistrz był taki mocny, wie co któremu przeciwnikowi odpowiedzieć. Uczniowie czuli się przy nim jak pod skrzydłami, dobrze im z Nim było być. Mistrz był mądrym, wielkim, wspaniałym człowiekiem. Ale w pewnym momencie widzimy, że Pan Jezus ich zaczyna przygotowywać dając do zrozumienia, że to się skończy, mówi im - ja zacznę cierpieć. I nie będzie wcale widać,  że zwyciężyłem, że wygrałam. I kiedy to się zacznie dziać to wy będziecie w tym uczestniczyć na swój sposób. Każdy z was spotka się głębiej ze swoimi słabościami. Ja wam nie załatwię rozwiązania problemów, tylko będziemy szli razem.

 Wielki Post, jak podkreślają ojcowie, to szkoła towarzyszenia Jezusowi w Jego przeciwnościach. Tutaj przeżywamy wszystko, także naszą grzeszność na zupełnie innej płaszczyźnie. Jeśli cierpi ktoś mi bliski, z kimś mnie coś łączy, to ja automatycznie chcę być przy tym kimś, chcę mu towarzyszyć. Choć może nie znajdę żadnych słów ani pomocy, to chcę jakoś uczestniczyć. Jeżeli cierpi mój przyjaciel to ja będę ofiarowywał mu siebie idąc po linii miłości. To jest najoczywistsza rzecz, że się jest przy kimś z kim nas wiążą jakieś serdeczne więzi zażyłości. To jest normalne. Wtedy miłość przestaje być przykazaniem w stylu zrób to czy tamto, ale staje się najgłębszą duchową inspiracją, która ciągnie człowieka w kierunku towarzyszenia drugiemu  w jego sprawach.

I to właśnie Pan Jezus będzie kształtował w swoich uczniach, w człowieku w ogóle. On sam zacznie doświadczać cierpienia, trudów przeciwności i nie będzie widać łatwo zwycięstwa łaski. On się jakby podda.I to będzie trudne dla uczniów. Oni byli dotąd przyzwyczajeni do spektakularnych działań i zwycięstw Jezusa, a teraz będą mieli problem aby zaakceptować taki widok Chrystusa. Będzie im trudno odnaleźć się w tej sytuacji bo nie będzie widać zwycięstwa. A właśnie wtedy dopiero zacznie się w nich dziać coś takiego co ostatecznie kształtowało w nich wewnętrznego człowieka. Ten Szymon bojaźliwy stanie się w końcu Piotrem i opoką kościoła. Uczniowie, którzy kłócili się o to, który z nich jest większy staną się znakiem jedności, pomiędzy nimi nastąpi piękna komunia. To wszystko się ukształtuje. I  osobista świętość każdego z nich i komunia braterskiej miłości jaka jest owocem również Krzyża i Zmartwychwstania. Ujawni się to jasno podczas Pięćdziesiątnicy. Oni są wtedy razem, są jednego ducha, choć każdy z nich jest inny, każdy pójdzie do innych zadań, ale są razem w jedności. To jest będzie coś pięknego. Oni się już nie będą kłócić , który z nich jest wyżej, choć jeden z nich będzie najwyżej - św Piotr, ale nikt z nich nie będzie miał o to żadnych pretensji. Będą rozumieli obecność Chrystusa, że każdy z nich jest wyposażony we wszystko co trzeba, że ta hierarchia służy tylko Bożemu dziełu. Nie stanowisko tworzy człowieka, ale w tej hierarchii widać obecnego Zbawiciela, który każdemu wyznacza pewną przestrzeń odpowiedzialności. To się wszystko narodzi. To jest wszystko owoc Paschy.

 Wielki Post to szkoła towarzyszenia Chrystusowi w jego przeciwnościach. Św. Bernard ładnie mówił : „Dobro przyjęliśmy z ręki Pana, czemu zła przyjąć nie możemy?”.  Tu się dokonują te największe zwycięstwa w człowieku, który często stawia Bogu trudne pytania. Pytania o swoje cierpienie, dlaczego jest go tyle, dlaczego nie widać jego owoców. A Pan Jezus cierpiący zachęca chodźcie razem ze mną, moją drogą. Tutaj dokonuje się ta ofiara, dar największy z siebie, który na ludzką logikę nie ma sensu. Natomiast krzyż Chrystusa podnosi tę ludzką logikę na inny poziom. Tam gdzie jest bezinteresowny dar z siebie, gdzie jest ofiara,  współofiarowanie z Nim, tam się życie nie kończy, tam człowiek nie przegrywa. Tam owszem może być przez jakiś czas nie widać zwycięstwa łaski, ale tak naprawdę tu się wtedy dokonują rzeczy najważniejsze, największe i najmocniejsze.

W Wielki Piątek my się uczymy adorować Krzyż Chrystusa. Uczymy się w jakiś sposób odnosić do Niego nasze cierpienie, to z czym sami się w swoim życiu zmagamy. Dzięki temu my nie przegrywamy swojego życia, nie pozostajemy tylko ludźmi, którzy mają jakieś swoje argumenty, ale uczestnicząc w liturgii uczymy się być uczestnikami Bożego dzieła.

Wskazówki św.Benedykta prowadzą do prostych pytań. Co to znaczy, że „Każdego dnia powinieneś żyć tak jak w Wielkim Poście’? Przez to może wydawać się, że on chce tworzyć jakąś wspólnotę cierpiętników. Ale nie! On ma na myśli ludzi, którzy adorują krzyż Chrystusa w każdych okolicznościach swojego życia. Z niego czerpią. Czerpią z misterium. I płynie z tego radość, płynie Życie, tak jak to w podstawowy sposób widać z ofiary Kaina i Abla. Abel dał Bogu ofirę tak jak trzeba i jest pełen radości.

 We wspólnocie zakonnej kiedyś jako magister nowicjatu, patrzyłem na braci, widziałem czasem ich dużą gorliwość, zastanawiałem się kto z nich zostanie w klasztorze. Po pewnym czasie zauważyłem, że to widać kto zostanie, a kto nie. Co o tym decyduje? Wcale nie to, że komuś brakuje np. gorliwości czy czegoś podobnego. Zależy to od czegoś zupełnie innego. Jeżeli Pan Bóg wcale nie chce aby ktoś w klasztorze był, tylko ma inne plany względem jakiejś osoby, to wówczas to wszystko co człowiek z siebie daje nie jest przyjmowane przez Pana Boga. I to widać, że to nie tędy droga. Ten człowiek ma wrażenie jakby pchał taczkę pod górę i ona jest coraz cięższa i cięższa, aż tak, że się siebie zaczyna pytać - dlaczego jest tak ciężko? Czy jestem taki zły? Dlaczego nie daję rady? Ale tu nie o to chodzi, że on nie daje rady, bo w innym miejscu może mieć jeszcze ciężej, ale o to, że Bóg nie przyjmuje jego starań dlatego ma taką wewnętrzną trudność. I to jest znak, że trzeba się zastanowić nad innym miejscem do życia. Bóg może chce tego człowieka w innym miejscu.

Czasem się komuś  pomaga przez  nieprawidłowe podtrzymywanie takiego dążenia. Wydaje się nam, że to jest miłosierdzie, że trzeba drugiemu pomóc. I rzeczywiście trzeba pomóc, ale zupełnie inaczej. Co innego jeżeli idę dobrą drogą i mam na niej różne niedociągnięcia i przeciwności, które muszę oczyścić, pokonać i iść dalej. A co innego jeżeli robię dobrze wszystko co mogę najuczciwiej i szczerze, a jednak coś nie gra. Tu łaska Boża może działać inaczej, Pan Bóg może w ten sposób mówić do człowieka – „Daj sobie z tym spokój. Inna jest dla ciebie droga”. Trzeba znaleźć swoje własne miejsce. Trzeba złożyć właściwą ofiarę. Pan Bóg chce nam się udzielać i udziela się przez Krzyż. Ale Benedykt naucza mądrze ogołocenia Krzyża. To nie jest ten K,rzyż, który człowiek chce, ale tak jak mu Pan Bóg wybiera. Pan Jezus mógł zginąć już w Betlejem i wszyscy bylibyśmy odkupieni, ale nikt by nawet o tym nie wiedział. Ale tak się nie stało. Musiało się wszystko odbyć zgodnie z Bożą mądrością. Krzyż Golgoty pojawia się w określonym czasie przewidzianym przez Boga, kiedy całe dzieło się już dopełnia.

 Jeżeli jakikolwiek dar chcemy z siebie złożyć to trzeba to zrobić w wewnętrznej czystości serca i dać go w ręce Ojca. Im więcej jest tej czystości i bezinteresowności, tym więcej przyjęcia naszego cierpienia przez Ojca. Ale za cierpieniem potrzeba żeby stała pokora i uniżenie. Właśnie poprzez nie dokonują się w człowieku wspaniałe rzeczy. Kiedy stoicie na mszy świętej po liturgii Słowa, kiedy to Słowo zachęca, wskazuje, daje Światło, przemawia tak, że chce się za nim iść wtedy kapłan mówi ważne słowa: „ Módlcie się, aby moja i wasza ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący” i wtedy wszyscy odpowiadają: „Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk Twoich na cześć i chwałę swojego imienia a także na pożytek nas i całego Kościoła świętego.” Włączamy w ten sposób wszystkie ofiary naszego życia, dajemy je w ręce Ojca. I dlatego na mszy św. musimy zadawać sobie pytanie „Co ja mam dziś położyć na ołtarz?” Jeżeli chcę wejść głębiej i dalej w przestrzeń życia duchowego to muszę się zastanowić co ja mam dziś położyć na ołtarz. Od tego co ja położę i jak położę na ołtarzu zależy czy Eucharystia wyda w moim życiu owoc.

 Wielki Post szkoła towarzyszenia Chrystusowi w jego przeciwnościach. Św. Bernard mówił : „Niech ciało idzie za głową. Niech się ciało trzyma głowy”. Ta głowa będzie czasem w cierniowej koronie. Ale jak się ciało trzyma głowy, to za tą cierniową koroną będzie też i blask Zmartwychwstania, będzie nowe życie. Eucharystia ukazuje Chrystusa razem z jego owocem. To jest ważne. Kiedy podczas mszy jest Przeistoczenie to kapłan osobno konsekruje chleb i osobno wino na znak realnej śmierci Chrystusa. Mamy rozdzielenie się ciała i krwi, to jest znak śmierci. W każdej mszy świętej ta śmierć jest obecna. Ale za tym misterium śmierci idziemy do Zmartwychwstania. Potem, tuż przed Komunią kapłan odłamuje kawałek chleba i z powrotem daje go do kielicha, łączy ciało i chleb -  to symbol zmartwychwstania. Świeca jest symbolem ofiary i światła, a biały obrus to symbol nowego życia. Czyli jest nie sama ofiara, ale i jej przyjęcie przez Boga oraz nowe życie. To są te ważne akcenty.

Jeżeli chcemy dobrze przejść Paschę, to patrząc na swoje życie musimy widzieć, że dzisiaj to ja jestem dalej, że w moim życiu jest więcej łaski Bożej. Oczywiście będę bardziej widzieć swoją grzeszność, bo kiedy się człowiek rozwija to widzi swoje błędy wyraźniej, ale nie będę ich przeżywał w taki sposób, że Bóg budzi we mnie lęk i przerażenie. Przeżywam to raczej w taki sposób, że ranię, opuszczam Kogoś Kogo miłuję. Pomyślmy jak Piotrowi musiało być ciężko, że się 3 razy się zaparł Jezusa. On chciał być przy Nim, ale widać, że to doświadczenie spotkania się z własną słabością mocno go dotknęło, przeorało.

Widzimy, że czas Wielkiego Postu to czas, w którym  ważna jest więź między uczniami a Mistrzem. I my się też jej uczymy, uczymy się towarzyszenia Chrystusowi w jego przeciwnościach po to abyśmy własne cierpienia, własne krzyże przeżywali w łączności z Chrystusem. Abyśmy nauczyli się tak je ofiarowywać aby Bóg mógł się nam udzielić. I to jest istota rzeczy. „Módlmy się aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Wszechmogący”. Jeśli to się dokona w życiu człowieka, to owoce są pewne!

 

 o.Konrad Małys OSB  

Dzień skupienia 7.03.2010, Łomża 

 (Tekst nieautoryzowany. Wykład spisany MR)

 

  +++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Dzień skupienia, Łomża 14.02.2010 

Na progu Wielkiego Postu

Wielki Post postrzegamy najczęściej jako okres szczególnej pokuty i wysiłku żeby dojść do Pana Boga. Ale idąc w głąb musimy zobaczyć go w kontekście całości liturgii roku kościelnego, całości misterium Chrystusa i pedagogii całego roku kościelnego.

Wielki Post nie jest na początku roku liturgicznego, jest przed Wielkanocą, znajduje się w centrum roku liturgicznego, zajmuje ważne miejsce w liturgii i w pedagogii  Kościoła.

 Jest taki moment w Ewangelii kiedy uczniowie przychodzą do Jezusa i pytają dlaczego uczniowie Jana poszczą, a oni nie poszczą. Pan Jezus odpowiada czy mogą pościć goście weselni gdy Pan Młody jest z nimi, ale gdy zabiorą Pan Młodego wtedy będą pościć.

Wielki Post nie jest tylko szkołą dla takich całkiem początkujących uczniów. Całkiem początkujących widzieliśmy na początku roku liturgicznego, oni się dopiero oswajają z obecnością Pana Boga, z Jego narodzeniem. Wielki Post jest dla tych którzy chcą już iść dalej, mają w sobie żar, chcą być uczniem w Jego szkole. Post jest tak ustawiony, że jest  szczególną szkołą życia dla tych którzy są już w drodze, są już zachęceni żeby towarzyszyć swojemu Mistrzowi  i szukają mocniejszych środków do uświęcenia samego siebie. Dlatego jest on surowszy w rzeźbieniu ludzkiego sumienia i serca, ma mocniejszy akcent na pokutę niż Adwent. Jest bardziej wymagający, jest skierowany do tych którzy mają pragnienie aby się  Mistrza trzymać, lepiej Go poznać. Idziesz do mocniejszej szkoły. Chcę iść za Mistrzem bo widzę wartość bycia jego uczniem i jestem gotów się mocniej zaangażować.

 Wracając do Pana Młodego i postu... Kiedy uczniowie byli z Panem Jezusem mogli przeżywać różne rzeczy, doświadczać Jego piękna, majestatu, mądrości w dyskusjach z faryzeuszami. Uczniowie widzieli Jego moc i dobrze się czuli w Jego obecności. Ale w pewnym momencie Pan Jezus zacznie mocniej przyjmować na siebie dramat oddalenia się świata od Boga. Przestanie być widać blask Jego zwycięstwa. On zacznie doświadczać cierpienia. I uczniowie będą Mu mówili - „Nigdy to na Ciebie nie przyjdzie” bo oni Go chcieli mieć przy sobie takiego zwycięskiego, aby zwycięstwo było jasne, tak aby wrogowie byli rzuceni na ziemię. I oni się wtedy dobrze czuli, że mają mistrza co sobie poradzi z każdym przeciwnikiem. Ale w pewnym momencie zaczęło się coś dziać z czym im nie było dobrze -  Pan Jezus zaczął doświadczać męki. A to co było w męce Pana Jezusa charakterystyczne to fakt, że nie było widać zwycięstwa. Uczniowie nie będą widzieć przejawów Boskiej mocy. I to będzie dla nich bardzo trudne doświadczenie. Ale oni Mu będą chcieli towarzyszyć, właśnie wtedy kiedy On idzie w mroki ciemności.

Wielki Post jest szkołą aby być z Jezusem zawsze, dokądkolwiek idzie. Tam gdzie idzie głowa, tam idzie i ciało. To jest istota w Wielkiego Postu. On się opiera na więzi z Jezusem. To bycie z Jezusem będzie miało różne zabarwienie. Czasem będzie doświadczeniem Jego mocy, Jego obecności, potęgi , piękna, ale będzie również udziałem w Jego cierpieniu, w Jego krzyżu.

Św Bernard mówił : "Dobro przyjęliśmy z ręki Pana, czemu zła przyjąć nie możemy?” Czyli nawet jeżeli Twoje życie będzie trochę trudniejsze, będzie pod górkę, to trzymaj się Chrystusa. Na tej więzi między mistrzem a uczniami jest oparte całe dalsze wtajemniczenie w życie duchowe.

 Uczniowie Jana Chrzciciela poszczą, żeby w taki fundamentalny sposób powiedzieć Bogu, że potrzebują Jego pomocy. Post Jana Chrzciciela to post ,w  którym człowiek dokonuje jakiejś refleksji nad własnym życiem i mówi Panu Bogu: "Bez Ciebie sobie nie dam rady". Pan Jezus uwalnia swoich uczniów od tej surowości postu Jana mówiąc im : „najważniejsze jest żebyście słuchali tego co ja wam mówię, żebyście byli przy mnie, pielęgnujcie więź między mną a sobą, trzymajcie się jej”. Ta więź będzie miała różne zabarwienia, raz będzie zachwytem, wspaniałością, ale przyjdą momenty kiedy się ukryje, kiedy Jezus będzie cierpiał i wtedy będzie ważne czy ta więź przetrwa. Czy uczniowie zostaną czy odejdą.

 Kiedy patrzy się na wielkich świętych, tacy jak Jan Paweł II i inni, zadajemy sobie pytanie  skąd bierze się ich oddziaływanie? Oni widzą Jezusa i kontemplują Jezusa ukrzyżowanego w rozmaitych trudnych rzeczywistościach świata. Tam Chrystus jest, tylko On nie wszędzie jest zmartwychwstały. On nie jest wszędzie wyraźny w sposób zwycięski, natomiast jest wszędzie obecny, tylko w wielu rzeczywistościach jest po prostu sponiewierany, doświadcza męki, cierpienia, ale to nie znaczy, że tam Boga nie ma. Nie ma takiej rzeczywistości świata w naszej doczesności gdzie Bóg by się nie zaangażował do końca. Im bardziej człowiek jest zagubiony, tym bardziej Bóg  jest w nim sponiewierany, cierpiący. Ci wielcy święci kontemplują Chrystusa cierpiącego i dla Niego żyją, sami uczestniczą w Jego męce dlatego też mogą znajdować i dawać Światło innym, tak że oni się czasem budzą do życia z najtrudniejszej rzeczywistości. 

Wielki Post może człowieka doprowadzić do wielkiej świętości. To jest szkoła towarzyszenia Chrystusowi w Jego przeciwnościach, w poczuciu więzi, która nigdy między mistrzem a uczniem nie była zerwana. Będzie nie tylko szkołą odwrócenia się od grzechów ciężkich, bo to już powinniśmy mieć za sobą, ale będzie szkołą doskonalenia się, czyszczenia ludzkiego serca, oświecania umysłu na nowej drodze dopóki się w uczniach nie ukształtuje Chrystus wg nowego sposobu. Kiedy przyjdzie pięćdziesiątnica będzie widać w uczniach nową siłę duchową  i będzie widać ich wzajemną jedność, oni do tego dojdą. Ta jedność uczniów ze sobą będzie żywym znakiem obecności Pana Boga, nie tylko świętość indywidualnych uczniów, ale ich komunia. To będzie widać, że oni się miłują.

Ludzie którzy są w drodze doświadczają często rozmaitych problemów w ich relacjach. Te trudności sa po to, żeby znajdować odpowiedź, którą przynosi Chrystus. Jak Marta i Maria, dwie siostry, które są w drodze. One różnie rozumieją słowo Boże. Marta rozumie, że ona ma się teraz zająć posługą, ale w pewnym momencie zaczyna denerwować ją, że jej siostra usiadła u stóp Pana, słucha Go i nie pomaga jej. Zauważmy, że są to siostry już jakoś dojrzałe, są w drodze i teraz między tymi uczennicami następuje jakiś zgrzyt. Marta mówi Panu Jezusowi – „Powiedz jej żeby mi pomogła”, nabiera przekonania, że tamta źle czyni. Zobaczmy jak krucha jest ta warstwa rozumienia się między ludźmi , nawet takimi którzy są w drodze i starają się czynić dobrze. Tu trzeba autentycznego rozumienia tego co Pan Jezus mówi. Ta trudność w relacji jest potrzebna, żeby usłyszeć słowo Chrystusa autentycznie, prawdziwie. Usłyszeć nie tylko to co już wie i rozumie, ale to co jest nam teraz potrzebne. Marta potrafi wiele rzeczy robić. Ale w jej zabieganiu, w jej trudzie był moment łaski, aby mogła coś więcej zrozumieć, aby poszła dalej, w głąb.

 Obecność Chrystusa dzisiaj jest niczym mniej niż wtedy. Jest tylko pokusa, żeby zostać przy własnej interpretacji życia duchowego drugiego człowieka, zostać przy swoich sposobach widzenia Pana Boga. To jest pokusa, wyzwanie. I trzeba myśleć jak z tego wyjść. Tu św. Benedykt mówi, że trzeba pilnować ducha jedności, ducha komunii pomiędzy braćmi i siostrami. Pan Jezus jest zwornikiem jedności tego ducha. Jeżeli coś zgrzyta w relacji, to ja nie mogę sobie powiedzieć, że mnie to nie obchodzi, nie mogę się odwracać, kogoś łaskawie znosić, tylko muszę dojść do tego co się we mnie dzieje. Martę irytuje zachowanie Marii nie z tego powodu że jej nie pomaga tylko wyczuwa, że ona znalazła jakiś  lepszy sposób na życie, że ona bardziej zbliżyła do Pana Boga niż Marta. Trzeba żyć na płaszczyźnie refleksji nad własnym sercem i widzieć  co się w nim dzieje.

Pan Jezus, który jest cały czas obecny  jako głowa kościoła, umożliwia każdemu wzrost. Tylko jak mówi św Benedykt trzeba pilnować ducha jedności i słuchać. Reguła się zaczyna od słuchania : „Słuchaj synu nauk mistrza”. Ona jest od razu wprowadzeniem w klimat Jezusa, nie Jana Chrzciciela i jego postu „bez Boga nie dam rady”. Wymiarem postu Janowego jest w naszym życiu wszystko z czym człowiek nie da rady, z czym się rozbija o mur. Każda trudność życiowa jest jak post Jana Chrzciciela. Akceptujemy to i zaczynamy słuchać co on konkretnie do nas mówi. I tu post Jana zyskuje swój owoc. Ci którzy słuchają Chrystusa nie muszą pościć jak im Jan kazał, ale mają być przy Chrystusie, mają iść tam gdzie On idzie. I mają rozważać Jego słowa. I uczyć się towarzyszenia dokądkolwiek on pójdzie. Będzie płynął przez jezioro wezbrane burzą, będą razem z Nim. „Panie czy Cię to nie obchodzi, że toniemy?” pytają śpiącego Jezusa. Jezus mówi spokojnie, że przeciez jest z nimi i ucisza burzę. Wszędzie tam gdzie człowiek napotyka problemy, wzburzone fale, niech będzie spokojny, niech zrobi to co potrafi, niech nie schodzi z obranej drogi, reszty Pan Bóg dokona. Ufaj że On Cię prowadzi.

Wielki Post jest szkołą towarzyszenia Jezusowi. Patrzymy na więź jaka jest między uczniami a mistrzem i że na tej więzi się wszystko buduje. Chodzi o to aby jej nie zerwać, aby jej nie zaprzeczyć. Każdy grzech to nie jest odejście od normy moralnej, od przykazania tylko odejściei od Boga. Zerwana jest komunia między Bogiem a człowiekiem wyrażona jakimś nakazem, okazuje się że to co Bóg mówi jest dla człowiek nieistotne. I tu jest istota rzeczy, nie samo prawo moralne. Za tym stoi osoba, stoi więź. Wówczas przekroczenie przykazania oznacza że zerwałem więź z kimś z kim chce żyć w komunii. Jeśli widzimy tę komunię między Bogiem, a nami to z tego też czerpiemy siłę aby wytrwać w momentach pokus. Diabeł nienawidzi komunii, nienawidzi jedności między Bogiem a człowiekiem i za wszelką cenę stara się ją zerwać. Zauważmy, że często zaraz po spowiedzi kiedy człowiek się cieszy komunią i odzyskaną łaską Boga, szatan atakuje zawzięcie chcąc z powrotem człowieka rzucić na ziemię. Moment pokus i trudności trzeba traktować jak próbę, szkołę wytrwania, rzeźbienia swojego serca po to aby ocalić i rozwinąć komunię z Bogiem. Doświadczy się cierpienia, ale ono też będzie uszlachetniać, umacniać, obdarzać coraz większą mocą. W takim momencie kiedy człowiek będzie decydował, wybierał Boga, opowiadał się po Jego stronie, będzie też doświadczał życia.

Dziś młodzi ludzie, młodzi chłopcy są szczególnie narażeni na pokusy. Szerzy się pornografia. Cielesność człowieka publicznie eksponowana siłą rzeczy łatwiej rodzi pokusy. A seksualność człowieka to ważna dla młodego człowieka sfera, ona się wtedy w nim budzi. Wtedy też budzi się pragnienie miłości, jedności z inną osobą, także fizycznej. To było szczególne dobro między mężczyzną i kobietą zaszczepione od początku. I to właśnie jest przedmiotem szczególnych ataków szatana. Tę sferę życia człowieka szatan sobie od początku szczególnie upodobał. Młodzi ludzie są pod tym względem szczególnie doświadczani. Ale z drugiej strony to wszystko ich kształtuje. Pragnienia jedności są z dobrego ducha, od Boga, trzeba o to walczyć. Chłopak przechodząc koło kiosku z gazetami czy w Internecie musi dokonywać wyborów w sercu. Ale to go będzie rzeźbić, będzie czynić mężczyzną w najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak więc jeśli masz więź z Bogiem. Pilnuj jej. Będą pokusy. Ale co to za człowiek bez pokus, nic się w nim nie ukształtuje. Musi być jakieś dłuto, które go wyrzeźbi. Ale nie postrzegamy pokus  w bojaźliwości tylko starajmy się wykorzystać trudności, żeby mocniej iść.

 W momencie przemienienia na Górze Tabor mamy obraz więzi między mistrzem a uczniami. Tam Chrystus jest szczególnie piękny dla nich. Mamy tam wyjątkowy zachwyt  gdzie uczniowie kontemplują oblicze Pana. I mówią „Dobrze nam tu być. Zróbmy namioty”. Z drugiej strony ten zachwyt wprowadzony jest w ciemności, dookoła jest jakiś lęk, za chwilę będzie Wielki Piątek. Pan Jezus ich tu umacnia, zbiera owoc swojej pedagogii, narodziła się tu serdeczna więź przyjaźni pomiędzy uczniem a mistrzem. Podkreślał to Jan Paweł II. Zobaczyli Boskie światło spływające na człowieka. Ta chęć bycia z Jezusem potem zostanie poddana próbie. Próby krzyża uczniowie nie wytrzymają. I to nie będzie tylko przekroczenie jakiegoś nakazu, ale doświadczenie zdrady, zaprzeczenia więzi, poczucie że zostawiłem mojego przyjaciela. Kiedy mój przyjaciel potrzebował mojej obecności ja uciekłem, ja powiedziałem nie. To jest dramat uczniów pod krzyżem. To nie była tylko kwestia przykazania moralnego, ale doświadczenie opuszczenia największego przyjaciela. I lekcja pragnienia w sercu, żeby to się nigdy nie powtórzyło. Kiedy Chrystus Zmartwychwstały stanie przed nimi nad Jeziorem Galilejskim przywróci uczniów do nadziei. I to rzeczywiście nigdy więcej się to nie powtórzy, będą szli dalej pielęgnując  więź z Jezusem i komunie między sobą nawzajem.

 

Tak patrzmy na Wielki Post. Wtedy się nam on ustawia  w innej perspektywie niż tylko takiej tradycyjnej. Musimy pytać co to znaczy grzech? Gdzie on jest w moim życiu? Zaczynamy to rozeznawać kiedy zaczynamy słuchać słów Mistrza, kiedy zaczynamy się w niego wsłuchiwać, zastanawiać. Wówczas zaczyna się też bardziej widzieć te momenty kiedy gdzieś się odchodzi. Może dlatego właśnie tak niewielu, nawet zachęconych do tego żeby prowadzić życie duchowe, nie jest w stanie wytrwać dalej. Wielu ludzi, którzy nawet z wielką gorliwością zaczynają życie duchowe, potem nagle odchodzą i nie wiadomo dlaczego. Odchodzą bo w pewnym momencie to Słowo Boże zaczyna bardziej człowieka przenikać, trzeba  podejmować trudne wybory, decyzje i przemieniać swoje dotychczasowe życie. Marta czyni wiele dobra, ale w pewnym momencie ona musi się zmienić, Maria wskazuje jej właściwą drogę. I teraz jest silna pokusa dla Marty aby się w swoim dotychczasowym rozumieniu życia i Pana Boga zatrzymać, żeby sobie powiedzieć, że  to co czynię jest dobre,  i  w gruncie rzeczy niewiele mam do zmiany, jakąś drobną kosmetykę, właściwie tylko „kurze powycierać”. A Pan Jezus tak prowadził swoich uczniów, aby rozumieli że jak ma być przemiana wewnętrzna to jest cały czas przemiana generalna. I zachęcał, aby się nie bać tak popatrzeć na swoje życie jakby ciągle stała przed Tobą perspektywa generalnej przemiany. Nie stracisz niczego co masz, ale pójdziesz dalej. Ale żeby iść dalej nie możesz tylko czyścić kurzu na swoich parapetach! To musi być coś więcej. I wtedy łaska Boże może przyjść i może być jej więcej i więcej.

 

o.Konrad Małys OSB

 (Tekst nieautoryzowany - spisany MR)

*********************************************************************************

 Refleksje po dniu skupienia 7.03.2010r.  - Elżbieta Młyńska

O Wielkim Poście przeżywanym w radości Ducha Świętego!

 Dany Kościołowi czas Wielkiego Postu jest niemałym wyzwaniem dla każdego z nas wierzących. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” usłyszeliśmy w Środę Popielcową rozpoczynającą czas nawrócenia i z tą chwilą podjęliśmy zwyczajowo nasze umartwienia i wyrzeczenia. Gdy temat postów pojawia się w naszych okazjonalnych rozmowach wątek rezygnacji ze słodyczy (także wśród dorosłych)  jest niemal hasłem wywoławczym mającym potwierdzić poważne potraktowanie wezwania do wielkopostnej pokuty.   Nie jest nam też obca znajomość praktyk pokutnych zalecanych przez Kościół w tym czasie. Zapytani o nie, na jednym oddechu recytujemy: modlitwa, post, jałmużna.

 

Nasza wspólnota oblacka gromadząc się na kolejnym dniu skupienia dnia 7 marca 2010 roku u SS. Benedyktynek w Łomży miała niecodzienną okazję by w refleksji nad tym zagadnieniem pójść dalej. Ojciec Konrad nie omieszkał odesłać nas do wskazań św. Benedykta, który tej sprawie poświęca 49 rozdział  swojej Reguły. Święty Benedykt mówiąc o zachowaniu Wielkiego Postu zachęca swoich współbraci do nieskazitelności życia i naprawienia zaniedbań z innych okresów. Zaświadcza, że można czynić to godnie wystrzegając się wszystkich błędów, oddając się modlitwie, czytaniu, skrusze serca i wyrzeczeniu. To jednak podejmując dodatkowe modlitwy, ograniczenia w jedzeniu i piciu, rezygnując ze snu czy rozmów winien to czynić w radości Ducha Świętego (1Tes 1,6). Aby jednak podejmowane wyrzeczenia nie prowadziły mnichów do zuchwalstwa i zarozumiałości należało powzięte postanowienia przedstawić opatowi, by ten objął postanowienia modlitwą i wolą. Te zalecenia św. Benedykta stały się dla O. Konrada kanwą do refleksji nad wartością ofiar składanych Bogu. Zdumiał nas stwierdzeniem, że ofiara nie jest cierpiętnictwem i tak pojmowana może nie stanowić żadnej wartości przed Bogiem, a jednocześnie być poważnym udręczeniem dla osoby, która się na nią decyduje. Okazuje się, że jedynie że ofiara czyniona czystym, bezinteresownym sercem, składana w radości Ducha świętego i zweryfikowana przez przełożonych może być przyjęta przez Boga, co stanowi o jej istocie. Tak więc zastanawialiśmy się nad wartością naszych wyrzeczeń i ofiar. Nasz duchowy przewodnik poradził nam na koniec konferencji, by podjąć próbę napisania trzech postanowień dotyczących modlitwy, jednej lektury duchowej i jakiegoś wyrzeczenia, a następnie przedłożyć je Przełożonej Opactwa.   

Pogłębieniem refleksji nad składanymi przez nas ofiarami Bogu była homilia podczas liturgii eucharystycznej. Ojciec uświadomił nam, że ważnym etapem w życiu duchowym jest pustynia. Była ona przecież doświadczeniem narodu wybranego i jest doświadczeniem każdego, kto prawdziwie szuka Boga. Ojciec radził, by znajdując się na pustyni nie tęsknić  za utraconą niewolą, której biblijnym symbolem jest Egipt. Wracanie do Egiptu utrudnia, a nawet uniemożliwia drogę w kierunku celu. Nigdy się go nie osiągnie, gdy tkwić się będzie w przestrzeni tęsknoty, żalu i wspominania. Przez pustynię trzeba iść w sposób wytrwały i konsekwentny. Wtedy okaże się, że Bóg będzie nas zaskakiwał przepiórkami, manną i wodą. Wtedy jest też pewność, że zmierzać będziemy ku celowi naszej wędrówki, jakim jest Ziemia Obiecana.  

I w końcu trochę innymi oczyma popatrzyliśmy na Mękę Pana Jezusa wg świętego Jana. Jan, to wyjątkowy Ewangelista, który nie koncentrował uwagi na cierpieniach fizycznych Jezusa, ale pokazywał Go jako tego, który w zderzeniu z przeciwnikami przejmował inicjatywę; nie krył się przed nimi i wychodził im naprzeciw. Medytację tego co dokonało się w ogrodzie Getsemani przed Męką rozpoczęliśmy od Wieczernika, w którym Jezus jeszcze raz wylegitymował się imieniem JESTEM i wyraził pragnienie, aby uczniowie Jego trwali w jedności i wzajemnie umywali sobie nogi, jak tego przykład dał im sam. W ogrodzie Getsemani spotkaliśmy Jezusa w dwóch znaczących dialogach. W jednym jego rozmówcami byli Judasz i jego żołnierze, a drugim – swoi, tzn. Ojciec i uczniowie. Jezus wychodząc naprzeciw Judaszowi i kohorcie zapytał: "Kogo szukacie ?". Słysząc odpowiedź: „Jezusa z Nazaretu”  odpowiedział: JA JESTEM  To imię powaliło z nóg żołnierzy, wiedzieli bowiem, że Jezus  legitymuje się imieniem Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba.  Gdy podobnie zapytał po raz wtóry i usłyszał tę samą odpowiedź, wówczas powiedział: "To JA jestem, pozwólcie tym odejść." Jezus w ten sposób strzegł swoich uczniów i nie pozwolił im zginąć. W kolejnym dialogu Jezus zwraca się do Ojca, zapewniając Go, że nie utracił żadnego z tych, których otrzymał. Zaraz potem Jezus gani Piotra, który nie wytrzymał grozy sytuacji, wyciągnął miecz, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu ucho. Jezus wtedy uświadomił Piotrowi, że On nie będzie zwyciężał mieczem, ale Jego zwycięstwem będzie wypicie kielicha, który podał Mu Ojciec. Medytacja skłoniła nas do pytania, po której stronie my się znajdujemy u początku drogi krzyżowej naszego Mistrza.Gdzie jesteśmy: wśród towarzyszy Judasza czy też w gronie bliskich Jezusa? W medytacji Męki Jezusa, którą dobrowolnie przyjął i poprzez która odniósł triumf nad złem, pomógł nam obraz francuskiej malarki Francoise Burtz, a także montaż audiowizualny skomponowany z tekstów poetyckich, muzyki i poszczególnych kadrów medytowanego obrazu..

Ten przystanek w opactwie benedyktyńskim w III niedzielę Wielkiego Postu był dla naszej wspólnoty oblatów nowym światłem na drodze towarzyszenia Jezusowi podczas jego Męki. Był też świeżym pokarmem na ścieżkach naszych duchowych pustyń. Dziękujemy Bogu, który pokazał nam, że idąc wytrwale z Jezusem możemy wzrastać w nadziei dojścia do celu. Niech zatem we wszystkich tych chwilach i naszych dobrych postanowieniach Bóg będzie uwielbiony!                                                                       

S. Stefania OSB
so, 20 marca 2010 16:12
Data ostatniej edycji: śr, 18 maja 2011 12:11:18

 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę