Barnett Newman, Leon Tarasewicz i Łomża
- Był to tydzień wahadłowego przelotu intelektu między Nowym Jorkiem a Łomżą, dał nam obraz zawartości wizacyjnej, w której Newman wzrastał - tak zaczął podsumowanie tygodnia z Barnettem Newmanem (1905-1970) i Łomżą Leon Tarasewicz (ur. 1957). Znany i ceniony w Europie malarz współczesny przebywał na plenerze artystycznym ze swoimi studentami z ASP w Warszawie. Studenci poszukiwali związków Newmana z Łomżą, o której opowiadali mu rodzice Abraham i Anna, a w tradycji tego miasta - ewentualnego wpływu na osobę wybitnego malarza abstrakcjonisty. - Chodziło o pokazanie wielkiej osoby i osobowości w sztuce światowej, która pochodzi z terenów Europy Wschodniej, tak jak Andy Warhol ze Słowacji, że gdzieś z Łomży pochodzi wybitny malarz amerykański Barnett Newman - mówił na podsumowaniu Roman Borawski, dyrektor MDK DŚT w Łomży. - I Leon Tarasewicz podążając tymi tropami zawitał do nas.
Projekcja filmu "Lalka" pozwoliła studentom zobaczyć Łomżę inną, jaką była dla rodziców Newmana, kiedy wyjeżdżali w 1900 r. do Ameryki. Ówczesna Łomża była podobna do Warszawy z powieści Bolesława Prusa. Zaskoczeniem, jak mówił prof. Tarasewicz, dla niego i dla studentów była historia Łomży, jej kultura, tradycja, że 1000 lat temu zawitało tu chrześcijaństwo z misjonarzami św. Brunonem i św. Wawrzyńcem. Utkwiły mu w pamięci związki kultury żydowskiej z kulturą pozostałą w mieście.
Leon Tarasewicz podkreślił, że Łomża za słabo wykorzystuje okres jagielloński.
- Powinniście się tym chwalić - mówił - bo nie wiadomo, czy w Białymstoku była wtedy przeprawa przez rzeczkę, kiedy tutaj królowa mieszkała, a król sejmiki zwoływał.
I pytał Tarasewicz, dlaczego my o tym nie mówimy: - Dlaczego łomżanie mieszkający w Ameryce, Irlandii czy Brukseli nie mówią z dumą o tym mieście.
- Ironia w Łomży jest taka, że z utratą niepodległości rozpoczął się rozwój cywilizacyjny – mówi prof. Tarasewicz- I patrząc po fragmentach Łomży, elewacjach, to było na tamte czasy współczesne miasto, tętniące życiem, intelektualnie wysoko. Świadczy o tym ilość ludzi wychodzących stąd, mnogość gazet, bo ktoś je musiał czytać. Trzeba wiedzieć, że rodzina Newmanów wyjeżdżając z Łomży wyjeżdżała z bardzo ruchliwego miasteczka na trasie Warszawa – Petersburg. Wtedy dobrze się przenieść na Brooklyn na ulicę Charles Street, ale taka sama mogła być ulica Wiśniowa w Łomży. Wtedy ta ulica w Brooklynie nie odróżniała się niczym od ulicy w Łomży. My po edukacji historii sztuki jesteśmy zszokowani, że dopiero tutaj dotarła do nas wielkość sztuki awangardowej Newmana. Zarzut, że Barnett Newman nie urodził się w Łomży nie ma znaczenia, on i tak się wychował w Łomży przeniesionej tam. Nie wtapia się ktoś w kulturę amerykańską, kultura amerykańska składa się z wielu narodowości.
- Łomża ma ciekawą specyfikę - zauważyła jedna ze studentek. - Jest 60-tysięcznym miastem, czyli dość dużym, ale ma charakter wsi sielskiej. Obok rynku jest dużo domów, każdy ma ogródek, gdzie hodują ziemniaki i kury i robią to prawie w centrum miasta. I to jest bardzo interesujące. Interesujący jest także pejzaż doliny Narwi z jej rozlewiskami.
Inna studentka dodaje: - Łomża to bardzo przyjemne miasto, ma ładny klimat, zielono, bardzo przyjemnie.
Profesor po tygodniowym pobycie w Łomży ma sporo pomysłów na jej promocję i pokazanie dorobku w świecie.
- Brak obiektów, które kiedyś były, a dziś ich nie ma, zubaża bardzo panoramę tego miasta – stwierdził prof. Tarasewicz. - Dziś brak tego kościoła ewangelickiego (u zbiegu ulic Rządowej i Zjazd)... Wystarczy rusztowanie i zdjęcie tego kościoła, aby każdy wjeżdżający czy wyjeżdżający z Łomży widział to z okien samochodów. Myślę, że bardzo brakuje synagogi, ale nie trzeba jej odbudowywać, wystarczy na rusztowaniu umieścić narożnik synagogi w skali, by mieć wrażenie, jak to wygląda.
Kolejny pomysł artysty to - jeśli nie odbudowanie świątyni - zrobienie makiety na kamieniach na Wzgórzu św. Wawrzyńca z ładnym widokiem od strony rzeki.
- Marzy mi się – dodawał profesor - Łomża jako miejsce na mapie, gdzie każdy wie, że stąd jest Barnett Newman. A do tego międzynarodowe biennale artystyczne, które robi kurator, znający artystów z samej czołówki, np. Anda Rottenberg, która zna dobrze świat amerykański, świat polski i świat rosyjski. I wtedy bazując na autorytecie osoby Newmana, pochodzącego z tego miasta, można zrobić tak jak w Münster w Niemczech, gdzie co dziesięć lat artyści robią na mieście różne realizacje, a później one znikają. Byłoby to motorem napędowym dla młodzieży, która tutaj uczy się w liceum plastycznym. Pewnym spoiwem z Nowym Jorkiem jest też ambasada amerykańska, która także patronuje plenerowi. Może udałoby się przygotować jakąś salkę i przy pomocy lobbingu amerykańskiego pozyskać jakieś prace malarza znanego w całym świecie artystycznym. Jak przyjedzie młodzież żydowska ze świata, żeby oprócz cmentarzy wiedziała też o Newmanie.
Leon Tarasewicz postulował także, żeby wystąpić do władz Nowego Yorku i wmurować tablicę pamiątkową że rodzina Newmanów przyjechała z Łomży do Nowego Yorku. To wszystko trzeba wykorzystywać.
- Mam jeszcze jedną satysfakcję po tym plenerze - wyznał prof. Leobn Tarasewicz. - Że po ponad 30 latach spotkałem kolegów Przemka Karwowskiego i Romka Borawskiego.
Kończąc plener dyr. Roman Borawski podsumował: - Jak powiedział Oscar Wilde, gdyby nie było impresjonistów, nie wiedzielibyśmy, że cień jest niebieski, tak teraz Tarasewicz odkrywa w nas część dorobku naszego miasta.