Flaga na drabinie
Profesor Tomasz Nałęcz wystąpił niedawno w Ciechanowcu jako support prezydenta Komorowskiego. Tłumaczył dziatwie, jak się robi kotyliony. „Biały zawsze w środku, bo to kolor Orła.” Tym razem i prezydentowi wyszło lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Niewielu wtedy zwróciło uwagę na odwrócone kolory. Może niewielu się do tego przyznało? Godło obok flagi, flaga obok godła. Taka „dwójca” święta, narodowa. Białym zawsze do drzewca, jeżeli pionowo. Nie może dotykać podłogi. Nie może być brudna i porwana. Zniszczoną można spalić, z szacunkiem i prywatnie jak poświęcony obrazek. Sporo z naszą flagą ceregieli, choć to takie małe nic.
Za to wszyscy chcielibyśmy, żeby było „coś.” Sporo się o tym mówi, choć mówienie też wychodzi nie najlepiej. „Nie mam flagi Polski, mam inne”. Tak rzecze Piróg. Kolejny w ramach prezydenckich przedskoczków. Mógł pomylić imprezy. Nie powinni mylić się ci, którzy go zapraszają. Nie wyszedł mariaż seksualnego wyzwolenia mniejszości z ogólnym pojęciem patriotyzmu. Na szczęście, w porę ugryzł się w język.
Biało-czerwone to barwy niezwyciężone. Tylko trochę zapomniane. Zapominamy, że powinny być w centrum. No chyba, że sześć różnych flag postawimy, wtedy dwie polskie po bokach. Nie inaczej. Jeżeli nieparzyście, zawsze w centrum! Tak jak godło na wojskowej czapce. Dziś chyba tylko z przyzwyczajenia. Etos munduru dawno upadł. Leży w Katyniu, na powązkowskiej Łączce. Te nowe, przez dziesięciolecia prane w brudnej wodzie straciły dawny sznyt. Dziesięciolecia miną, zanim ktoś wpadnie na pomysł, że trzeba dolewać środka chroniącego kolory. Ciekawe, ile lat minie, zanim jakiś minister sprawdzi w internecie, skąd się wzięła nazwa jego stanowiska pracy? Sługa, pomocnik – kiedy ostatnio ktoś o tym wspomniał, publicznie do tego się przyznał? Dzisiaj godłem są unijne fundusze, a flagą - walka o tolerancję mniejszości i podziałem na parytety z drugiej strony proporca. Dziś prawnik walczy o korporację, aktor o główną rolę, a polityk o partię. Zysk partykularny ponad wszystko. Polska – teren prywatny. Od góry do dołu. Kiedy człowiek przesiądzie się do samochodu, chciałby mieć zawsze pierwszeństwo. Szybko się zapomina, że do parkingu doszło się na piechotę. Neomonarchia w koteryjnym wydaniu Rzeczpospolitej może i mizernie wygląda, ale jest skuteczna. Na dole brak perspektyw awansu i bezpieczeństwa życia. Na górze ci, co wleźli na strych i wciągnęli drabinę. Twierdzą, że jest im potrzebna do wywieszenia flagi. Podadzą tym, którym zechcą.
Mariusz Rytel