Light my fire
Strażacy potrzebni od zaraz. Potrzebni w szkołach. Nie dlatego, że się pali, ale żeby się rozpaliło. Muszą nas nauczyć skuteczności. Ogień trzeba zostawić zakochanym. Wszystko inne niech się dzieje, dzięki profesjonalnemu przygotowaniu i rozeznaniu terenu. Amerykańscy „firemani” znają się podobno na wszystkim. Potrafią zdjąć kotka z dachu, odebrać poród, zagnieść pierogów i to wszystko jedną ręką, kiedy druga jest zajęta odganianiem kobiet chętnych posiąść idealnego mężczyznę.
Potrzebny jest ktoś taki w społeczeństwie, kto potrafi zrobić niemal wszystko. Zaplanuje, zorganizuje, wykona. Od początku do końca. Mało tego, to wykonanie ma być solidne jak dawne Ursusy C – 4011. Dawne, no właśnie. Dzisiaj jesteśmy jak asortyment chińskich centrów handlowych, będących efektem nie do końca przygotowanych akcji szpiegowskich. Wszystko jakieś takie gówniane z melaniną.
U nas, po kilkudziesięciu latach myślenia, po niewiele krótszym czasie walki o pieniądze i kilku latach rwanej realizacji, powstają bulwary. Mają być dumą i chlubą, i przyciągnąć turystów. Oczywiście to bzdura, ale fajnie byłoby się przespacerować. Są więc budowane, ale budowa natrafiła na kurzawkę. To kobieta, której wyorali miedzę na trzy palce. Tylko w tym wypadku nie ma nic śmiesznego. Przynajmniej dla niej. Porządek w urzędniczych papierach jest przysłowiowy. Przysłowia odnoszą się do stanu, który można opisywać jedynie po 23. a czytać jeszcze później. Przez dziesiątki lat nikt nie zauważył, że coś jest nie tak. Jak w policyjnych raportach drogówki. Nagle drzewo niebezpiecznie wyskoczyło na tor jazdy.
Niespodzianka poprzez zaniedbanie. To zwykłe niedopatrzenie. Termin „jutro”, zawsze aktualny – zwykł mawiać znajomy. Dużo w tym racji.
W ramach kolejnej akcji utrwalania Szosy Zambrowskiej na wyłomie w okolicach „sadów Wykowskich” utrwalił się wizerunek planistów i robotników wykonujących w ramach zaplanowanych prac niesamowite utrwalenie drogi. Na razie utrwalają wizerunek mazgajów i nierobów, którzy nie są wstanie nawlec nitki przez ucho łańcucha od kotwicy.
Bardziej dowcipni są ci, którzy zbudowali obwodnicę Zambrowa. Okazuje się, że za oświetlenie drogi będzie płacił wójt gminy Zambrów. Ciekawe. Poczciwina zostawił odkryte gniazdko, a na darmowy prąd zawsze się znajdą amatorzy. Powinna płacić Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Oczywiście do czasu, kiedy droga nie dostąpi przynajmniej statusu ekspresowej. Genialne, bo nie wiadomo, kiedy trasa dorobi się ostatecznie kategorii „s”. Genialne, to tak jakby do sąsiada podłączyć dom z basenem, i kazać mu opłacać nasz roczny abonament na wywóz śmieci. Do tej pory, człowiek miał wrażenie, że urzędy chcą obywatela zrobić na wyjątkowo szaro. Teraz okazuje się, że również między nimi trwa niczym nieograniczona konkurencja. Kończą się pieniądze, również te niczyje. Trzeba więc walczyć o łup na każdym froncie. Jak kończy się padlina, to między hienami też dochodzi do rywalizacji. Prawo natury. Tak jak naturalnie zmieniają się pory roku. Była wiosna, mija lato, zaczyna się jesień. Kończy się zdrowy rozsądek i ogniste emocje. Czas nowych wyzwań, związanych z gromadzeniem zapasów na zimę. Nadchodzi czas chrzanienia i kasztanienia. Wszędzie, gdzie to tylko możliwe.
Mariusz Rytel