Miłe złego początki
Bardzo krótko, bo zaledwie jeden mecz trwała przygoda ŁKS-u 1926 Łomża z rozgrywkami Pucharu Polski w sezonie 2011/12. Niemniej jednak podopieczni trenera Mirosława Dymka nie mają się czego wstydzić, bo, mimo porażki z II-ligowym OKS-em 1945 Olsztyn, pokazali się z bardzo dobrej strony.
Łomżanie wyszli na to spotkanie w prawie niezmienionym składzie w porównaniu do tego, jaki grał większość meczów w IV lidze. Jedyną korektą w ustawieniu było zastąpienie Łukasza Adamskiego Adrianem Mleczkiem, który wspólnie z Mateuszem Laskowskim tworzyli duet napastników. Takie rozwiązanie okazało się być w pierwszej połowie trafione. Już w 12. minucie grający ostatnio w trzecioligowej Wissie Szczuczyn Mleczek wykorzystał idealne dogranie z rzutu autowego Roberta Cychola i z najbliższej odległości pokonał golkipera OKS-u, Erwina Saka. Zdobyta bramka nie spowodowała zmiany taktyki w grze gospodarzy. Łomżanie dawali miejsce na rozgrywanie piłki gościom do linii środkowej i liczyli na błędy rywali oraz kontry. Trzeba przyznać, że taka taktyka sprawdzała się przez pierwsze pół godziny. Goście, którzy od początku częściej byli w posiadaniu piłki, pierwszy groźny strzał oddali dopiero w 15. minucie, jednak piłka po uderzeniu z 20 metrów przez Roberta Tunkiewicza przeleciała obok bramki ŁKS-u.
W 27. minucie miała miejsce sytuacja bliźniaczo podobna do tej, po której ŁKS zdobył pierwszego gola. Ponownie z autu grę wznowił Cychol, piłka po zamieszaniu trafiła do Laskowskiego, a ten mocnym strzałem z 10 metrów podwyższył wynik spotkania. Niestety po tej bramce na łomżyńskim stadionie sytuacja zaczęła się zmieniać na niekorzyść gospodarzy. Najpierw w 35. minucie Łukasz Tarnowski sfaulował w polu karnym Łukasza Suchockiego i sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr. Rzut karny pewnie wykorzystał Daniel Michałowski. Cztery minuty później arbiter z Siedlec, Krzysztof Jakubik dopatrzył się faulu Mleczka na Krzysztofie Filipku i po raz drugi podyktował jedenastkę. Do piłki ponownie podszedł Michałowski i ponownie okazał się lepszy od Przemysława Masłowskiego ustalając wynik pierwszej połowy na 2:2.
Po zmianie stron obraz gry nieco uległ zmianie. Częściej przy piłce byli gospodarze. I to oni stwarzali sobie okazje do podwyższenia wyniku. Już w 50. minucie po akcji Patryka Szymańskiego w dogodnej pozycji znalazł się Tomasz Bernatowicz. Niestety piłka po jego strzale przeleciała tuż obok słupka bramki gości. Łomżanie próbowali także strzałów zza linii pola karnego, ale futbolówka nie mogła znaleźć drogi do siatki.
Ostatnie 20 minut dostarczyło licznie zgromadzonym kibicom dużej dawki emocji. Najpierw kontuzji nabawił się Laskowski, który w 71. minucie został zmieniony przez Marcina Tadaja. Od tego momentu ŁKS grał bez napastnika (w 46. minucie z boiska zszedł Mleczek). Mimo braku siły ognia gospodarze chwilę później zdołali wypracować sobie dobrą okazję do zmiany wyniku. Piłkę ręką w swoim polu karnym zagrał obrońca z Olsztyna i sędzia po raz trzeci tego wieczora podyktował rzut karny. Niestety najbardziej doświadczony w ekipie z Łomży Łukasz Adamski nie popisał się i Sak odbił piłkę po jego strzale. Dobitka także okazała się niecelna i na tablicy wyników w dalszym ciągu było 2:2. W 79. minucie po raz trzeci błąd popełniła defensywa ŁKS-u. Piłkę przejął Dominik Kun i strzałem w długi róg nie dał szans Masłowskiemu.
W końcówce łomżanie pokusili się jeszcze o jedną znakomitą okazję do zmiany rezultatu. W 84 minucie idealne podanie z głębi pola otrzymał wprowadzony po przerwie Michał Hryszko. Wychowanek MOSP-u Jagiellonii znalazł się sam na sam z golkiperem OKS-u, strzelił obok niego, jednak piłka trafiła w słupek! Łomżanie do końca próbowali jeszcze odmienić losy meczu jednak defensywa bez zarzutu spisywała się obrona OKS-u i spotkanie zakończyło się wynikiem 2:3.
- Ja najbardziej żałuje pierwszej połowy. Prowadziliśmy 2:0 i całkowicie kontrolowaliśmy przebieg meczu. W pewnym momencie wkradło się w nasze poczynania rozluźnienie w obronie. Błąd w ustawieniu spowodował, że straciliśmy pierwszą bramkę, a potem kolejną - ocenił trener Dymek, który jednak nie robi wielkiej tragedii z porażki - Dla nas jednak ważniejsza jest liga. Dzisiejszym meczem daliśmy i kibicom i sobie znak, że możemy dobrze grać w piłkę i dobrze zaprezentować się w nowym sezonie - zakończył.
is