Dziurawe drogi Łomży...
Niemal 8,5 tony tzw. masy na zimo zużyły tylko w sobotę i niedzielę ekipy drogowców łatające dziury w jezdniach Łomży. Mimo to dziury ciągle są. Drogowcy mówią, że łatanie to syzyfowa praca i wyrzucanie pieniędzy, bo takie łatanie z zasadny jest na krótko, ale łatać i tak trzeba. - Robimy wszystko co możemy – mówi Arkadiusz Kułaga, dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży. - Wszystko na miarę możliwości jakie daje nam pogoda i technologia – dodaje, podkreślając, że jest za zimno i za mokro, aby drogi dobrze naprawiać. Dyrektor Kułaga ocenia także, że w Łomży „nie jest jeszcze tragicznie. Trzeba jeździć wolno i ostrożnie.”.
Cały czas – także w sobotę i niedzielę – przy zalepianiu dziur w jezdniach Łomży pracowały trzy dwuosobowe ekipy wyposażone w łopaty, specjalną masę i zagęszczarki. Jest też jeszcze jedna ekipa – 8-osobowa - z tzw. recyklerem i minifrezerem, która przeprowadza łatania większych fragmentów ulic.
- Tak źle jak w tym roku to jeszcze chyba nie było. Przynajmniej ja nie pamiętam – mówi Kułaga. Dziur są tysiące, bo drogi generalnie w Łomży są coraz starsze i gorsze.
- Do tego na niektórych z nich – jak Wojska Polskiego, Legionów czy Skorskiego - dochodzi ogromne obciążenie w związku z ruchem tirów i pogoda – dodaje dyrektor.
Wszystko to sprawia, że dziury pojawiają się jak przysłowiowe grzyby po deszczy, a wykorzystywana do ich łatania masa na zimno idzie z magazynu MPGKiM niemalże w takim samym tempie jak nie tak dawno temu znikała sól używana do posypywania oblodzonych nawierzchni dróg.
- Właśnie podpisałem zamówienie na kupno kolejnych 25 ton masy na zimno – mówi Kułaga, dodając, że tylko w sobotę i niedzielę zużyto jej w Łomży 8300 kilogramów.
Droga zima
Koszty tej zimy mogą być bardzo duże. Nie dość, że prawdziwa śnieżna i mroźna zima przyszła jeszcze kalendarzową jesienią, to trzymała praktycznie do Nowego Roku. Na początku stycznia MPGKiM podawał, że tej zimy (czyli w grudniu) zużyto około 900 ton soli, czyli więcej niż przez niejedną cała zimę we wcześniejszych latach. Później przyszło ocieplenie, a wraz z nim dziury w jezdniach, na których tymczasowe łatanie też trzeba wydawać krocie.
- Jedna tona masy na zimno kosztuje około 800 zł, a do tego trzeba doliczyć jeszcze choćby pracę ludzi, paliwo do samochodów... - mówi dyrektor Kułaga. - Już rozmawialiśmy z prezydentem Beniaminem Doboszem i naczelnikiem Andrzejem Karwowskim, że wiosną trzeba będzie zrobić porządny przegląd dróg i chyba w ten rok będzie bardziej rokiem napraw jezdni niż budowy nowych chodników – dodaje.
Kierowcy wołają o pomstę...
Tymczasem kierowcy, którzy dziurawe łomżyńskie drogi odczuwają nie tylko w samochodzie, ale także w kieszeni, wołają o pomstę... Wjechanie w dziurę może zakończyć się przeciętą oponą, czy pogiętą felgą, a wjechanie w setki dziur, które trudno nawet ominąć, to gwarancja, że uszkodzenia zawieszeń samochodów. Teoretycznie koszty takich napraw powinni ponieść administratorzy dróg, którzy wykupują specjalne ubezpieczenia. Trzeba jednak udowodnić, że szkoda powstała w konkretnej dziurze i znaleźć jej właściciela. W tym pomocni mogą być policjanci, którzy po otrzymaniu zgłoszenia o kolizji powinni zjawić się na miejscu i poza spisaniem danych kierowcy i opisaniem uszkodzenia mogliby wykonać zdjęcia dziury w którą samochód wpadł. Z wnioskiem o ewentualne pokrycie strat za szkody powstałe na drogach w Łomży można udać się do ratusza.
Szkodę likwiduje - czyli wypłaca odszkodowanie - ubezpieczyciel zarządcy drogi. Trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość, bo to zazwyczaj trochę trwa.