Chory kraj
Przez dwa dni – w piątek 2. stycznia i poniedziałek 5. stycznia - większość mieszkańców Łomży nie miała zapewnionej podstawowej opieki medycznej, świadczonej przez lekarzy rodzinnych. Lekarze z ośmiu przychodni w mieście „zastrajkowali”, bo reprezentujące ich Porozumienie Zielonogórskie nie doszło do porozumienia z ministerstwem zdrowia odnośnie umów, jakie mieli zawierać z Narodowym Funduszem Zdrowia. I choć siedmiodniowy ostry konflikt na linii ministerstwo – lekarze szczęśliwie w większości wypadł w dni, w którym gabinety lekarzy rodzinnych i tak są zamknięte, wielu chorych mieszkańców Łomży konsekwencje sporu „o zasady” dotkliwie odczuło, usiłując dostać się po bezpłatną fachową pomoc medyczną w szpitalnym oddziale ratunkowym, którego lekarze, zgodnie z planem „B” ministra, mieli zastępować strajkujących lekarzy rodzinnych. - Jest zamieszanie, fakt – przyznawała w poniedziałek 5. stycznia dr Hanna Majewska – Dąbrowska, zastępczyni dyrektora łomżyńskiego szpitala - ale i nas zaskoczył faks z NFZ 40 minut po północy 2. stycznia, że jest konieczność zabezpieczenia podstawowej opieki zdrowotnej.
W poniedziałek w południe około 30 osób wystaje na korytarzu i wysiaduje na ławkach przed poradniami szpitala, dokąd są też kierowani z izby przyjęć.
- Mąż już od wigilii skarżył się, że bardzo boli go pięta, tak że nie może chodzić... – opowiada Cecylia Domurat (lat 71) z Łomży.
Przyjechała ze starszym o rok małżonkiem do szpitala po godz. 9., a skierowanie na badanie dostali po prawie czterech godzinach. - Na SOR utworzyła się jedna kolejka, potem jakiś pan powiedział, że po drugiej stronie SOR-u jest druga, a lekarz dyżurny nie przyjmuje pacjentów z POZ-ów, tylko z wypadków. Fakt, w międzyczasie przychodzili kolejni ludzie, pojedynczo, po dwie osoby, widać, że coś poważnego, jak ręce pokrwawione, głowy owinięte bandażami. Horror jakiś, panuje bałagan. Najpierw z SOR-u wysłali nas do poradni ortopedycznej, stamtąd do internistycznej, no i teraz tutaj.
„Tutaj” to wąski korytarz, z obu stron zastawiony ławkami, tuż pomiędzy poradniami okulistyczno-laryngologiczną a położniczo-ginekologiczną naprzeciwko. Zdezorientowani ludzie próbują ustalić, kto pierwszy, kto ostatni. Ponad dwadzieścia osób czeka po dwie, trzy godziny, dochodzą następni. Za starszą panią, która się martwi, że jest strasznie zaziębiona, młodziutka dziewczyna, czekająca na skierowanie do dermatologa. Po trzech godzinach bezskutecznego wyczekiwania na skierowanie i przyjęcie przez laryngologa Paweł Łada (lat 29) nie wytrzymuje nerwowo, zaczyna ubierać córki: czteroletnią Darię i siedmioletnią Oliwię. Dziewczynka wyraźnie ma zapalenie ucha, które ją boli i z którego cieknie ropa. - Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje... – ocenia chaotyczne ruchy personelu i pacjentów mężczyzna. - Jadę do domu, kupię coś na własną rękę albo zamówię wizytę prywatną.
NFZ za przyjętego przez lekarza pacjenta ma zapłacić szpitalowi 45 zł; zaś za wizytę u pielęgniarki – 12 zł. W kontrakcie 2014 NFZ płaci lekarzom rodzinnym za pacjenta przychodni 8 zł. Na miesiąc.
- W piątek, 2. stycznia, nie było jakiegoś straszliwego nalotu, z tego, co widziałam na korytarzu... – uspokaja Hanna Majewska – Dąbrowska, zastępczyni dyrektora łomżyńskiego szpitala. - A więcej osób rejestrowało się po południu... Zaproponowane przez ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza 45 zł „za pacjenta” u lekarza szpitala to nie do końca dla nas taki „złoty interes”. Musimy oddzielnie zatrudnić do przyjęć chorych dwóch lekarzy i pielęgniarkę, a do tego pokryć koszty badań, które oni zlecą, czasami kilku i kosztownych. Dla naszych lekarzy każdy z przychodzących pacjentów jest „obcy”, tj. nie mamy rozpoznania jego przypadku chorobowego i dokumentacji. Potrzeba im czasu i weryfikacji stanu pacjenta po wizycie.
Wicedyrektor Majewska – Dąbrowska podkreśla, że szpital dopiero w sylwestra zadeklarował, że w sytuacji bez wyjścia będzie przyjmować. - Mamy nadzieję, że mimo usztywnienia stanowisk, strony uzgodnią warunki kontraktów na rok 2015... - podsumowuje. - Sytuacja nie może się przedłużać, bo dezorganizuje lecznictwo na poziomie podstawowym, jak na poziomie oddziałów i poradni szpitala.
Spóźnione porozumienie
Szczęśliwie strony konfliktu osiągnęły porozumienie.... w środę rano 7. stycznia, po 15 godzinach negocjacji, których nie prowadziły od końca 2014 roku. Zaraz po jego ogłoszeniu wszystkie gabinety lekarzy rodzinnych zostały otwarte.
- Rano mieliśmy jechać do Warszawy, ale na szczęście osiągnięto porozumienie. O 6.20 obdzwaniałem kolegów i odwoływałem wyjazd, i wszyscy już jesteśmy w pracy – mówił w środę tuż po godzinie 8.00 dr Waldemar Pędziński, dyrektor Łomżyńskiego Centrum Medycznego i koordynator PZ na Łomżę i powiat łomżyński. - Na razie jeszcze nie znamy szczegółów porozumienia. Nie mamy umów, pracujemy na słowo – dodaje dr Pędziński podkreślając, że do czegoś takiego jak protest lekarzy i zamykanie gabinetów lekarskich w demokratycznym państwie prawa w ogóle nie powinno dochodzić.
- Jesteśmy bardzo, bardzo szczęśliwi, że nasze gabinety wreszcie ruszyły – cieszyła się dr Krystyna Kamińska – Nizik, kierująca przychodnią Lekarze Rodzinni 3 przy ul. Reymonta w Łomży, mającą aż 13 i pół tysiąca pacjentów. - Odbieramy ten fakt pozytywnie i wszyscy się cieszymy, bo sytuacja w ostatnich tygodniach była naprawdę mało komfortowa. A do tego przeżyliśmy ostatni tydzień w wielkim stresie i nieustannych nerwach, że starczyłoby na film sensacyjny. Wiedzieliśmy, że nasi pacjenci potrzebują pomocy, a nie mogliśmy jej udzielać, gdyż ministerstwo zdrowia razem z NFZ zniszczyłyby opiekę zdrowotną w Polsce na całe lata. Niestety, nie jestem jeszcze w stanie skomentować szczegółów negocjacji, ponieważ nasi przedstawiciele są nadal w Warszawie, gdzie trwa spisywanie konkretnych ustaleń. Nie wiem więc dokładnie, co uległo zmianie i kto z czego ustąpił. Dobrze, że porozumienie zawarto, chociaż ciągle nie wiem, na jakich dokładnie warunkach. Najważniejsze, że strona ministerialno-funduszowa zrezygnowała z polityki dyktatu względem lekarzy rodzinnych i nieliczenia się z naszym zdaniem. Myślę, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.