PKS Łomża na skraju upadku? Zabrakło na wypłaty!
Zdecydowana większość ze 183-osobowej załogi PKS Łomża w poniedziałek 10 lutego 2014 roku nie otrzymała należnych poborów za styczeń. Okazuje się, że to tylko epizod obrazujący coraz trudniejszą sytuację finansową spółki należącej do samorządu województwa. Już wcześniej łomżyńskiemu PKS-owi brakowało środków na opłacenie np. faktur za paliwo. Efektem było wstrzymanie dostawy paliwa i realna groźba, że gdy dzieci po zimowych feriach będą chciały dojechać do szkół, nie przyjadą po nie autobusy, bo w ich bakach będzie pusto. Jan Kwasowski, rzecznik marszałka województwa, pod którego formalnie podlega PKS Łomża, mówi, że marszałek Dworzański wie, że spółka jest „w dość trudnej sytuacji finansowej” i przekazuje, że jeszcze we wtorek pracownicy firmy otrzymali wynagrodzenia. Robert Czapla, który kilka lat temu był wicedyrektorem państwowego PKS-u, a później zarządzał kilkoma dużymi spółkami, także działającymi na rynku ogólnopolskim, podkreśla, że brak wypłaty wynagrodzeń oznacza utratę płynności finansowej, a taka sytuacja nie następuje od razu. Krytykując działania właścicielskie marszałka województwa mówi, że wpisuje się to w prowadzoną od dawna politykę „likwidacji” Łomży.
W łomżyńskim PKS zatrudnionych jest 183 pracowników. W poniedziałek był 10 lutego i jak każdego miesiąca tego dnia pracownicy mieli otrzymać pensje za styczeń. Rano prezes Adam Wykowski zwołał spotkanie z załogą. To wówczas powiedział, że wypłat dla robotników tego dnia nie będzie. Przez kolejne dwa dni nie udało nam się skontaktować z prezesem Wykowskim, a nikt inny nie mógł z nami porozmawiać.
Z relacji osób obecnych na poniedziałkowym spotkaniu z załogą wynika, że prezes miał mówić o tym, że spółce zabrakło pieniędzy. Tłumaczył, że kontrahenci zalegają spółce z zapłatą za usługi, że PKS zalegał z opłatami za paliwo, a efekt był taki, że dostawca wstrzymał dostawy. Pieniądze poszły więc na paliwo i zabrakło na pobory dla pracowników. Tylko tych na stanowiskach robotniczych, bo pensje urzędnicze, łącznie z poborami prezesa, zostały wypłacone na czas. Pensje miały być wypłacone za kilka dni – 2, 3, 4, może za tydzień. Jan Kwasowski, rzecznik marszałka województwa twierdzi, że zostały wypłacono z jednodniowym opóźnieniem.
Pracownicy się boją
Podczas spotkania prezes Wykowski mówił pracownikom PKS Łomża, że przychody firmy spadają. W ubiegłym roku miały być niższe o około 10% niż w 2012 r. Tylko w styczniu 2014 roku autobusy PKS Łomża przewiozły o 10 tysięcy mniej pasażerów biletowych niż rok wcześniej. Spadek w liczbie przewozów szkolnych był podobny.
„To nie jest wynik mojego złego działania, taka jest rzeczywistość” - miał tłumaczyć prezes Adam Wykowski wskazując, że region się wyludnia.
- A co za miesiąc będzie z nami? Nic? - pytali prezesa zaskoczeni pracownicy. - Trzeba szukać pracy, to pan powie od razu?
Szukać pracy prezes nie kazał. Mówił, że sytuacja jest trudna i być może będzie się ona powtarzać, że ferie zimowe, które akurat się skończyły, i wakacje to najtrudniejszy czas w firmie, bo wówczas kasa jest pusta. Mówił też, że nie jest przyspawany do stołka i że może odejść. I to też jest prawdą. Jak nas poinformowano w Urzędzie Marszałkowskim w Białymstoku, jeszcze w tym półroczu kończy się jego kontrakt.
Niepewna przyszłość
- Marszałek województwa wie, że spółka PKS Łomża jest w dość trudnej sytuacji finansowej. Na jednym z najbliższych posiedzeń Zarząd Województwa będzie się zajmował kondycją finansową PKS Łomża – zapewnia Jan Kwasowski, rzecznik marszałka.
- Byłem zaskoczony informacją, że w PKS Łomża nie wypłacono pensji pracownikom. Nikt nas – radnych Sejmiku – nie informował, że spółka ma problemy – mówi radny Marek Olbryś z Łomży. - Będę żądał informacji od marszałka na najbliższym posiedzeniu Sejmiku. Nie może być tak, że z założonymi rękami poczekamy, aż spółka upadnie.
Olbryś wskazuje, że w Łomży nie ma kolei zaś PKS jest jedynym przewoźnikiem samorządowym w regionie, a obowiązkiem władz województwa jest prowadzenie polityki transportowej.
- Dopłacamy do kolei miliony złotych, więc powinniśmy zrobić coś i w tych regionach gdzie kolej nie dojeżdża. Tak jest w okolicach Łomży, Kolna i Zambrowa – mówi Olbryś.
Jeszcze dalej w krytyce działań władz województwa i bezpośrednio marszałka Jarosława Dworzańskiego posuwa się Robert Czapla, były wicedyrektor łomżyńskiego PKS-u, który później był m.in. zastępcą dyrektora ds. finansowych w TVP, prezesem zarządu w Polskiego Holdingu Farmaceutycznego oraz doradcą prezydenta Łomży ds. ekonomicznych. Jak podkreśla, brak wypłaty wynagrodzeń oznacza utratę płynności finansowej, a taka sytuacja nie następuje od razu. Oznaki złej kondycji finansowej musiały być znane od dawna.
- Za to odpowiedzialność ponoszą organa spółki, czyli zarząd i rada nadzorcza, która reprezentuje właściciela, a w tym wypadku urząd marszałka województwa – mówi Robert Czapla. - Największą winę ponosi osobiście marszałek Dworzański, który pozwolił, aby spółka utraciła płynność, gdyż nie potrafił we właściwy sposób sprawować funkcji nadzorczych. Nie dziwi mnie to, bo marszałek nie jest kompetentną osobą i nie ma merytorycznej wiedzy i doświadczenia, aby zarządzać spółkami prawa handlowego. Dla mnie osobiście, choć sercem jest z tą spółką, losy jej były przesądzone w chwili, gdy właścicielem spółki stał się właśnie urząd marszałka. Według mnie, celem politycznym jest utworzenie jednej spółki na terenie województwa podlaskiego, a w miastach takich jak Łomża stworzenie jedynie oddziału, który prędzej czy później podzieli losy zlikwidowanego nie tak dawno oddziału w Kolnie. Od dawna trwa polityka „likwidacji” Łomży i obecny przykład, choć bardzo bolesny dla pracowników, jest tylko dowodem na słuszność tej tezy.
Jak podkreśla Robert Czapla jedyną szansą na przetrwanie PKS-u w Łomży jest albo szybka prywatyzacja, albo przejęcie spółki przez Miasto Łomżę i stworzenie docelowo jednej spółki w miejsce PKS-u i miejskiego MPK. Jak ocenia, efekt synergii pozwoliłby jej nawet na rozwój i walkę konkurencyjną na rynku przewozowym.