Wicemarszałek Sejmu o oświacie i seksie w Łomży
- Jestem za utrzymaniem Karty Nauczyciela i myślę, że 43 posłanki i posłowie Ruchu Palikota również – zadeklarowała wicemarszałek Sejmu RP Wanda Nowicka, która w sobotni wieczór po drodze z Białegostoku do Warszawy zajechała do Łomży, aby spotkać się z członkiniami Związku Nauczycielstwa Polskiego i działaczkami łomżyńskiego Forum Kobiet. Przyjęła do „wnikliwego rozpatrzenia” petycję ws. problemów oświaty, jaką wręczyła prezes ZNP w Łomży Aleutyna Kołos.
Spotkanie z marszałkinią, gdyż tak zwracały się do niej uczestniczki około 20-osobowego gremium, odbyło się w auli oddziału ZNP przy Dwornej. Inicjatorką była Anna Jakubowska z Łomży, która z Wandą Nowicką zna się od połowy lat 90. ze światowego Forum Kobiet w Pekinie. W pierwszej części rozmowy wicemarszałek przedstawiła inicjatywy, aby uczynić „Sejm przyjazny kobietom”.
- Mniej więcej co miesiąc odbywają się moje debaty, m.in., z uchodźczyniami, ofiarami przemocy w rodzinie, matkami dzieci niepełnosprawnych, kobietami kultury czy uczestniczkami Powstania Warszawskiego – poinformowała. - Nie mam mocy sprawczej, aby ich problemy rozwiązać, ale to okazja, żeby te kwestie nagłośnić i przybliżyć posłankom i posłom z różnych klubów sejmowych.
Najważniejszą kwestią, która zdominowała drugą część spotkania, były planowane co jakiś czas zmiany w Karcie Nauczyciela, z jej likwidacją włącznie. Prezes oddziału ZNP w Łomży Aleutyna Kołos opowiadała o wielu problemach, m.in., z kurczącymi się etatami nauczycielskimi z powodu niżu demograficznego, o zamykaniu i planach zamykania przez gminy małych szkół wiejskich, o przejmowaniu placówek oświatowych przez stowarzyszenia i osoby prywatne. Prezes poprosiła o „dogłębne zainteresowanie się oświatą, uczulenie posłów na ruchy rządu przy Karcie Nauczyciela”.
Łomżyńska nauczycielka kontra wicemarszałek Sejmu
Wicemarszałkini zapowiedziała, że we wtorek osobiście zamierza zaprezentować ustawę o edukacji seksualnej, która miałaby stać się przedmiotem obowiązkowym od 1. klasy szkoły podstawowej.
- Zaproponuję, aby wycofać ją z ustawy o planowaniu rodziny i wpisać do ustawy oświatowej – stwierdziła Wanda Nowicka. -Byłaby to godzina lekcyjna nie tylko o seksualności człowieka, ale i o rolach płciowych w życiu społecznym. Zawierałaby profilaktykę przemocy, HIV i AIDS, kwestie dojrzewania, macierzyństwa i ojcostwa. Nad tą ustawą pracował, m.in., prof. Zbigniew Izdebski.
W szczegółową polemikę z wicemarszałkinią weszła Hanna Żelechowska, nauczycielka z Łomży.
- Wprowadzone już wychowanie do życia w rodzinie zamiast „edukacji seksualnej” było słusznym posunięciem, ale fakt: powinien to być przedmiot obowiązkowy – przekonuje Hanna Żelechowska, podkreślając, że absorbowanie tak małych dzieci zagadnieniami seksu jest niepotrzebne. - Obecnie zajęcia prowadzone są od klasy piątej i mogłoby tak pozostać: przecież w nauczaniu początkowym jest jeden nauczyciel. Wystarczy przeczytać podstawę programową, żeby zauważyć, że nie ma w niej żadnych „podejrzanych” treści. Zarówno cele, jak i treści oraz tematyka są „ponad podziałami” partyjnymi. Bardzo dobrym pomysłem jest włączenie tych zajęć jako przedmiotu obowiązkowego na zasadach, dotyczących innych przedmiotów, o których mówią rozporządzenia MEN, a nie traktowanie ich jako dodatku do tzw. ustawy antyaborcyjnej. Te zajęcia powinny być elementem holistycznego wykształcenia i wychowania młodego człowieka, niezależnie od losów ustawy antyaborcyjnej, która stała się kartą przetargową i elementem walki politycznej. Dotychczas były organizowane z godzin do dyspozycji dyrektora, które mógł przeznaczać na „ważniejsze" cele, np. zajęcia z języków. Jeśli zajęcia z wychowania do życia w rodzinie nie będą obowiązkowe, to będą powoli znikały ze szkól. Jeśli coś nie jest obowiązkowe i nie ma z tego wymiernych korzyści, to uczeń często w tym nie będzie uczestniczył. Małoletni „zmusi” rodziców, aby go „wypisali z zajęć” i po prostu będzie mógł wcześniej iść do domu. Nie oszukujmy się - gdyby także inne przedmioty były nieobowiązkowe, to na wiele lekcji mniej ambitni uczniowie po prostu by nie chodzili.
Mirosław R. Derewońko
Fot. Jacek Sokołowski