Dziesięć lat, ja i majestatyczny łoś
Jak zwykle, na przekór obiegowym opiniom, wybrałem sobie z kilkudziesięciu zdjęć jedno, aby podpytywać fachowców i laików, jakie ich zdaniem jest "najlepsze". Jakie zwraca uwagę, jakie zastanawia, jakie wabi urodą. Żeby Państwa nie nużyć, powiem, że dla mnie był to łoś "upolowany" przez Jerzego Chaberka. Majestatyczne zwierzę wyłania się z wód, a krople wokół niego lśnią krystalicznie, jakby natura obrzucała je brylantami na szczęście. Efektowna praca widoczna jest nawet z trotuaru, jesli zechcecie zerknąć w witrynę GPA przy Starym Rynku (albo wstapić, wstęp wolny).
Wystawę otwierał Roman Borawski, dyrektor Miejskiego Domu Kultury-Domu Środowisk Twórczych, który w 1995 roku zainspirował plastyków, aby przekrojowo ukazali swój dorobek na wystawie "Koloryt lokalny" w Galerii Bonar, a rok później - fotografików na "Wspólnej fotografii". Wtedy było ich szesnastu.
Minęły lata... Umarło śmiercią naturalną Łomżyńskie Towarzystwo Fotograficzne, padła Grupa Degenerat III, część fotografików zajęła się ilustrowaniem wydarzeń prasowych, a niezrzeszeni czasem pokażą swoje prace w Internecie. Warto podkreślić, że jubileuszowa dziesiątka "Wspólnej fotografii II" to stali bywalcy Galerii Pod Arkadami na każdym wernisażu, uczestnicy plenerów weekendowych i warsztatów, zapaleni dyskutanci na temat każdej dziedziny życia (nie tylko sztuki) i autorzy dość licznych, o wiele ciekawszych niż zbiorowa, wystaw indywidualnych. Po tej dekadzie ze wszystkich niemal zdjęć wyziera pustka, samotnośc i nostalgia. Właściwie w ogóle na fotogramach nie ujrzymy (z kilkoma wyjątkami) człowieka. Domyślamy się go tylko przez nieobecność.
- Weterani, którzy brali udział w wystawie sprzed dziesięciu lat, już wtedy nie byli nowicjuszami - mówił malarz z aparatem na szyi, szczycący się tym, że to właśnie on zrobił zdjęcie pamiątkowe środowiska przed Galerią Pod Arkadami dziesięć lat temu (tradycji stało się zadość, chociaż na wspólnej fotografii II nie ma Przemysława Karwowskiego, Zdzisława Folgi i Bolesława Deptuły, którzy na wernisaż nie dotarli z nieznanych mi powodów). - To bardzo spójna grupa, związana towarzysko, ale postrzegana jako grono indywidualistów.
Wymieńmy ich: Stanisław Andruszkiewicz (bezlistne, samotne drzewa, spowite fioletowawą poświatą), Lech Buczyński (jak zwykle eksperymentujący z portretem na granicy gatunków i epok), Zbigniew Ciborowski (widzący z zamalowanego do połowy okna starego młyna powidoki wnętrza i przestrzeni), Bolesław Deptuła (uchylający wielobarwnie i impresjonistycznie wrota do magicznego ogrodu), Zdzisław Folga (przecinający pośpiechem wiejskiej kobiety drogę niespiesznych wędrowców w oddali), Przemysław Karwowski (przybliżający się w sennym tryptyku do opuszczonego cicho łóżka), Wojtek Surawski (na gęstej siatce ogrodzenia "wmalowane", "wpisane" czy ""wklejone" liście w niebieskawo-ochrowej tonacji z odkrywającym zagadkowa przestrzeń prześwitem między oczkami), Leszek Truskolaski (zadumany w opustoszałym porcie rybackim nad losem porzuconych łodzi i bezładnych śladów ludzkich stóp), Leszek Wiśniewski (miniaturowymi, wielkości znaczka pocztowego, zdjęciami twarzy, w tym własnej, wypatrujący wieczności jak na obrazkach świętych) i Stanisław Zeszut (triada portretowa mężczyzny, który z rozedrganych kilkotwarzy i nieostry półprofil bacznie spogląda na widza).
Opisałem prace skrótowo, żebyście Państwo mieli choć cień wyobrażenia, co na własne oczy możecie zobaczyć w Galerii Pod Arkadami. Czemu napisałem, że nie będzie zachwytu nad tą dekadą... Bo go we mnie nasi twórcy nie wzbudzili. Ale... Ale ten łoś na tle żółtych traw!
Mirosław R. Derewońko