Muzyka pozwala pokojowo przekraczać granice
Soldiers of Swing, czyli Żołnierze Swingu wystąpili wczoraj z rewelacyjnym koncertem w auli im. Hanki Bielickiej II LO w Łomży. Takiej muzyki już się nie słyszy w komercyjnych rozgłośniach. Nie puszcza się jej w pubach i hotelowych restauracjach. A szkoda, bo muzyka muza sprzed ponad pół wieku w profesjonalnej aranżacji i dopracowanym wykonaniu brzmi świeżo i oryginalnie.
Porywające rytmy samby sprawiały, że niektórzy z licznie przybyłych słuchaczy nieśmiało tańczyli w fotelach. Publiczność gorąco oklaskiwała muzyków, ci zaś odwzajemniali się promiennymi uśmiechami w czasie trwającego ponad dwie godziny koncertu. Organizatorem koncertu jest Miejski Dom Kultury Dom Środowisk Twórczych. Gościny użyczył dyr. II LO Józef Przybylski, a pobyt armijnego big bandu współfinansował prezydent Łomży Jerzy Brzeziński.
Z Williamem Kingiem (sergeant first class), dyrygentem, trębaczem i konferansjerem Soldiers of Swing rozmawiał Mirosław R. Derewońko
Mirosław R. Derewońko: Mówi Pan po polsku?
William King: (śmiech) Jeszcze nie, nawet po niemiecku radzę sobie ledwo ledwo!
MRD: - To mamy problem... Spróbujmy więc po angielsku. Zacznę od gratulacji: słuchaczom przywieźliście do Łomży ogromny ładunek uśmiechu i sztuki na najwyższym poziomie. Wasz występ da się porównać chyba tylko z koncertem sprzed kilku miesięcy Trio Adama Pierończyka podczas Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej. Macie jednak przewagę liczebną big bandu.
William King: - Dziękuję w imieniu grupy za pochwałę. Dodam, że muzycy Soldiers of Swing to instrumentaliści, którzy mają bardzo rozległe zainteresowania artystyczne. Występowali lub występują w wielu zespołach o bardzo odmiennym charakterze: poczynając od muzyki klasycznej a na jazzrocku kończąc.
MRD: - Moją uwagę zwrócił czarnoskóry saksofonista tenorowy...
William King: Tak, rzeczywiście jest znakomity. To Brian Easter (SFC).
MRD: - A drugim właśnie Pan, najbardziej uśmiechnięty w zespole. Proszę o kilka słów o sobie.
William King: - Jestem liderem grupy. Moje samopoczucie i nastawienie podczas koncertu na pewno wpływają na innych muzyków. Ale fenomen swobody w trakcie występu bierze się nie tylko z bycia Amerykaninem czy z mego pogodnego charakteru. Jest po prostu częścią tej wspaniałej muzyki, która oddaje wszystkie barwy życia, wszystkie nastroje ludzkiego losu. Cieszymy się tą muzyką, a o sobie mogę powiedzieć, że czyni mnie szczęśliwym.
MRD: - A tych kilka słów o sobie...?
William King: - Mam 38 lat, pochodzę z Arizony. 20 lat temu po szkole średniej jako 18-letni trębacz wstąpiłem do Armii Amerykańskiej, a od prawie dwóch gram z Soldiers of Swing. Chociaż kieruje big bandem podczas koncertów, to naszym bezpośrednim dowódcą jest major Andrew Esch, zaś głównym przełożonym generał David Mc. Kiernan, głównodowodzący wojsk amerykańskich w Europie.
MRD: - Stanowicie duży oddział muzyczny?
William King: - Soldiers of Swing tworzy 60 muzyków i 25 wokalistów. To największa grupa muzyczna wojskowa poza granicami USA. Powstała pod koniec lat 40. Czasem wykonujemy 20-minutowy koncert, czasem dwugodzinny jak w Łomży, a dzień później w Białymstoku. Potem jedziemy do Wilna na Litwę.
MRD: - Jak wygląda dzień muzyka wojskowego?
William King: - Często jak każdego innego żołnierza: pobudka, ćwiczenia fizyczne każdego ranka, biegi, skoki i przysiady. Mamy też typowe szkolenie wojskowe w koszarach: zajęcia żołnierskie, związane z walką, administracją czy sprawami publicznymi. Tę trasę koncerową przygotowywaliśmy podczas trzy, czterogodzinnych prób przez sześć tygodni. Ćwiczymy nie tylko w pełnym składzie, ale w sekcjach i indywidualnie.
MRD: - Po co aż tak wielki wysiłek, żeby wystąpili muzycy w mundurach US Army?
William King: - Wierzymy, że muzyka to język międzynarodowy. Chyba nie ma lepszego sposobu, żeby współcześnie porozumieć się na całym świecie z ludźmi różnych narodowości. Muzyka pozwala pokojowo przekraczać granice. Nawiązujemy dzięki niej bliższe relacje także z Polską. Muzyka ukazuje nas w lepszym świetle (śmiech). Postrzegacie nas bardziej pozytywnie.
MRD: - A jak Państwo postrzegają północno-wschodnią Polskę?
William King: - Nigdy nie byłem w tym regionie wcześniej. Nocowaliśmy w hotelu Zbyszko w Nowogrodzie. Przepiękna okolica, piękna rzeka, cudowna pogoda i unikalny skansen budownictwa drewnianego. Nie widziałem w Ameryce ani w Europie podobnego muzeum. Sama Łomża jest również ładnie położonym i zadbanym miastem. Dla nas najważniejsze, że bardzo przychylnie przyjęła nas łomżyńska publiczność.
MRD: - Łomża wiele zawdzięcza Ameryce. Mieszkańcy naszych stron od pokoleń wyjeżdżają do Was za chlebem, żeby się kształcić, leczyć i do rodzin.
William King: - Świat nie jest już tak wielki jak kiedyś. Teraz my też w tej części Europy bywamy częściej.
MRD: - Oby zawsze z pokojową, artystyczną misją... Dziękuję za rozmowę.
P.S. Wywiad przeprowadzony w niedzielę, 25 marca 2007 r., przetłumaczony z angielskiego, nieautoryzowany.