Sławomir Leśniewski w Łomży
Popularny pisarz Sławomir Leśniewski odwiedził Łomżę. W Muzeum Północno-Mazowieckim promował swą najnowszą książkę „Na Moskwę. Polacy na Kremlu w XVII wieku”. Nie zabrakło też innych wątków z wielowiekowej historii Polski, od czasów Piastów do bardziej współczesnych, w tym związanych z regionem, na przykład w czasie powstania listopadowego oraz osobistych wspomnień.
Sławomir Leśniewski jest jednym z najpopularniejszych pisarzy zajmujących się tematyką historyczną oraz niezrównanym popularyzatorem historii, którego styl nie bez powodów porównuje się do samego Pawła Jasienicy. Jego kariera literacka trwa od końca lat 80. – obecnie ma na koncie blisko 40 książek i od lat współpracuje z renomowanym Wydawnictwem Literackim. Nie ogranicza się do jednej epoki, sukcesywnie przybliżając istotne dla historii Polski wydarzenia i postaci, równie chętnie pisząc przy tym o sprawach mniej znanych, a równie ważnych i ciekawych. W minioną sobotę, dzięki środkom celowym, przekazanym przez NEGRESKO spółka z o.o., w sali edukacyjnej Muzeum Północno- Mazowieckiego spotkał się z miłośnikami historii, przybliżając im swoje dokonania i pasje.
- Historia interesowała mnie od całkiem młodych lat – opowiadał Sławomir Leśniewski wspominając, jak ojciec zaszczepił w nim, 5-6-latku, zainteresowania historyczne. - Nie biegałem, nie grałem w piłkę, nie łobuzowałem, tylko rozmawiałem z ojcem o historii i geografii. Dom był pełen książek, stąd te zainteresowania. Pierwsze zdanie książki skreśliłem, mając osiem lat! Jedno zdanie, do którego nigdy więcej nie wróciłem, ale zawsze marzyłem o tym, że kiedyś będę pisać.
Sławomir Leśniewski pisał też jako 16-latek o piratach karaibskich, ale tej książki również nie ukończył, przerzucając się na poezję. Marzenie o karierze pisarza ziściło się pod koniec lat 80., kiedy jako 28-latek napisał „Marengo 1800”, wydaną w roku 1990 w serii „Historyczne bitwy”. Po niej poszły kolejne, „Wagram 1809”, „Jena i Auerstadt 1806”, „Jerozolima 1099”, „Konstantynopol 1204”, ale też i inne publikacje, jak choćby biografia „Jan Zamoyski”.
- Było tych książek coraz więcej, ale łączyło się to z malarstwem, bo bardzo dużo rysowałem - wspominał Sławomir Leśniewski. - Poza pracą, poza sportem, poza domowymi sprawami malowane było dla mnie rzeczą szalenie ważną. Nigdy go nie porzuciłem, do tej pory rysuję, maluję - o czym naocznie mogli przekonać się uczestnicy spotkania - ale pisanie książek i artykułów, między innymi do „Polityki”, „Focusa”, „Mówią Wieki” czy „Gazety Wyborczej”, do dodatku „Ale historia”, zajmowało mi coraz więcej czasu.
Nastąpił też stopniowy zwrot od tematyki napoleońskiej do szeroko ujętej historii Polski, od czasów Piastów aż do połowy wieku XIX.
- Temat Napoleona został wyciśnięty, te książki coraz słabiej się sprzedają, Polacy nie chcą już o nim czytać - mówił Sławomir Leśniewski. - Sam napisałem o tym ileś książek, w tym „Napoleoński amok Polaków”, która teraz jest nie do zdobycia, bo nakład się wyczerpał, ale jest szykowane wznowienie. Bohaterami literackimi stali się za to Piastowie i „Drapieżny ród Piastów”, który jest na rynku od ośmiu lat, doczekał się już trzech edycji i w 6,5 roku sprzedało się 25 tysięcy egzemplarzy (kiedy nakład przekraczający trzy tysiące jest już uznawany za bestseller – red.).
Dobrze radzą sobie na rynku również inne książki Sławomira Leśniewskiego, by wymienić choćby tytuły „Jagiellonowie. Złoto i rdza”, „Krzyżacy. Czarno-biała legenda”, „Kościuszko. Rysa na pomniku?” oraz „Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660”. Podczas sobotniego spotkania w muzeum nie zabrakło również dotyczących ich wątków, jak choćby niejednoznacznej oceny bohatera dwóch narodów Tadeusza Kościuszki, którego pisarz wyjątkowo nie lubi, kwestii związanej z tym oraz czy książę Janusz Radziwiłł aby na pewno był zdrajcą, co od czasów Trylogii Sienkiewicza jest uznawane za pewnik. Do tego wybitny wódz i strateg Stefan Czarniecki był jednocześnie okrutnikiem i złodziejem, potrafiącym okradać własnych żołnierzy, a z kolei przyszły król Jan III Sobieski też miał w czasie najazdu szwedzkiego bardzo niechlubną przeszłość, przez wielu historyków celowo pomijaną.
Sporo miejsca w rozmowie pisarza i niżej podpisanego poświęcono również pozycji „Powstanie 1830-1831. Utracone zwycięstwo?”, gdzie już tytuł sugeruje, że powstanie mogło zakończyć się sukcesem, gdyby nie nieudolność dowódców polskiej armii i popełniane przez nich błędy.
- To przykry temat, bo wiadomo, jak to powstanie się zakończyło - opowiadał Sławomir Leśniewski. - Wiadomo, że upadło, ale nie wszyscy wiedzą jaka była rola niektórych wodzów i dowódców, jak oni się zachowywali, jakie były szanse. A były one ogromne, a Łomża jako miasto i miejsce też miała swój udział w powstaniu, bo w maju 1831 roku był tu korpus generała Giełguda, który nawiasem mówiąc fatalnie skończył, bo przy przechodzeniu do Prus dostał kulę od własnego oficera. I w momencie, kiedy armia polska szła na gwardie moskiewskie (bitwa pod Ostrołęką - red), ten korpus został odcięty, a można było go zabrać, powiększyć własne siły i szanse na zwycięstwo. Tymczasem zapomniano o nim, a potem nie było już jak się połączyć i jednostki Giełguda skierowano na Litwę, ale tam powstanie już wygasało i nie miało to większego sensu - 2-3 miesiące wcześniej była szansa na jego podtrzymanie. Ten korpus więc przepadł, tutaj nie pomógł, a Polacy uderzyli na gwardię tak, że są następujące teorie: pierwsza, że Jan Skrzynecki był generałem-idiotą, albo generałem-zdrajcą. Jestem ostry w swoich sądach - może to nie jest najlepsze, bo historyk powinien być bardziej wyważony, ale ja jestem jedynie popularyzatorem i mogę sobie na to pozwolić, żeby bardziej ostro wyrażać swoje oceny. Dlatego ten człowiek był raczej zdrajcą, bo zrobił wszystko, żeby tej rosyjskiej gwardii nie zniszczyć - jest taka ocena, że nie chciał palić za sobą mostów, bo chciał się z Rosjanami dogadać.
Kolejnym problemem było to, że w Polsce mało kto wierzył, że powstanie może zakończyć się odzyskaniem niepodległości; dlatego, mimo słabości Rosji, posiadania silnej i doskonale wyszkolonej armii, i początkowych sukcesów podczas ofensywy wiosennej, ten zryw nie miał szans powodzenia. - również dlatego, że Polakom brakowało takiego stratega, jak choćby słynny napoleoński marszałek Louis Alexandre Berthier.
Bestsellerem będzie też najpewniej najnowsza książka Sławomira Leśniewskiego, wydana dwa miesiące temu i doskonale się sprzedająca „Na Moskwę. Polacy na Kremlu w XVII wieku” - kolejna traktująca o wydarzeniach w tym stuleciu, po wydawnictwach poświęconych Sobieskiemu, Chmielnickiemu i potopowi.
- Wyprawa na Moskwę i my na Kremlu w początku XVII wieku to coś, co dobrze gra w sercach Polaków, szczególnie teraz - mówił Sławomir Leśniewski. - To taka sentymentalna podróż w głąb historii, że potrafiliśmy ten Kreml może nie zdobyć, bo polskie wojska weszły tam nocą, żeby nie rozdrażnić mieszkańców Moskwy. I siedzieliśmy tam ponad dwa lata, w różnych warunkach, bo długie lata w Polsce nie mówiło się i nie pisało, co tam się działo, a działy się rzeczy straszne, bo mówimy o kanibalizmie - ci, którzy wytrzymali na Kremlu zjadali się nawzajem, podobno samych Węgrów zjedzono trzystu. (...) Był nawet cennik na różne części ciała i w tym cenniku głowa ludzka kosztowała tyle, ile głowa gawrona, tak więc ta obecność Polaków na Kremlu tak również wyglądała.
Nie zabrakło też opowieści o łączeniu kariery adwokata, odnoszącego sukcesy w turniejach tenisisty z czasochłonnym pisaniem i malowaniem, co udaje się tylko dzięki wsparciu ze strony małżonki Anny, a do tego osobistych wspomnień, w tym tych z czasów służby wojskowej w Elblągu, kiedy kolegą pisarza był Andrzej Łomża... z Łomży.
Sławomir Leśniewski zapowiedział też swe kolejne wydawnictwa: kontynuację cyklu o Piastach, wznowienie biografii Jana Zamoyskiego oraz plany kolejnych książek, traktujących dla odmiany o historii powszechnej. Ma też w szufladzie dwie gotowe książki, czekające na wydawcę, a do tego 3-4 tematy dotyczące tylko XVII wieku, tak więc interesujących lektur miłośnikom jego twórczości w najbliższych latach na pewno nie zabraknie.
Plany ma również Muzeum Północno- Mazowieckie: kolejne spotkanie w jego murach odbędzie się 31 stycznia i będzie to kolejna odsłona fotograficzna, „Wrażliwość i wyobraźnia - fotografia Adama Czarniewicza”.
Wojciech Chamryk