Fizyk jądrowy prof. Wilhelmi ma salę w I LO w Łomży
Wstawał o 5. rano, uwielbiał czytać poezje Mickiewicza, słuchał muzyki klasycznej z Beethovenem na czele, organizował przez 20 lat spotkania fizyków jądrowych z całego świata na Mazurach, był prezesem Polskiego Towarzystwa Fizycznego i współtwórcą Instytutu Badań Jądrowych w Świerku oraz kierownikiem katedry fizyki jądra atomowego Uniwersytetu Warszawskiego. Do tego profesor Zdzisław Wilhelmi (1921 – 2013) urodził się w Łomży i ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki. Tutaj z żoną Hanną Wilhelmi i córką Dorotą spotkali się uczniowie Profesora, nazywanego ojcem polskiej fizyki jądrowej. Społeczność I LO nadała jego imię sali fizycznej na I piętrze 102-letniego gmachu.
Z okazji nadania pracowni fizycznej imienia prof. Zdzisława Wilhelmiego odbyła się konferencja z wykładami naukowców: o radioaktywności wokół nas opowiadał dr hab. Marek Karny, natomiast o znakomitym uczonym, organizatorze i nauczycielu - najmłodsza wychowanka prof. Teresa Rząca – Urban, w latach 2008 – 2016 dziekan wydziału fizyki UW. Prof. Karny uspokajał, że radioaktywnie jest wszędzie, promieniuje potas z piasku, cementu i betonu oraz Kosmosu, lecz ludzkość naprawdę zagrożona byłaby napromieniowaniem dopiero po wejściu do reaktora atomowego lub we wnętrzu bomby atomowej. Uczony pokazał eksperymentem w auli, jak kartka papieru zatrzymuje promienie typu alfa, blaszka aluminium – beta, sztaba ołowiu - gamma. Zadawał pytania problemowe w pełnej uczniów auli: z I LO, II LO, III LO, Katolickiego Liceum. Najodważniejszymi i najszybszymi byli: Bartek Rakowski i niżej podpisany. 2-klasista wiedział, że oprócz paliwa – uran potrzeba do reakcji jądrowej moderatora, spowalniacza cząstek: woda lub grafit. Zobaczyliśmy stos atomowy Fermiego z 1942 r. pod trybuną stadionu w Chicago – przypominał obudowany cegłami wysoki garaż, dlatego mało kto domyśliłby się bez wykładowcy, jak ważne dla nauki atomistyki zachodzą tam przemiany. Z porad praktycznych warto zapamiętać, żeby wietrzyć piwnice, ponieważ w niewietrzonych rośnie poziom promieniowania, przy zamkniętym oknie. Nie warto poddawać się za często prześwietleniu rentegenowskiemu zębów, tarczycy, klatki piersiowej, aby nie narazić się na zmiany nowotworowe.
Sukcesy to „zmiany na lepsze”
Profesor Wilhelmi łączył pasję naukową z dydaktyczną: jego wychowankami jest 49 doktorów i 25 profesorów. Duży podziw budził 91-latek z Łomży na uroczystości odnowienia własnego doktoratu w 2012 r., gdy wygłosił wykład z pamięci, z racji słabego wzroku. Otrzymany wówczas od uczniów profesora w darze przyrząd do śledzenia toru cząstek silnie naładowanych (jak przezroczysta tuba z pleksi) jego małżonka Hanna przekazała w auli dyrektorowi I LO Jerzemu Łubie. Szkoła stała się spadkobierczynią części bogatego księgozbioru, liczącego koło 3 500 tysiąca tomów. Łomżyńskim mentorem przyszłego dyrektora w Międzynarodowej Agencji Atomowej w Wiedniu (1970 – 73) był fizyk z LO w Łomży - prof. Zygmunt Filipczak. O swoim mistrzu prof. Zdzisław Wilhelmi mawiał, że „utalentowany wykładowca i subtelny esteta” otworzył mu oczy na piękno tajemnic fizyki. Sam posługiwał się w kontaktach ze studentami aforyzmami własnego autorstwa. „Jeśli chcesz ustrzec się pomyłek, pierwszą uzyskaną informację uznaj za fałszywą”. A za sukces uważał nie zaszczyty i pieniądze czy karierę, a „zmiany na lepsze, jakich dokonałeś w zastanym świecie”. Postawił na nogi od zera polską atomistykę, lecz do budowy polskiej elektrowni nie udało mu się doprowadzić, choć był przekonany, że jest znacznie czystsza i zdrowsza dla człowieka i przyrody niż dymy z kominów. - Był wymagającym i sprawiedliwym nauczycielem oraz wrażliwym na sprawy ludzkie – chwaliła swego profesora prof. Rząca – Urban. Przybyli z nią do Łomży fizycy, m.in., dr Andrzej Wysmołek, przekazali model mini akceleratora do pracowni fizycznej I LO. Urządzenie to wygląda w oryginale jak silos wysokości domku około piętrowego, natomiast model to stojąca głowa z nałożoną od góry „peruką”, na której w trakcie procesu „włosy stają dęba”. Od wyładowań akceleratora w ciemności zapalała się (oczywiście, bez kabla z prądem z gniazdka) przyłożona doń od góry długa świetlówka.
„Jeśli zdolny uczony, to z Łomży”
W Łomży była ponoć przed wojną ulica Mościckiego, a na starym cmentarzu grób mieli bodajże z 1889 r. pradziadkowie profesora: Kazimierz i Paulina Mościccy. Jego dziadek i pradziadek byli w 1863 r. powstańcami styczniowymi, natomiast on po ukończeniu LO w 1939 r. zaangażował się w czasie II wojny światowej w konspirację w ZWZ i AK. Biskup Janusz Stepnowski przypomniał w auli młodzieży, że z 403-lenią szkołą związani byli św. Andrzej Bobola i Kard. Stefan Wyszyński. Zaapelował, żeby absolwenci robiący karierę w świecie nie zapominali o Łomży, jak prof. Zdzisław Wilhelmi, szczycąc się macierzystym liceum i rodzinnym miastem przed Polską, Europą i światem. Z dumą mogą o wcześniej urodzonym, odważnym, mądrym koledze z pokolenia Kolumbów myśleć delegowani do odsłonięcia tablicy nad wysokimi drzwiami: Ewa Święcicka z PG 6 i Eryk Mroczko z I LO. W Szkole wzorowych patronów mają inne sale: biblioteka imienia dr Stanisławy Osieckiej, aula im. braci Mierosławskich, muzeum im. Anieli Malanowskiej... Wicedyrektor Jolanta Szabuńko uważa, że skoro uczniom i profesorom podoba się idea, to będzie miejsce i dla kolejnych patronów.
Mirosław R. Derewońko