Listopadowa nostalgia Holy Water
Grupa Holy Water zagrała bardzo nietypowy koncert. Muzycy zatytułowali go „Listopadowa nostalgia, czyli koncert przy świecach”, wybierając balladowe i melancholijne utwory z własnego repertuaru. Dopełnili je zaskakującymi coverami oraz nowymi wersjami tych, które grają już od lat. Po raz pierwszy w historii zespołu sięgnęli po kontrabas, do tego po wielu latach przerwy znowu zagrali na dwie gitary. Liczna publiczność była zachwycona, a do tego koncert miał też wymiar charytatywny – cały dochód zostanie przeznaczony na pomoc Ukrainie.
Wiele zespołów eksplorujących określony styl potrzebuje z czasem muzycznego skoku w bok i odejścia, chociaż na chwilę, od rutyny wybranej stylistyki. Stąd liczne płyty unplugged, z remiksami czy nawet nagrywane z orkiestrami w mniejszych i większych składach, ale Holy Water mieli inny pomysł, po 17 latach istnienia przygotowując koncert, jakiego dotąd nie grali.
– Od lat jesteśmy generalnie kojarzeni z muzyką bardziej rockową niż bluesową, bo gramy też ostrzej – mówi Bernard Krasuski. – Stąd myśl, dlaczego nie zrobić takiego koncertu – tym bardziej, że i pora roku sprzyja – pełnego zadumy, bardziej refleksyjnego.
Muzycy szybko porozumieli się z Miejskim Domem Kultury-Domem Środowisk Twórczych, z którym współpracują od lat i po intensywnych próbach przygotowali ciekawy, nader zróżnicowany program. Został on oparty na pierwszych albumach Holy Water „Mania wolności” i „Nie ma bluesa w Łomży” – z najnowszego „Kręta droga” wybrali tylko „Gdy odejdziesz stąd”. Tym samym dla niektórych utworów była to koncertowa premiera w składzie z wokalistą Marcinem Pawelczykiem, pojawiły się również takie nigdy dotąd nie grane na żywo. Szczególnie efektownie zabrzmiał dramatyczny „Blues po północy” z porywającą solówką Bernarda Krasuskiego, bardzo podobały się również „Ptaki smutku” czy zagrane jako drugi bis „Srebrne łzy”. W wielu utworach, jak choćby w „Gdy odejdziesz stąd”, „Melanżule” czy „Blues o samotności” zostały wyeksponowane basowe partie Grzegorza Wądołkowskiego. Do tego w „Moim bluesie” zamienił on gitarę basową na kontrabas, co bardzo korzystnie wpłynęło na brzmienie tego balladowego utworu.
–Temat koncertu sugerował dobór utworów – zauważa Bernard Krasuski. – Stąd w programie te nasze, bardziej melancholijne, a do tego przeróbki, w tym takie, których nigdy dotąd nie graliśmy.
„Hotel California” chcieliśmy zrobić jeszcze z Jolą, ale do tego nie doszło, z kolei „Dust In The Wind” też bardzo pasował do takiego klimatycznego koncertu. No i Grześ na kontrabasie – skoro świetnie sobie z nim radzi, to pod kątem tego koncertu uznaliśmy, że będzie to coś wyjątkowego.
Marcin Pawelczyk nie był osamotniony jako frontman, bowiem w „Pożegnalnym bluesie” Breakoutu oraz w „Dust In The Wind” Kansas wokalnie wspierał go perkusista Paweł Czerwonko.
Z kolei wokalista w przeróbkach klasyków The Eagles i Kansas grał na gitarze akustycznej, tym samym tworząc z liderem duet – taka sytuacja na koncercie Holy Water miała miejsce ostatni raz w roku 2009. – W tym składzie nigdy nie graliśmy na dwie gitary – podkreśla Bernard Krasuski. – Wcześniej mieliśmy w składzie dwie gitary elektryczne, ale tak od roku 2009 graliśmy już tylko na jedną, więc ten dzisiejszy koncert to taka ciekawostka – wykorzystaliśmy to, że Marcin nie tylko śpiewa, ale też trochę gra, więc zagrał na pudle, ja też trochę to sobie przypomniałem. uchwyty meblowe
Grupa nie odmówiła sobie również przyjemności sięgnięcia do repertuaru jednego ze swoich ulubionych zespołów, to jest Lynyrd Skynyrd: „Cheatin' Woman” otworzył koncert, „Simple Man” był pierwszym bisem. Łącznie zabrzmiało 13 utworów, w tym osiem autorskich, a pomysł takiego nietypowego koncertu okazał się ze wszech miar udany, co docenili słuchacze.
– Myślę, że nie za często, ale będziemy powracać to tej formuły, na przykład za rok, bo postaramy się dodać do programu nowe utwory; teraz jednak myślimy już o koncercie stricte rockowym, z ostrzejszymi kawałkami – zapowiada Bernard Krasuski.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk