Miejski folklor Projektu Volodia
Zespół Projekt Volodia przypomniał łomżyńskiej publiczności ponadczasowe piosenki z nurtu folkloru miejskiego. Szemrane warszawskie szlagiery i lwowskie uliczne ballady zostały wykonane w MDK-DŚT w nowych aranżacjach, wykorzystujących bogate instrumentarium. Zespół nie zapomniał również o swym patronie Włodzimierzu Wysockim, przypominając jego utwory z „Okrętami” na finał, a „Ta joj, ta Lwów” zadedykował temu miastu i całej walczącej Ukrainie.
Do roku 1939 ballady i tradycyjne piosenki warszawskich kapel ulicznych czy podwórkowych były popularne tylko lokalnie, nie było mowy o lansowaniu ich na dużą skalę w audycjach radiowych, filmach czy na gramofonowych płytach. Nieco lepiej wyglądała sytuacja we Lwowie, gdzie dzięki popularności duetu Szczepko i Tońko (Kazimierz Jan Wajda i Henryk Vogelfänger) wykonywane przezeń piosenki cieszyły się ogromnym powodzeniem, trafiając też do filmów, a dzięki radiowym emisjom programu Wesoła Lwowska Fala również do słuchaczy w całym kraju. Po zakończeniu wojny miejski folklor zaczął odżywać. Lwów nie był już polskim miastem, ale w Warszawie działał Stanisław Grzesiuk, główny autor renesansu popularności tego nurtu. I chociaż nie doczekał premiery swego pierwszego longplaya „Nie masz cwaniaka nad warszawiaka”, to kolejne płyty z ulicznymi piosenkami zaczęli wydawać regularnie choćby Jarema Stępowski, Orkiestra z Ulicy Chmielnej czy Kapela Czerniakowska.
Udział w jej powstaniu miał kolejny ważny artysta Stanisław Wielanek, założyciel Kapeli Warszawskiej, z którą koncertował w Łomży trzy lata przed śmiercią w roku 2013; warto też wspomnieć ogromne sukcesy zespołu Szwagierkolaska w latach 90. Z kolei folklor lwowski odżył po roku 1989 – pierwsi te dawne piosenki nagrali aktorzy wrocławskiego teatru Kalambur, a kolejne wydawnictwa tego typu były tylko kwestią czasu. Muzycy Projektu Volodia mieli więc od kogo czerpać, a efektem ich pracy są aż dwa albumy: „Pocztówka ze Lwowa” i „Projekt Volodia gra Grzesiuka”.
Na program piątkowego koncertu w MDK-DŚT złożył się wybór piosenek z obu płyt, dopełnionych repertuarowymi pewniakami, ale również niespodziankami. Był to już kolejny łomżyński koncert grupy, ale w roku 2011 skoncentrowała się na piosenkach Włodzimierza Wysockiego, gdy teraz dominował odmienny repertuar. Piosenki warszawskich przedmieść reprezentowały same szlagiery, nie tylko z repertuaru barda stolicy Stanisław Grzesiuka; od „Apaszem Stasiek był”, przez „Piekutoszczak, Feluś i ja”, „Bal na Gnojnej”, aż do „Komu dzwonią” i „Ballady o Felku Zdankiewiczu”. Równie przebojowa była część lwowska, dzięki „Mojej gitarze”, „Ta joj, ta Lwów” „My dwaj, oba cwaj” Szczepka i Tońka czy słynnej „Lwów jest jeden na świecie”, znanej też jako „Tylko we Lwowie”.
Zwracały uwagę dopracowane aranżacje, gdzie Bogdan Bińczak nie nie tylko wspierał wokalnie śpiewającego lidera i basistę Janusza Kasprowicza, ale grał również na vinofonie, akordeonie i melodyce. Robert Gawron ponownie grał na banjo i gitarze klasycznej, ale sięgnął też po ukulele.Tomasz Burzyński skoncentrował się na perkusji, ale Marcin Kotlarski poza gitarą grał też na harmonijce i śpiewał w chórkach. W sumie szkoda, że słuchała tego dobrego występu dosłownie garstka publiczności, ale mamy wolny rynek, bilety były droższe niż na występujących dzień wcześniej z łomżyńskimi filharmonikami, rewelacyjnych Vołosów, a innych koncertów, nierzadko darmowych, również w Łomży nie brakuje. Jednak, jak podkreślał Janusz Kasprowicz, ważna jest nie ilość, lecz jakość, dlatego na finał zabrzmiały aż dwa bisy: autorska kompozycja „Gdy pierwszy raz” oraz „Okręty” Wysockiego, w której każdy z instrumentalistów miał efektowne, solowe wejście, rekompensujące brak większej liczby partii solowych we wcześniejszych utworach.
Wojciech Chamryk