Świty i zmierzchy Małgorzaty Kozon
Wystawę tkaniny Małgorzaty Kozon otwarto w Galerii Pod Arkadami MDK-DŚT. „Świty i zmierzchy” to powrót, zajmującej się różnymi dziedzinami sztuki absolwentki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, do pracy twórczej i wystawiennictwa po wieloletniej przerwie. – Świty i zmierzchy łączą w sobie to, co dla mnie uniwersalne – podkreśla Małgorzata Kozon. – Jest to zarazem alegoryczne wyobrażenie życia. Coś co się kończy, coś co się zaczyna, by wciąż i wciąż powtarzać ten krąg zdarzeń. Część z pokazywanych na wystawie prac została zaprezentowana publicznie po raz pierwszy.
Nazwisko Kozon nie jest obce łomżyńskim miłośnikom sztuki – w kwietniu tego roku Kaja Kozon prezentowała w Galerii Pod Arkadami wystawę malarstwa „Pojęcie względne”. Jak się okazało ta utalentowana artystka młodego pokolenia nie tylko rozwija swoją karierę, ale zdołała też nakłonić do powrotu swą mamę Małgorzatę po – bagatela – blisko 20-letniej przerwie.
– Wróciłam dzięki córce, która skończyła malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych i przez ostatnie dwa-trzy lata prowadzi działalność wystawienniczą – mówi Małgorzata Kozon. – Zachęciła mnie, żebym ja również pokazała swoje prace – pani Edyta Kasperkiewicz (specjalista do spraw wystawiennictwa MDK-DŚT i kuratorka wystawy – red.) zobaczyła ich zdjęcia, była nimi zainteresowana i zaprosiła mnie do Łomży, dlatego tu jestem.
Małgorzata Kozon to absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie z 1992 roku. Studiowała rzeźbę oraz tkaninę artystyczną, zajmowała się również ceramiką i grafiką. Jak sama podkreśla, wędrowała przez kolejne wydziały uczelni, szukając dla siebie czegoś ciekawego: rzeźba jej nie wystarczała, była bowiem za mało kolorowa, chciała więc poznać inne techniki. Tkanina zafascynowała ją; dzięki niej nie tylko zupełnie inaczej i pełniej doświadczyła barw, ale też struktury i faktury samej tkaniny, efektu końcowego pracy. Dlatego zarzuciła również tradycyjną rzeźbę, idąc w kierunku przestrzennych, tkanych form.
Jej dotychczasowy dorobek wystawienniczy to udział w sześciu wystawach zbiorowych oraz dwie indywidualne w Wyszkowie oraz w Łomży. Pod Arkadami artystka prezentuje prace z różnych lat: głównie tkaniny, a do tego ich projekty do nich, rysunki oraz pracę przestrzenną.
– Najnowsze są dwa rysunki – wyjaśnia Małgorzata Kozon. – Reszta prac są to prace starsze, z tym, że zaczęłam tkać na nowo, tak więc niebawem dołączą do nich kolejne. Wróciłam do tego procesu, bo tkanie trwa od pół roku do roku, trzeba więc mieć na to sporo czasu, a kiedy się pracuje jest to niełatwe. Rzeźba jest obrazem tego, jak jesteśmy uwikłani w nasze życie, na ilu poziomach się ono rozgrywa, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy. To wszystko nas przenika: zmierzchy nas budują, ale też wspomnienia i teraźniejszość, i samotność, smutki i radości, jednocześnie w połączeniu ze wszystkimi – to wszystko chciałam w tej rzeźbie pokazać, jedną wielką plątaninę naszego jestestwa.
Zestawienie diametralnie odmiennych pór dnia z ludzkim życiem, zaakcentowane również w samym tytule wystawy „Świty i zmierzchy”, w żadnym razie nie jest przypadkowe.
– Są to dla mnie najciekawsze pory dnia – opowiada Małgorzata Kozon. – Jako małe dziecko bardzo interesowałam się tym, jak wygląda wschód słońca, nawet poprosiłam swego ojca żeby mnie obudził, abym mogła to zobaczyć. Zawsze mi się wydawało, że w tym momencie, kiedy z ciemności wyłania się światło jest coś magicznego, że jest to taki moment, w którym w człowieku budzi się nadzieja i radość, że ten dzień wniesie w jego życie coś fajnego. Zmierzch to coś zupełnie innego, nadzieja, że mimo końca dnia jednak się przeżyje i będzie można dalej wędrować, a do tego bardzo lubię przenikanie się w nim światła – jak chodzę na spacer z psem, to bardzo lubię robić to o zmierzchu, wtedy kiedy dzieją się takie najciekawsze efekty, kiedy zapada noc i można to obserwować, bo w pełni dnia wszystko jest normalne.
Podczas wernisażu artystka wróciła również do innych wspomnień z dzieciństwa w Płońsku i doświadczeń, które miały wpływ na jej zainteresowanie sztuką i dalsze życie.
– Niedaleko rynku był sklep, w którym był sprzęt do malowania ściań i stały ogromne skrzynie wypełnione suchymi barwnikami – wspominała Małgorzata Kozon. – I ja, sięgając nosem do krawędzi tych skrzyń, zachwycałam się tymi kolorami i czułam, że w tym jest jakaś magia, i ta magia kolorów idzie za mną przez całe życie.
Wojciech Chamryk