Folkowe walentynki z zespołem Sarakina
Blisko sto osób spędziło bardzo udany walentynkowy wieczór w Miejskim Domu Kultury-Domu Środowisk Twórczych. W wyjątkowy sposób obchodzono tam święto zakochanych: z muzyczną oprawą folkowego zespołu Sarakina Balkan Band, grupowymi i indywidualnymi tańcami oraz demonstrowaniem bułgarskiego święta wina, nawiązującego do boga Dionizosa z greckiej mitologii. – Trifon Zarezan i walentynki mają jedną datę – mówił prowadzący imprezę Stojan Uzunov. – Dlatego młodsi świętują walentynki, a reszta dzień świętego Tryfona!
W poniedziałkowy wieczór w MDK-DŚT nie było mowy o jakichkolwiek podziałach wiekowych. Bułgarskie walentynki zainteresowały ludzi w różnym wieku, od nastolatków do seniorów. Na sali nie brakowało par, ale pojawiło się też sporo pojedynczych osób, chcących posłuchać muzyki czy potańczyć w większej grupie. Melomani mieli czego posłuchać, bowiem Sarakina to zespół mistrzowsko łączący bałkański folklor z muzyką improwizowaną. Potwierdził to już pierwszy, instrumentalny utwór „Last Minute”, w którym folkowy puls i melodyczne motywy z Bałkanów przeplatały się z jazzowymi, błyskotliwymi solówkami. Już po chwili akordeonista i multiinstrumentalista Jacek Grekow, klarnecista/gitarzysta-tamburzysta Jan Mlejnek, kontrabasista Mateusz Bielski i grający na tupanie perkusista Krzysztof Ostasz pokazali się z zupełnie innej strony, z polotem akompaniując wokalistce Annie Klebus w ludowej pieśni „Katerino Mome”.
Kolejnym punktem programu był pokaz przycinania winorośli i opowieść jej hodowcy i znawcy wina Stojana Uzunova, Bułgara mieszkającego w Polsce, przybliżającego zebranym święto Trifon Zarezan. – To bardzo stara, bułgarska tradycja – opowiadał Stojan Uzunov, demonstrując kunszt przycinania pędów winorośli w taki sposób, że na wino zostawia się tylko dwa pączki, a na winogrona do konsumpcji nawet pięć-sześć, a samo przycinanie wzmacnia krzew i sprawia, że gron jest więcej. – Bułgar bez winogrona to nie jest Bułgar – podkreślał, zauważając, że jak są grona, to musi być też wino. Najbardziej zaangażowani tancerze mieli okazję spróbować wina z jego winnicy, a okazji do wykazania się kondycją czy tanecznym kunsztem naprawdę nie brakowało. Stojan Uzunov błyskawicznie nawiązał świetny kontakt z uczestnikami imprezy, potrafił zachęcić do tańca i młodszych, i starszych. Były więc tańce w parach, ale też grupowe, z których szczególnym powodzeniem cieszyło się prawo horo. Wśród tancerzy przeważały panie, ale był też taniec zarezerwowany dla mężczyzn, żywiołowa i wymagająca kondycji raczenica.
– Coś niesamowitego! – mówi jeden z uczestników. – Przyszedłem tu z myślą, że posłucham świetnej muzyki, ale nie dało się usiedzieć w miejscu, musiałem się dołączyć! Inni tancerze również nie kryli zadowolenia, podkreślając, że tego typu imprezy są bardzo wartościowe i warte kontynuacji.
Tego samego zdania byli również słuchacze nieaktywni tanecznie, doceniający nie tylko ogromne umiejętności muzyków i ich uniwersalność, ale też fakt, że Sarakina zaprezentowała utwory z różnych regionów Bułgarii, jak choćby archaiczną pieśń z Rodopów w bardzo oszczędnej aranżacji i z wyeksponowanym głosem Anny Klebus. Na finał zabrzmiał kolejny tradycyjny utwór, znane w Polsce z żywiołowej wersji Kayah i Gorana Bregovića „Ederlezi”, ale to nie mógł być rzecz jasna koniec i zespół bisował, ponownie łącząc dwa, pozornie od siebie odległe, światy tradycyjnego folku i jazzu w misterną, wysmakowaną całość.
– Liczymy, że takie koncerty jeszcze w MDK-u będą! – mówili uczestnicy walentynek z Sarakiną, podkreślając, że 90 minut minęło nie wiadomo kiedy, ale przy dobrej zabawie nikt nie spogląda na zegarek i nie liczy czasu, co jest najlepszą recenzją tego wydarzenia.
Wojciech Chamryk