Piotr Domalewski w klubie Mirage
Piotr Domalewski był gościem kolejnego spotkania w ramach Klubu Filmowego Mirage. Pochodzący z Łomży reżyser i scenarzysta miał w Hali Kultury przegląd swych wszystkich, często nagradzanych, filmów krótkometrażowych i było to pierwsze tego typu wydarzenie w jego karierze.
– Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem! – mówi Piotr Domalewski, dodając, że Łomża i starostwo powiatowe w Łomży są w pewnym sensie współproducentami tych krótkometrażowych filmów, nie wyobraża więc sobie sytuacji, żeby coś takiego miałoby odbyć się gdzieś indziej.
Krótkometrażowe filmy Piotra Domalewskiego są doskonale znane łomżyńskiej publiczności – „Obcy” miał w jego rodzinnym mieście premierę, inne również był prezentowane, ale we wtorkowy wieczór można było obejrzeć je wszystkie, począwszy od debiutu z roku 2013 aż do ostatniego „60 kilo niczego” już sprzed pięciu lat.
– Każdy z tych filmów był bardzo trudny – opowiadał Piotr Domalewski. – „Obcy” to był mój pierwszy film, do tego to był szalony pomysł kręcić go gdzieś w szczerym polu na Podlasiu. Mieliśmy na to pięć nocy i okazało się, że w sierpniu noc trwa tylko cztery i pół godziny. Kolejny film też był trudny, ponieważ profesor, który był jego opiekunem w ogóle nie „kleił” takiej konwencji. „Chwila” była najtrudniejsza pod względem konstrukcyjnym, bo zależało mi na tym, żeby ten film trwał 15 minut i był zamkniętą kompozycją fabularną. Z kolei „Złych uczynków” nie musiałem robić na zaliczenie, ale mój operator miał na niego pieniądze i chciał żebym go wyreżyserował i napisał scenariusz. „60 kilo niczego” był najtrudniejszy, bo był moim najdłuższym krótkim metrażem z największym budżetem, mieliśmy tam też bardzo długie ujęcia, które zakomponowywały całą przestrzeń, a w tej kopalni bazaltu rano było minus siedem stopni, a w południe 20, więc warunki też były trudne.
Maraton krótkich filmów Piotra Domalewskiego potwierdził, że podejmowane przezeń tematy nie straciły na aktualności, pokazał też jego rozwój jako scenarzysty i reżysera, niezależnie od tego czy jest to mroczna historia z nieoczywistym finałem („Obcy”), absurdalna komedia („Jedyne wyjście”) czy dłuższa opowieść o moralnych wyborach („60 kilo niczego”).
– Myślę, że jakiś progres się tam odbywał, jeśli chodzi o mój rozwój i mam nadzieję, że te filmy trochę to pokazują – zauważa Piotr Domalewski. – Nie chciałbym, żeby to źle zabrzmiało, ale jestem dumny z tych filmów i nie tylko nie wstydzę się ich pokazywać, mimo tego, że są to moje ćwiczenia studenckie, ale robię to wręcz chętnie, bo każdy z nich jest o czymś; niezależnie na jakim etapie życia byłem, o czymś chciałem opowiedzieć, do czego udało mi się znaleźć jakąś w miarę adekwatną formę.
Po licznych nagrodach dla krótkich metraży i spektakularnym debiucie długometrażowym „Cicha noc” w kolejnych krótkometrażówkach Piotr Domalewski mógł już obsadzać wielkie gwiazdy, tak jak w „Złych uczynkach” Jana Peszka. – Chyba spodobał mu się scenariusz – mówił Piotr Domalewski. – Szczególnie problematyczne było kręcenie łowienia ryb pod galerią, bo przyszedł do mnie rano i mówi: „panie Piotrze, jest trudna sytuacja, bo mnie się przypomniało, że mam 40 rocznicę ślubu i moglibyśmy zakończyć w miarę szybko zakończyć te zdjęcia, bo żona będzie niepocieszona”. Ostatecznie o 18. był w chacie, więc się udało.
W „60 kilo niczego” zagrał zaś Andrzej Grabowski, co też było niezbyt łatwe do zorganizowania.
– Wszystkim wydaje się, że jest to pan anegdota, ale jest to facet totalnie skoncentrowany – mówił Piotr Domalewski. – Przyjeżdża wtedy, kiedy ma przyjechać, po prostu robi swoje i się zawija. Miałem już pieniądze na ten film i myślałem żeby w nim zagrał, ale nie miałem do niego numeru. I idąc złożyć reklamację telefonu zobaczyłem go w Złotych Tarasach. Podszedłem mówiąc „dzień dobry panie Andrzeju”, ale on na coś takiego nawet się nie odwraca, tylko odpowiada „tak, tak” i idzie dalej, ucieka. Skojarzył jednak, że to ja, a kiedy zapytałem czy nie zagrałby u mnie w filmie odpowiedział „20 marca”. Odpowiedzałem, że nie mam jeszcze kalendarza, niczego, bo jest dopiero listopad, ale usłyszałem, że 20 marca będzie wracać z Poznania i wtedy akurat ma czas. I tak było: wracał z Poznania i zagrał.
Podczas prowadzonego przez pomysłodawczynę klubu Joannę Chludzińską spotkania Piotr Domalewski mówił też o wielu innych rzeczach, choćby o najnowszym filmie „Hiacynt”, planach stworzenia na jego motywach serialu „Inspektor Nogaś” czy aktorach, których widziałby w swoich kolejnych produkcjach (Marek Kondrat i... Agata Wróbel, medalistka olimpijska z życiem pełnym zawirowań); cieszył się też z samego spotkania w ramach klubu filmowego, tym bardziej, że frekwencja dopisała.
– Takie rzeczy są najważniejsze – podkreśla Piotr Domalewski. – Zajmuję się tym, czym się zajmuję, oczywiście pewnie siłą determinacji moich rodziców, którzy stworzyli mi jakąś bazę intelektualną, żebym mógł się tym zajmować. I wszystkie te rzeczy poznawałem i nauczyłem się ich w takich właśnie miejscach: w łomżyńskich kołach recytatorskich, w klubach filmowych – to było dla mnie jakieś okno na świat, rozszerzenie perspektywy i taki klub jest na pewno czymś ciekawym dla mieszkańców Łomży.
Wojciech Chamryk