Gumowe i cyfrowe fotografie Szymona Dederko
Takiej wystawy w Galerii N jeszcze nie było. Szymon Dederko, pochodzący z rodziny o bardzo długich tradycjach fotograficznych, wnuk i syn wybitnych fotografów Mariana i Witolda, zaprezentował tam retrospektywną wystawę. – Wszystkie zdjęcia, poza dwoma autorstwa ojca, są moje, a wykonano je w trzech technikach – mówi Szymon Dederko. – Pierwsza to technika gumy, opracowana w 1843 roku. Jest też kilka zdjęć techniką czarno-białej fotografii srebrowej, nazywanej analogową, ale ja określam ją chemikaliarną oraz w cyfrowej, już z lat dwutysięcznych.
Fotografia od czasu do czasu gości w Galerii N, jednak najczęściej są to prace amatorskie, nie przedstawiające większej wartości artystycznej. Tym razem jednak swe prace zaprezentował tam twórca z rodziny o tradycjach fotograficznych sięgających czterech pokoleń, konkretnie jego pradziadka Sotera Dederko. – Po powstaniu styczniowym, po powrocie z zesłania, mój pradziadek zaczął pisać pamiętnik – mówi Szymon Dederko. – To były już 80. lata XIX stulecia, kiedy rozpowszechniła się fotografia amatorska, dlatego nauczył się robić zdjęcia, żeby ten pamiętnik zilustrować. Kiedy zachorował, swemu 13-letniemu synowi pokazał, jak robi się zdjęcia, licząc, że będzie on nadal robił zdjęcia do tego pamiętnika. Ale dziadek, szukając jakiegoś pola bitwy, zobaczył w jeziorze kąpiące się dziewczyny i zrobił im zdjęcie. I tak mu się to spodobało, że zaczął już sam fotografować. W 1905 roku pokazał swoje zdjęcia ojcu fotografii ojczystej, Janowi Bułhakowi starszemu z pytaniem, czy to co robi ma w ogóle sens. Bułhak oglądał je długo, aż powiedział: słuchaj, robimy podział imperium: ja robię krajobrazy, ty robisz ludzi!
Marian Dederko zajął się za radą Bułhaka techniką gumową, polegającą na odpowiedniej obróbce papieru fotograficznego pokrytego gumą arabską, dzięki czemu efekt końcowy przypominał bardziej litografię niż zdjęcie; zakładał w Białymstoku Fotoklub Polski, a w roku 1920 przeniósł się do Warszawy, gdzie wynalazł technikę fotonitu i prowadził własny zakład.
– Był to zakład artystycznej fotografii portretowej – choćby przedwojenny znaczek pocztowy z marszałkiem Rydzem-Śmigłym był zrobiony na podstawie zdjęcia dziadka – opowiada Szymon Dederko. – I któregoś razu, jak mój ojciec miał lat 16, dziadek musiał wyjechać, ale powiedział: słuchaj, laborant pracuje, ty tylko przypilnuj zakładu. Ale ten pociąg pewnie jeszcze nie ruszył, kiedy laborant powiedział, że ma lepszą pracę we Lwowie i ojciec został sam. Pierwszy klient chciał go pobić, drugi powiedział mu bardzo brzydko o pochodzeniu, trzeci kręcił głową, ale czwarty wziął już zdjęcia. Kiedy dziadek wrócił po dwóch tygodniach, poprowadzili więc zakład razem, opracowując technikę fotonitu – w czasie kiedy nie było photoshopa było to, podniesione do rangi techniki artystycznej, dorysowywanie wąsów na portretach – na pozytywie kredą robiło się retusz, a takie pomazane zdjęcie było reprodukowane i przetwarzane.
Uczeń szybko przerósł mistrza, bowiem Witold Dederko stał się jednym z najwybitniejszych polskich fotoreporterów, wykładowcą, autorem kilkunastu książek o fotografii, a nawet aktorem – to on gra przewodnika w słynnym serialu „Wakacje z duchami”. Nic też dziwnego, że w takim otoczeniu również mały Szymon zainteresował się fotografowaniem. – Moimi pierwszymi zabawkami były szpulki po negatywach i kuwety – wspomina Szymon Dederko. – Kiedy miałem pięć lat, po raz pierwszy trafiłem do ciemni, gdzie pomagałem jako trzecia ręka. Jak szedłem do szkoły dostałem pierwszy aparat, Ami, który mam do dziś – tak to się zaczęło i trwa do dziś, chociaż na co dzień pracuję jako bibliotekarz, ale prowadzę też kursy i warsztaty fotograficzne.
Na wystawie w Łomży Szymon Dederko pokazał pejzaże i portrety wykonane techniką gumową, dzięki której wyglądają niczym fotografie z lat 20., a nawet z przełomu XIX/XX wieku oraz akty i portrety, pochodzące z ostatnich 40 lat. Jak jednak podkreśla technika nie ma dla niego większego znaczenia, bo koncentruje się na czymś zupełnie innym.
– Ważna jest wizja i praca – twierdzi Szymon Dederko. – Czy robię fotografię bardzo starą, czy nowoczesną, światło tak samo pracuje, obiekt musi być pokazany w sposób interesujący. Światło pozwala nam dokonać „inwentaryzacji” fotografowanego obiektu, cień pozwala zbudować nam nastrój i dramaturgię obrazu – dopiero światło i cień tworzą zwartą całość.
Wojciech Chamryk