Czarny humor i stand-up z Kwiatkowskim i Minkiewiczem
Dwie godziny śmiechu i uśmiechu z przerwami na nabranie oddechu przywieźli do Łomży dwaj 27-letni, jeszcze młodzi stażem na scenie komicy stylu stand-up: Tomasz Kwiatkowski z Grudziądza i Mieszko Minkiewicz z Białegostoku. Pierwszy nie skończył wprawdzie studiów prawniczych, lecz zapuścił brodę, żeby może nie podejrzewać o to jego kawałów, zaś drugi skończył polonistykę UwB i wybrał nie ślęczenie nad zeszytami dzieci przed reformą oświaty, tylko wyprawy po całej Polsce, aby rozśmieszać Polaków i wprawiać w zadumę, serwując oceny pod płaszczykiem krytyki innych.
Obaj panowie spotkali się na scenie Pubu Pod Ratuszem, odpowiednim do tego typu przedsięwzięć: widownia na około 40 – 50 osób, jedni w rzędach krzeseł, inni przy stolikach, słyszalność gagów w przytulnym i kameralnym podziemiu piwnicy przyzwoita. Piwniczność to wcale nie przytyk, tylko nawiązanie do Piwnicy Pod Baranami w Krakowie i ogólnie tradycji prowadzenia lokalu z wyszynkiem i sceną na popisy raczejj odmienne od kulinarnych. Każdy z panów przywiózł swój własny program, a obaj zgodnie i niezależnie stwierdzili, że z ich życia wzięty. Tomasz Kwiatkowski – współtworzący duet Kopanie Leżącego z Michałem Kutek – nieustannie nawiązywał do rodzinnego Grudziądza, skąd wyjechał na studia do Poznania, z wiadomym, acz i z niewiadomym w sumie skutkiem naukowym. Można było się dowiedzieć z obficie podlanej dowcipami opowieści, że to najmniejsze w naszym kraju miasto z tramwajami, ale za to z jedną z największych stopą bezrobocia, sięgającego 30 proc. Czasem ktoś kogoś pobije, bo nie ma innej rozrywki, jednak można ją sobie samemu zorganizować, o ile ma się tyle szczęścia w kontaktach z kobietami, co nasz bohater. Na przykład, pierwsza randka w Ikei. Oparów absurdu dostarczały wywołujące salwy śmiechu wspomnienia z domu, gdzie dryl wprowadzał ojciec, jakoby żołnierz zawodowy, a kąpiel młodzieniec próbował wziąć na wyścigi z ciepłą lub zimną wodą, płynąca z psującego się bojlera. Wędrówki po mieście z kolegami dawały również pole do popisu komikowi, niestety, zbyt łatwo sięgającemu po słowa marne i wulgarne.
Taka językowa przywara, charakterystyczna dla stand-up nie tylko w Polsce, nie ominęła występu Mieszka Minkiewicza. Barwnie i zabawnie opisywał swoje miasto Białystok, jako stolicę rasizmu i disco polo. Oczywiście, z poprawka na to, co spotkamy w każdym innym mieście i na wsi w naszej Ojczyźnie. Nasłuchać się można było o tym, co każdy z nas widzi w drodze do pracy, o ile ją ma. A perypetii o wspólnym życiu w kawalarce z dziewczyną, przypominających wyprawę wysokogórską i niezapomnianych dla wrażliwego kawalera o ciętym języku, nie da się opisać w tej krótkiej relacji.
O czym powinni pamiętać użytkownicy portali społecznościowych, wstawiający „zabawne” zdjęcia ...? O czym winni myśleć młodzi...? O tym, o czym w zabawy sposób potrafią mówić standupowcy, gdy ludzi ogarnia milczenie. Dla stand-upu nie ma tabu. Nad dobrym smakiem trzeba popracować.
Mirosław R. Derewońko
Fot. Jacek Kamionowski