Domowe Melodie na jesień
Są jedną z najbardziej obiecujących młodych grup polskiej muzyki niezależnej. Zapełniają największe sale koncertowe, przyciągają tłumy na festiwalach jak Open'er czy Przystanek Woodstock. Ich piosenki stają się przebojami, mimo tego, że zespół nagrywa je w warunkach domowych. Nie chcą też podpisać kontraktu i sami wydają swoje płyty w bardzo niekonwencjonalnej oprawie graficznej, a kontakty z mediami i show-biznesem ograniczają do minimum. Domowe Melodie podczas swej jesiennej trasy, cieszącej się ogromnym powodzeniem, dotarły też do Łomży, grając entuzjastycznie przyjęty koncert w ramach Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej.
Wszystko zaczęło się od kupienia przez wokalistkę Justynę Chowaniak białego pianina i zrobienia
domowych porządków. A ponieważ teksty i muzykę pisała od dawna, pozostało tylko zwerbować do składu innych muzyków i powstanie Domowych Melodii stało się faktem. Warszawskie trio niemal od razu podbiło serca publiczności – tylko na jednym portalu społecznościowym zespół ma blisko 90 tys. fanów, którzy nie przepuszczają żadnej okazji, by pojawić się na koncercie swych ulubieńców. Trafiają do nich zarówno minimalistyczna, oszczędnie aranżowana, ale przebojowa muzyka, jak też pełne dystansu i ironii, przewrotne teksty. Znany z listy przebojów Trójki utwór „Grażka” nie jest jedynym sukcesem Domowych Melodii, bowiem na obu płytach grupy, w tym najnowszej, podwójnej „3”, aż roi się od takich alternatywnych przebojów. Dlatego publiczność na łomżyńskim koncercie dopisała, a wśród ponad dwustu osób na sali Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich w piątkowy wieczór pojawiły się aż trzy pokolenia fanów ambitnej muzyki, w tym liczna grupa przyjezdnych. Justyna Chowaniak, Staszek Czyżewski i Kuba Dykiert uraczyli ich szalonym spektaklem, wykonując aż 17 piosenek. Opartych na oszczędnych partiach perkusji i kontrabasu, a niekiedy też gitary basowej, z partiami pianina, akordeonu czy dęciaków, ale mimo tej programowej surowości, chwytliwych i wpadających w ucho. Dlatego publiczność chętnie wtórowała wokalistom, tak jak np. w „Zbyszku”, a w tych najbardziej znanych utworach, chociażby w „Grażce” spontanicznie podchwytywała tekst i śpiewała sama. Nie zabrakło też klimatów latino w „Rio”, musicalowej, imponującej rozmachem, chociaż raczej nie zagranej na żywo, końcówki „Ścisz to” oraz przewrotnego, pełnego gitarowego zgiełku i mechanicznego rytmu „Techno”. Słuchacze chłonęli też teksty liderki, zaśmiewając się z fraz typu: „A ja wolę brzydala/Co krzywy ma nos/Bardzo ładna z nas para/Wystarczy photoshop/Bo taki piękny chłopak/Co wszystko piękne ma/I wpada w żeńskie oka/ Jest jak cieknący kran”, bądź wsłuchując w te bardziej poważne, jak: „Mamo, w mojej głowie gra symfonia/A ty każesz mi tu sprzątać/ Dźwięków tysiąc, co naparza w skrzypki/W kątach wszystkich rośnie łąka/ Mamo, zobacz”.
O tym, że Domowe Melodie nie są zespołem jakich wiele przekonywał też image odzianych w gustowne piżamy muzyków, podkreślających domowy, stricte osobisty charakter ich twórczości oraz liczne partie oparte na słownej i muzycznej improwizacji, co było szczególnie słyszalne w zagranych na bis, wydłużonych wersjach „Buły” i „Miljona”. Słuchacze oddali się w nich już niczym nieskrępowanej zabawie, tańcząc przed sceną i pomiędzy rzędami foteli, nagradzając wykonawców owacją na stojąco. Przed i po koncercie zwolennicy grupy podkreślali, że w Domowych Melodiach cenią nie tylko „wartościowe teksty i interesującą muzykę”, ale też „szczerość, wiarygodność i zaangażowanie w to, co robią” oraz, że „są prawdziwi i za to najbardziej ich kochamy!”, zespół wszystko to potwierdził na scenie. Oba wydawnictwa grupy też rozchodziły się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki – wygląda na to, że jeśli muzyka jest ciekawa, to nawet cena 49 zł za płytę nie jest wygórowana, tym bardziej, że albumy Domowych Melodii pod względem edytorskim też odbiegają od wydawniczych standardów, zdobywając nagrody za efektowne, nietypowe okładki.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk