Znów to samo... znowu zimno
Fala mrozów ogarnęła kraj. Zatrzeszczało w programach o pogodzie i pod stopami. Trochę się przejęliśmy zmianą stanu skupienia zimowo/jesiennych deszczów i wyglądem krajobrazu. Czas przejęcia jest niestety mniej więcej tak długi, jak długo trzeba rano skrobać szyby samochodów. Zima nie zrobiła na nas dużego wrażenia, bo i nie jest duża. Wbrew obiegowej opinii prasowych tytułów. Prawdziwe mrozy w tej części Europy sięgają trzydziestu i więcej stopni. Śnieg pada na półtora metra, że nawet kreatywni księgowi nie mogą sobie z nim poradzić. To jest zima!
To, co mamy dziś to skromny świąteczny prezent, który poprawia świąteczny nastrój, a wraz ze wzrostem ciśnienia i pojawieniem się słońca również nastrój przedświąteczny. Dla nas to i tak niewiele zmienia. Na ulicach nadal coraz więcej samochodów. W sklepach tradycyjny wzrost zainteresowania wszystkim, co o każdej innej porze uznajemy za niepotrzebne, a w domach wzrost międzypłciwego napięcia na tle przygotowawczym do rodzinnych, na ogół, Wigilii. W polityce też jakoś spokojnie. W tygodniu poprzedzającym świąteczny tydzień nie wydarzyły się większe afery. Nic nie sprawiło, że przycichły echa komisji hazardowej, dociskowej, tej czy owej ogórkowej. Wprawdzie nic nie sprawiło, też że jakiekolwiek echa zakorzeniły się w świadomości społecznej choćby przez pół godziny. W kraju pojawiła się wprawdzie nowa partia – Polska Plus, ale nikt jej nie potraktował serio, bo wzięła się dzięki starym politykom. Nawet wybory Wielkiego Simplusa – jak trafnie zauważają niektórzy, nikogo już nie ekscytują. Chociaż nazwa może po części na to wskazywać nowy polityczny projekt nie jest też sponsorem ligi piłki siatkowej, co dodatkowo utrudnia przebicie się do żłóbka. Swoją drogą wielki szacunek dla Boga za przenikliwość wyboru czasu i miejsca narodzin swego Syna. Wyobrażacie sobie dwa tysiące lat później gdzieś w środkowej Europie. Kiedy nie ma lepszych tematów trzeba sięgać po „falę mrozów”, choćby to był tylko lekki powiew znad Skandynawii. Gdyby trafiła się taka gratka jak Święta Rodzina, to już byłoby coś. Najpierw programy w stylu „Uwaga” czy „Superwizjer” odkryłyby błąkających się po świecie ludzi. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fama o przyszłym królu, który ma się narodzić. Dla opozycji to woda na młyn. Trzeba byłoby tylko przechwycić małego, a rodziców tak związać umowami, żeby się smarkacz nie wtrącał, kiedy uda się przejąć władzę. Niezależne media prywatne nie byłyby zachwycone przyszłymi zmianami więc rządowi Herodowie mogliby liczyć przynajmniej na ich wsparcie.
Tymczasem z roku na rok niewiele się zmienia. Zaspokajając chwilową ciekawość sprawdziłem ostatnio tematy jakimi żyła Łomża – jak to się ładnie mówi w analogicznym okresie lat poprzednich. Dla przykładu w roku 2007 tak samo jak dziś, również mówiło się o centrach handlowych. Zastanawialiśmy się wspólnie czy w związku z obrotem gruntami w mieście, prokuratorzy też będą tam robić tam zakupy i czy zostaną obsłużeni? W tym samym roku kiwaliśmy też głowami w dowód uznania dla wyników badań społecznych, z których wynika, że prawie nikt nie chciałby, żeby jego dziecko zostało politykiem. Prawie wszyscy rodzice kochają swoje dzieci. Rok wcześniej zastanawialiśmy się nad poprawnością polityczną, Via Balticą, o hazardzie też już coś było. Upadały stocznie, budżet świecił pustkami. Zima też była. Nic nowego.
Mariusz Rytel