Wydajny galop
Polacy, Czesi i Grecy, to najbardziej pracowici mieszkańcy Europy – wynika z raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (w skrócie, o wiele bardziej znanym w naszym kraju: OECD). Z oczywistych powodów należałoby zająć się Polakami. Powody o tyle oczywiste, że Grecy wykopali sobie futbolowe mistrzostwo Europy, Czesi są nieźli w hokeja a my zostaliśmy na lodzie nawet na gorących piaskach Irackiej pustyni i dobrze, że nie trzeba obcokrajowcom tłumaczyć powiedzenia: “wystrychnięci na dudka”, bo wszyscy myślą, że znów się człowiek chwali bramkarzem Liverpool'u. Tak więc, ci słynni z zaskoczenia Polacy są najbardziej pracowitym narodem świata!
Idąc dalej jak po nitce Ariadny, widzimy, że na szczęście nie jest tak źle. Okazuje się że większość społeczeństwa pracowita jest jak pszczółki, tylko rolnictwo przyjęło z góry upatrzone pozycje trutnia
Problem w tym, że przyjmując iż to właśnie na wsi, przed sklepem z artykułami monopolowymi, marnuje się najwięcej potencjału pracy, zadajemy sobie istotne pytanie: Gdzie to mleko i miód płynący przez górnictwo, hutnictwo, szkolnictwo, które kształci przyszłych tytanów pracy. Służba zdrowia, która tych tytanów leczy i choćby był prawdziwy, z jednym okiem, renty nie dostanie bo pewnie symulant. Wymieniać można jeszcze wiele konarów, gałęzi i listków figowych gospodarki które miały być a nie są dochodowe. W zupełnie innym świetle jawi się stosunkowo nowa forma zarobkowania i jej przedstawiciel – europarlamentarzysta. Forma ta się jawi niezwykle pozytywnie a ujawnili ją dziennikarze Gazety Wyborczej ujawniając z kolei blog posła Samoobrony, Ryszarda Czarneckiego. Zdarzają mi się błędy, które mrożą krew w żyłach polonistów i mojej żony ale tym razem wszystko w porządku. Blog bowiem to nie nazwa potwora z sadzawki za stodołą, którym straszy się dzieci a rodzaj elektronicznego piśmiennictwa. Co do treści: cokolwiek o czymkolwiek, dostępne dla kogokolwiek. Taki oto sobie, internetowy pamiętnik. W swoim pamiętniku poseł dzieli się swoimi uwagami co do warunków pracy jakie zastał w Parlamencie Europejskim. Ma przestronne biuro i dwa komputery ale klawiatura nie po naszemu, żali się poseł. A “ą” albo “ę” trzeba napisać. Gdzie tu miejsce na wydajność. Całe szczęście, że Przewodniczący tego nie musi przeżywać bo by orgazmu dostał od frustracji. Ale i on nie jest bez winy i zwiódł na pokuszenie Czarneckiego. Europoseł pisze też w swoim pamiętniku o biegunce jakiej się nabawił gdy wracając do Polski z obrad Parlamentu Europejskiego, zjadł w dworcowej restauracji szaszłyki ze strusia. Podkreśla jednak, że skusił się na nie ze względu na osobę Andrzeja Leppera, który takowe strusie hoduje. Tak samo jak poseł nie spodziewał się, że do domu wróci galopem, tak i reszta Polaków pewnie nie spodziewała się, że jest mało wydajna. Tak się u nas pracowało przez 50 ostatnich lat.
A może my ciągle jesteśmy dojeni i to nie ma nic wspólnego z wydajnością?