Odwaga
Jak odważyć odwagę? Jakiej użyć wagi? Jaką wreszcie zastosować miarę, by odwagę odważyć? Otóż odwagę można zmierzyć w krótkim i wyjątkowo ulotnym czasokresie. Tak, jak kwiat paproci kwitnie tylko raz w Noc Świętojańską, odwaga ma również swoje pięć minut. Oczywiście, jakość odwag, to już zupełnie inna sprawa.
Podobnie jak w przypadku jakości złota, odwaga podlega próbie. Najbardziej wartościowa i najrzadsza jednocześnie polega na występowaniu zarówno przed, jak i po wydarzeniu determinującym. We wspomnianej już skali pięciominutowej, najlepiej jak dochodzi do głosu jakieś dwie i pół minuty przed, i tyle samo po. Oznacza to, na przykładzie, że kiedy odważny człowiek widzi rabusia, to reaguje. Obezwładnia delikwenta, pyta staruszkę o to, czy nic się jej nie stało, wzywa policję i stawia się piętnaście razy w ciągu najbliższych trzech lat na rozprawy sądowe w roli świadka. Aktem odwagi wielu określa również zachowanie występujące bezpośrednio przed apogeum wydarzenia. Ileż to się człowiek nie nagada: jak ta firma jest źle zarządzana, jakie błędy popełnia się w zamówieniach i dystrybucji. Wszystko trwa do czasu zorientowania się, że kierownik stoi w drzwiach. Wtedy wewnętrzne przekonanie o własnej potędze uchodzi jak powietrze z opony przeładowanego tira.
Okres powyborczy skutkuje natomiast wzrostem trzeciego rodzaju „odwagi”. Budzi się w narodzie gen Onufrego Zagłoby. Kiedy wszystko jest już jasne, dowiadujemy się na przykład, że pokonane SLD nigdy lewicą nie było. Przekonuje się o ich liberalnych rządach i wsparciu dla biznesmenów o oligarchicznych zapędach. Przypomina się podatek Belki i obniżenie CITu, co stało w sprzeczności z przedwyborczymi zapowiedziami. Okazuje się, że Robin Hood zabierał biednym i po zmroku zanosił na zamek. Dzieje się tak, między innymi, na Interii. „Parówkowym”, ale jednak jednym z najpopularniejszych portali internetowych w kraju. Wirtualnym miejscu, gdzie trudno było uświadczyć podobnych opisów w ciągu wielu ostatnich lat. PiSowi obrywało się za chrapanie, nawet POwskie „ośmiorniczki” odnotowywano z dziennikarskiego obowiązku, ale czarny kawior na czerwonych stołach nie był często tematem opracowań i wnikliwych analiz.
Każdy rodzaj „odwagi” ma swój określony moment występowania uzależniony od okoliczności. Teraz jest łatwiej, bo Tatarzyn się już raczej nie odwinie. „Lewica” pokonała się sama, a młody „facet z brodą” w trzy dni od słynnej debaty zdekomunizował Polskę. Dokonał tego, co postsolidarnościowym elitom III Rzeczypospolitej nie udało się przez ostatnie dwadzieścia sześć lat. Teraz jest już łatwiej.