Powroty z ciepłych krajów
Polska istnieje teoretycznie, nie tylko dlatego, że PO nie ma pieniędzy, jak wynika z podsłuchów ministra Sienkiewicza. Naszego kraju faktycznie nie ma, nie tylko dlatego, że rządzi nami banda ubeków powiązanych w globalny spisek sowiecko – niemiecki, jak twierdzi redaktor Michalkiewicz. Polski brak nie tylko dlatego, że administracja działa wbrew obywatelom, a cały aparat państwowy wydaje się być po to, by wycisnąć z ciebie ostatnie życiowe soki.
Tak twierdził kiedyś pan Kluska. Przedsiębiorcy teraz mogą sobie w głowie policzyć, czy coś od tamtego czasu się zmieniło? W ogóle, nasz kraj istnieje tylko teoretycznie, ponieważ przede wszystkich coraz mniej o nim wiemy. Nie mamy pojęcia, co się dzieje w Polsce. Sytuacja jak ze starej brytyjskiej baśni, w której zła wiedźma została pokonana brakiem zainteresowania. Wszyscy ją olali, ognisko zgasło. Jak na obozie harcerskim.
Ciągle tylko Ukraina i Ukraina, Putin, Obama, Merkel i Rosja. Wszystko to oczywiście jest ważne, ale możemy skończyć jak ratownik, który ciągle krzyczy, że gdzieś tam się pali. Jak przyjdzie pożar, nikt nie będzie zwracał na to uwagi. Ze sprawami wagi światowej nie mogą konkurować jakieś tam afery podsłuchowe i problemy gospodarcze. Jedyną przeciwwagą dla informacyjnej monotonii stał się jedynie wybór premiera Donalda Tuska na wicepapieża! Poseł Libicki, zapewne po wnikliwej analizie biografii znanych Polaków w nowożytnej historii, był łaskaw zauważyć, że sukces obecnego premiera przebija tylko niejaki Karol Wojtyła. Kontekst jest prosty, tylko on jest więc największym z żyjących. Wałęsa, Buzek, Kubica i Małysz nie udźwignęli – taki to ciężar. Być może wkrótce premier zmieni nazwisko na Milijon? Katuszy zapewne cierpiał nie będzie, ale ponoć zgodził się, za intratną posadę, ograniczyć prawa imigracyjne dla około miliona swoich rodaków w Wielskiej Brytanii. To oficjalne dane, w rzeczywistości jest tam nas nawet ponad 2 miliony. Jeżeli okaże się to prawdą, będzie to bez wątpienia większy sukces niż przeprowadzenie Izraelitów przez Morze Czerwone. Porównanie może okazać się właściwe, z poprawką na radio Erewań. Nie przez Morze Czerwone, a przez Kanał La Manche. Nie Żydów, a Polaków. Nie do Ziemi Obiecanej, a z powrotem. No, to jak oni wrócą do kraju. Jak rozejdą się po domach i rozejrzą dookoła. To będzie o nas głośno w całym świecie. Wszyscy o nas powiedzą, co powinno zadowolić przynajmniej część społeczeństwa. A premiera nie uratuje nawet ochotniczy batalion członków Platformy pod dowództwem Stefana „Semenczenko.” Zresztą, nie wiadomo, czy będzie z kogo formować oddział. I na pewno będzie trzeba wykreślić słowo „ochotniczy.”
Mariusz Rytel