I co z tego?!
Pytanie to robi ostatnio furorę. Jest znakiem rozpoznawczym zmieniających się trendów kulturowych i społeczeństwa w ogóle. To takie pytanie retoryczne. Niby pytamy, ale poza formułą, w kontekście zawarta jest już odpowiedź. „I co z tego” można więc pisać bez jakichkolwiek znaków przestankowych. Po co komu ta cała interpunkcja w dzisiejszym zdygitalizowanym świecie. Oparcie w systemie zerojedynkowym jest powszechne, a jego rozprzestrzenianie się może konkurować jedynie z wirusem afrykańskiego pomoru świń.
Niedługo nie będziemy w stanie oddychać bez odpowiedniego zasobu pamięci operacyjnej. Wszystko, co miało ułatwić nam funkcjonowanie w świecie, sprawia, że żyć coraz trudniej. Stopień skomplikowania prawa, zależności społecznych jest na granicy zdrowia psychicznego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co mamy i czym się zajmujemy, w znakomitej większości jest nam do życia zupełnie niepotrzebne. Komu więc na tym zależy? Dla kogo jest to wygodne? Na pewno dla tych, co czerpią bezpośrednie zyski. Tu sprawa jest prosta. Musisz mieć nową „osom” komórę. Stara, chociaż dobra, nie spełnia wymogów lansu. Pośrednie wykorzystanie zamieszania jest jednak przerażające. Wykorzystują to bowiem rzesze polityczno – urzędniczego aparatu władzy. Kiedyś, jeżeli ktoś nie dopełnił obowiązków, konsekwencją była przynajmniej dymisja. To bardziej humanitarna wersja rozwoju cywilizacyjnego w czasach wojen i dworskich intryg w wersji hard. Powinięcie nogi skutkowało wtedy utratą głowy. Dziś dekapitacją nikt już się nie martwi. A że „kużden za uszami cosik ma”, to na wszelki wypadek nie ścina się nikogo. Nikt nie może być pewien swego, bo topór przechodzi z rąk do rąk, przekazywany co jakiś czas decyzją wyborców. Ograniczono więc skutecznie wpływy wyborców, dzięki czemu topór zmienił się w stępioną wydmuszkę kary. Zaczęło się od szczytów władz. Można więc bezkarnie organizować prywatne koncerty za publiczne pieniądze. „Zyski” z prostytucji wpisywać do budżetu. Można nie płacić ludziom za wykonaną pracę i oszukiwać, że się pracuje.
Lokalnym wykorzystaniem przykładu, który idzie z góry, jest niedawna sprawa niebezpiecznych ścieków nad Narwią. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Białymstoku stwierdził, że to z oczyszczalni. Specjaliści z Lublina mówią, że to zagraża życiu i zdrowiu ludzi. I co z tego?! W Łomży nikt nic nie wie, a nawet jak wie, to na pewno nie można oczekiwać od nikogo, żeby czuł się za to odpowiedzialny. Smród rozejdzie się po statystykach. Reszta rozpłynie się w Narwi. W gąszczu spraw i wniosków zwrot – i co z tego?! – staje się nowym drogowskazem działań.
Mariusz Rytel