Odpowiedzialność
Po nowym roku czekają nas podwyżki cen prądu. Delikatnie mówiąc, o kilkadziesiąt procent. Mogą oczywiście nie zgodzić się na to urzędu chroniące prawa konsumentów i stojące na straży konkurencji. Niestety są akurat zajęte walką z propozycjami podwyżki cen gazu. Niewykluczone, że im to umknie.
Podobno Rosjanie robią nas w jajo, a przez to nawet ceny nabiału idą w górę. Branża rolno-spożywcza dostaje gęsiej skórki na wieść o spadku wartości złotego. Podrożeje zapewne niemal wszystko. Ceny paliwa idą w górę. Transport funkcjonuje na granicy opłacalności, będzie musiał więc przerzucić przynajmniej część obciążeń na ostatecznego odbiorcę. To mądre słowa specjalistów. Taki branżowy żargon. Problem w tym, że pod pojęciem ostatecznego odbiorcy kryje się Nowak, Kowalski i inni. Normalni ludzie. Nie chcą od życia zbyt wiele. Pogodzili się z popołudniowym funkcjonowaniem na poziomie srebrnego pakietu kablówki, w miarę pewnej pracy i wolnego w weekendy. Nawet z tego są w stanie zrezygnować, byle tylko starczyło na edukację dzieci. Może one będą miały nieco lepiej. Niech uczą się języków, a jak okażą się ambitne, to będzie im lepiej. Może sami dadzą rade wyrwać światu to, do czego rodzicom nie starczał już sił i ochoty.
Państwo przespało okres prosperity. Inwestycje w aquaparki i lodowiska nie pomogą dzisiaj w sprawnym i tanim przesyłaniu prądu dzięki wyremontowanym sieciom energetycznym. Gaz i ropa płyną głównie z jednej strony. Z innych nie ma podjazdów do polskiej posesji. Trzeba więc po staremu płakać i płacić. Polityczne tarcia na górze i na dołach nie sprawiają wcale, że stajemy się coraz bardziej wypolerowani. Po prostu się ścieramy. Obyśmy mieli jeszcze za co. Nikt nie chce dać nam gwarancji i nikt nie chce wziąć za to odpowiedzialności.
Odpowiedzialność, to obok honoru najbardziej wrażliwa, nie tylko męska część ego. W jej imieniu przez całe stulecia wywoływaliśmy wojny, rabowaliśmy i chodziliśmy na zabiegi dentystyczne bez znieczulenia i rodziliśmy dzieci. Dzisiaj, każdy kto może ucieka od wzięcia na siebie odpowiedzialności za stan finansów państwa. Budownictwo, transport, koleje, wszystko chyli się ku upadkowi. Jest wielu chętnych wizjonerów, którzy wiedzą jak to wszystko naprawić. Znaczy, nie jest jeszcze tak źle. W ostatniej fazie, za prawdziwe reformy wezmą się tylko polityczni głupcy. Wiadomo, na pochyłe drzewo nawet Salomon nie naleje. Nie ma z czego. Teoretycznie odpowiedzialność polityczną ponoszą wszyscy niedobrzy. Jeżeli ktoś sam się nie poda do dymisji, to wykopiemy go brakiem poparcia. Wybory mają być skutecznym lekiem. Jeżeli jednak taki minister Grabarczyk jakimś cudem dostanie się do Sejmu, to już nie zostanie więcej szefem resortu. Na drodze staną mu poczucie obowiązku i odpowiedzialności premiera. Czasami trzeba odejść samemu. Jak nasz przyjaciel Silvio z Włoch. Znany jest z talentu do śpiewania, który ustępuje jedynie talentowi do nocnych imprez. Niebywałe w jego wieku. Odszedł, wziął odpowiedzialność. Nie ma go. Tak jak wielu przed nim i po nim na niezliczonych szczeblach władzy, na różnych szerokościach geograficznych. I tu kłania się historia, którą niedawno opowiedziała mi Pani Wanda, którą z kolei odpowiadał Stanisław Tym. O Jasiu, cwaniaczku, który puścił bąka. Za karę musiał wyjść za drzwi, z cała klasa została w tym smrodzie.
Mariusz Rytel